PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Nauczyciel wychowania fizycznego stał się zawodem podwyższonego ryzyka

2019-12-10 09:25:02(ost. akt: 2019-12-10 09:40:22)
Zdjęcie jest ilustracją do artykułu

Zdjęcie jest ilustracją do artykułu

Autor zdjęcia: pixabay.com

Jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Starzeję się razem z pokoleniami odchodzącymi z mojej szkoły. Rocznik za rocznikiem umyka z sal i boisk w inny świat. Świat coraz bardziej odległy, od mojego zrozumienia fizyczności.
Wymogi ustawy dostosowuję do sprawności uczniów, zamykając wszystko oceną. Oceną, która coraz bardziej przypomina informację o tym, że uczeń ma być zadowolony. Diagnozy, pomysły po nich. Tysiące kliknięć w komputer, aby wszystko się obroniło papierem. To codzienność przed wszystkim.

Jako trener sztuk walki popołudniami dopełniam swój zawodowy świat. Niedawno minęła mi czterdziestka. Wszystko działa w biomechanicznej funkcji bez większych zawirowań. W umyśle opierając się na info kolegów i koleżanek, też jest dobrze. Uczniowie i zawodnicy konsultują ze mną swoje problemy. Rodzina ta najbliższa i dalsza nie myśli o tym, aby mnie wyeksmitować.
Czyli nie jest źle.

To dlaczego idąc do pracy zastanawiam się, czy to co robię, ma jeszcze społeczne znaczenia? Coraz trudniej jest mi zdefiniować odbiorcę mojego przekazu. Co się ze mną dzieje? Przecież potrafię się cieszyć z małych postępów uczniów i zawodników. Nie męczą mnie tysiące powtórzeń tych samych czynności. Tylko dlaczego odczuwam niepokój jak idę na lekcję, czy rozpoczynam trening?


Bezwzględna pułapka szkoły przyszła nie tylko do mnie. Widzę ją także u innych wokół. Czy to tylko niepokój, czy coś więcej? Nauczyciel wychowania fizycznego stał się zawodem podwyższonego ryzyka. Sprawności nie da się nauczyć, trzeba ją wypracować. My powinniśmy wskazać kierunek, aby uczeń sam dążył do jej poprawy. Dopiero wtedy możemy mówić o sukcesie. Od tego momentu wszystko staje się łatwiejsze.

Ale jak to zrobić, aby zagościła ona w uczniu na stałe, uzależniając go od poszukiwania tej potrzeby? Systematyczność to klucz, który buduje i wciąga. Tworzy poczucie panowania nad ciałem w każdej chwili. Niestety baza na której mamy budować fundamenty z roku na rok jest coraz bardziej krucha. Gubi się w cywilizacyjnej wygodzie.


Lekcja staje się jedynym momentem wysiłku fizycznego. Jednak kilkuminutowa statystycznie aktywność podczas niej, to za mało na nawyk wysiłku. Podwórka kształtujące ją samoistnie pozostają wspomnieniem rodziców i dziadków. Kara za wybryki młodości ograniczająca pobyt na nim - bolała. Teraz często nakaz pobytu na nim, jest postrachem dla ucznia.

Zmęczenie jest niezrozumiałe i nieakceptowane. Budzi niepokój. Każdy ból będący naturalną reakcją na wysiłek jest odbierany jako zagrożenie dla istnienia i często przechodzi w panikę. Przyśpieszony oddech, kolki, czy szybszy rytm serca przeraża ucznia przyzwyczajonego do komfortu odczuć. Niepokoi otoczenie i nas. Nie wiemy, czy to norma zmęczeniowa, czy rzeczywiście zagrożenie zdrowotne. Zatrzymanie lekcji staje się jej częścią. Tak jest prawie zawsze jak chcemy zrobić cokolwiek wychodząc poza strefę komfortu.

