PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Młodość bez sprawności wystawia rachunek w przyszłości

2022-04-04 08:59:21(ost. akt: 2022-04-04 09:15:22)
zdjęcie ilustracyjne

zdjęcie ilustracyjne

Autor zdjęcia: pixabay.com

Jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Starzeję się razem z pokoleniami odchodzącymi z mojej szkoły. Rocznik za rocznikiem umyka z sal i boisk w świat coraz bardziej odległy od mojego zrozumienia fizyczności. "Pan od fikołków." Teraz marzymy, aby uczeń potrafił po nich wstać z materaca.
Mówi Bartek, nauczyciel wychowania fizycznego:

Diagnozy, pomysły... Tysiące kliknięć w komputer, aby wszystko się obroniło papierem. To codzienność ważniejsza niż lekcja. Wymogi ustawy naginam do sprawności uczniów zamykając wszystko oceną. Oceną, która coraz bardziej przypomina informację o tym, że uczeń ma być zadowolony.

Jako trener popołudniami oddycham w atmosferze innych pragnień. Pół życia za mną. Wszystko działa w biomechanicznej funkcji bez większych zawirowań. W umyśle opierając się na info kolegów i koleżanek, też jest dobrze. Uczniowie i zawodnicy konsultują ze mną swoje problemy. Rodzina, ta najbliższa i dalsza nie myśli o tym, aby mnie wyeksmitować. Potrafię się cieszyć z małych postępów uczniów. Nie męczą mnie tysiące powtórzeń tych samych czynności.

Nie jest źle — tak myślę do momentu wejścia do szkoły. Za jej drzwiami zaczyna się inny świat.


Zastanawiam się, czy moja praca przynosi jeszcze społeczne plusy? Coraz trudniej jest mi zdefiniować odbiorcę mojego przekazu. Czy to wypalenie, czy coś więcej?

Odpowiedzialność — to o niej przypomniał mi znajomy psycholog. To ona cię niszczy każdego dnia. Odpowiedzialność za inne dzieci. To obciążenie, które dotyka każdego, kto pracuje w szkole, w klubie. Inna, bardziej wyczerpująca od opieki nad własnymi maluchami. Bezwzględna pułapka szkoły złapała nie tylko mnie. Widzę w niej także innych.

Nauczyciel wychowania fizycznego. Społeczna równia pochyła nasz statut zabrała ze sobą. Sprawności nie da się nauczyć, trzeba ją wypracować. My powinniśmy wskazać kierunek, aby uczeń sam dążył do jej poprawy. Aby zagościła w nim na stałe, uzależniając od poszukiwania tej potrzeby, wymaga systematyczności. To klucz, który buduje i wciąga tworząc poczucie panowania nad ciałem. Dopiero wtedy możemy mówić o sukcesie. Od tego momentu wszystko staje się łatwiejsze.

Niestety baza, na której mamy budować, z roku na rok jest coraz bardziej krucha. Gubi się w cywilizacyjnej wygodzie. Nadopiekuńczość rodzica często staje się wygodą dla dziecka. Zuboża jego samodzielność i ma związek z diagnozowaną wartością cech motorycznych, które dla nas, nauczycieli w-fu są fundamentem pracy. Kilka minut statystycznej aktywności w lekcji wychowania fizycznego to za mało, aby obudzić uśpiony organizm. Podwórka dbające o fizyczność wnętrza pozostają wspomnieniem rodziców i dziadków. Kara za wybryki młodości ograniczająca pobyt na nich bolała. Teraz często nakaz pobytu na nim jest postrachem dla dziecka.

Wysiłek powodujący zmęczenie przez ucznia jest niezrozumiały i nieakceptowany. Przyśpieszony oddech, kolki, czy szybszy rytm serca przeraża przyzwyczajone do komfortu dzieci.


Niepokoi otoczenie i nas. Nie wiemy, czy to norma zmęczeniowa, czy rzeczywiście zagrożenie zdrowotne. Zatrzymanie lekcji staje się jej częścią. Tak jest prawie zawsze, jak chcemy zrobić cokolwiek wychodząc poza strefę.

Trzeba się zmęczyć, aby poczuć radość — dwa odległe bieguny, które łączy przymus wysiłku. Młodość bez sprawności wystawia rachunek w przyszłości. Trudno ten stan wytłumaczyć teoretycznie. Potrzeba rywalizacji odpłynęła w wirtualny świat. Ćwiczenia gimnastyczne wywołują nudę i ból naciąganych mięśni. Przewroty, w obawie ryzyka poważnych urazów, budzą lęk. Stanie na rękach, to nie tylko problem dla słabych ramion. To również asekuracja z elementami dotyku, hamująca nasze działanie. Skoki w dal i wzwyż, gimnastyczne ewolucje na skutek pozbawienia kontaktu z podłożem zaskakują niebezpieczną utratą kontroli nad ciałem. Sprawdzian szybkości, to walka z utrzymaniem linii prostej i koordynacyjna walka o przetrwanie. Dłuższe biegi, to już prowokowanie losu. Gry sportowe są okazją, aby po prostu postać. Wszystko stoi na głowie. Tylko nie na w-fie.

Wiem, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Ale każdy z nas ma w klasie coraz więcej uczniów, którzy nie są w stanie sprostać bardzo podstawowym wymaganiom. Indywidualizacja w grupie staje się niemożliwa. Skupienie się na jednym, odwraca uwagę od reszty, która na pewno w tym czasie przekroczy wymagania narzucone podstawą programową. Każdy rodzic wie jak trudno jest zapanować nad 1-2 dzieci w domu, jak nie mają zajęcia. A my musimy zapanować nad wielokrotnością tej liczby. Czasami sam autorytet nie wystarcza w starciu z ich potrzebami chwili.

Ławka niećwiczących, to nieprzewidywalna aktywność. Często lekcja zaczyna przypominać gaszenie wielu małych pożarów. Nawet jak się udaje, to zdarzające się późniejsze potyczki z rodzicami, wychowawcami, dyrekcją znowu budzą emocje.

Jak będzie dalej w zdegradowanej i źle ocenianej oświacie? Nie wiem. W ciągu ostatnich lat do mojej sekcji trafiają dzieci i młodzież jakby z innego świata fizyczności. Uczniowie przychodzą i odchodzą w poszukiwaniu cudu oglądanej w internecie sprawności niewiele mającej wspólnego z tą, którą mają w sobie. Trening zaczyna się od nauki biegania i koordynacji ruchowej, wzmocnienia partii mięśniowych. To konieczność, która ma chronić dziecko w dalszym szkoleniu. Wymaga czasu. Długiego; czasami rok i więcej w zaniedbanym organizmie. Wiem, ilu to wytrzymuje. Zostają jednostki.

Wszystko gdzieś się poprzewracało na edukacyjnej drodze. Nauczyciel w założeniu wspomagający proces wychowawczy, stał się problemem w społecznym odbiorze. Dziecko, to subwencyjny dostawca pieniędzy dla samorządu. Rodzice gubią się w natłoku sprzecznych przekazów, a ministerstwo hula pomysłami na potrzeby wyborczej większości.

Bez zmian, wzorowanych na sprawdzonych systemach, coraz trudniej będzie się spotkać na podmiotowym gruncie. Mur wzajemnych pretensji zawładnął wszystkimi, zamiast być wzajemnym wsparciem. Zaufanie i usamodzielnienie ucznia jak w fińskiej szkole. To marzenie niedostępne w polskiej oświacie. To przepaść dziesięcioleci.

A w bęben 18-godzinnego pensum z przyjemnością wali nie tylko internetowy hejt uważający, że 3-4 lekcje dziennie to stanowczo za mało, aby nauczyciel mógł być zmęczony. Przecież wszystkie inne obowiązki szkolne, to tylko wielogodzinna przyjemność kompensująca lekcyjne przygody.

Trening 4-10 kwietnia. Tydzień ze startem lub sprawdzianem

poniedziałek: wolne od biegania
wtorek: rozbieganie z 2x (5x30 sek.) p. 1.30 min p. między seriami 8 min w truchcie, 8-12km
środa: wolne od biegania lub rower 1 h + sprawność, siła z gumami
czwartek: rozgrzewka 30 min +WT (stadion) – 4-5 x 600 m w tempie rekordu na 5 km, p. 5 min w truchcie i marszu. Po 10 min trucht
piątek: wolne
sobota: rozruch przedstartowy 20-30 min lub wolne
niedziela: sprawdzian 5 km lub zaplanowany start

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5