Trzeba się zmęczyć, aby poczuć radość. Dwa bardzo odległe bieguny, które łączy przymus wysiłku. Trudno ten stan wytłumaczyć teoretycznie. Potrzeba rywalizacji odpłynęła w wirtualny świat.

Ćwiczenia gimnastyczne, to nuda i ból naciąganych mięśni. Przewroty, to już ryzyko poważnych urazów. Stanie na rękach, to nie tylko problem dla słabych ramion. To również asekuracja z elementami dotyku, hamująca nasze działanie. Skoki w dal i wzwyż, gimnastyczne ewolucje na skutek pozbawienia kontaktu z podłożem zaskakują nieprzewidywalnym wykonaniem. Sprawdzian szybkości to walka z utrzymaniem linii prostej i koordynacyjna walka o przetrwanie. Dłuższe biegi to już prowokowanie losu. Gry sportowe to okazja, aby po prostu postać... Wszystko powoli stoi na głowie. Tylko nie na w-fie.

Wiem, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Ale każdy z nas ma w klasie coraz więcej uczniów, którzy nie są w stanie sprostać bardzo podstawowym wymaganiom. Indywidualizacja w grupie staje się niemożliwa. Skupienie się na jednym, odwraca uwagę od reszty, która na pewno w tym czasie przekroczy wymagania narzucone podstawą programową.
Każdy rodzic wie jak trudno jest zapanować nad 1-2 dzieci w domu jak nie mają zajęcia. A my musimy zapanować nad wielokrotnością tej liczby. Czasami sam autorytet nie wystarcza w starciu z ich potrzebami chwili.

Ławka niećwiczących, to też nieprzewidywalna aktywność. Lekcja zaczyna przypominać gaszenie wielu małych pożarów. W ciągu ostatnich lat na treningi trafiają dzieci i młodzież jakby z innego świata fizyczności. Rotacja na zajęciach jest coraz większa. Uczniowie przychodzą i odchodzą w poszukiwaniu cudu oglądanej w Internecie sprawności, niewiele mającej wspólnego z tą, którą mają w sobie. Trening zaczyna się od nauki biegania i koordynacji ruchowej, wzmocnienia partii mięśniowych. To konieczność, która ma chronić dziecko w dalszym szkoleniu. Wymaga czasu. Długiego - czasami rok i więcej w zaniedbanym organizmie. Wiem, ilu to wytrzymuje. Zostają jednostki.

Czy tylko ja to widzę i odczuwam? Myślę, że nie. Jak będzie dalej w zdegradowanej i źle ocenianej oświacie? Nie wiem. Czuję jednak, że bez zmian, wzorowanych na sprawdzonych systemach coraz trudniej będzie się spotkać się rodzicami na podmiotowym gruncie.

Wiem, że obie strony mają świadomość tego stanu. Niestety, mur wzajemnych pretensji zawładnął tym światem, zamiast nim być we wzajemnym wsparciu. Zaufanie i usamodzielnienie ucznia jak w fińskiej szkole. To marzenie niedostępne w polskiej oświacie. To przepaść dziesięcioleci.
Wszystko gdzieś się poprzewracało na edukacyjnej drodze. Nauczyciel w założeniu wspomagający proces wychowawczy, staje się problemem w społecznym odbiorze. Dziecko to subwencyjny i samorządowy dostawca pieniędzy w budżetowym terminarzu.

A w bęben 18-godzinnego lekcyjnego pensum z przyjemnością wali nie tylko internetowy hejt uważający, że 4 lekcje dziennie to stanowczo za mało, aby nauczyciel mógł być zmęczony. Przecież wszystkie inne obowiązki szkolne, to tylko wielogodzinna przyjemność kompensująca lekcyjne przygody.


nauczyciel w-fu

Trening 10-15 grudnia. Zabierzmy dzieci na trening.

Wtorek. Rozbieganie 30 min. + 5x100 m podbiegi (15 stopni, swobodnie, ale równo i mocno) p. 2 min. + 4x30 m skip A z 60-100m przebieżką p.2 min. - 8 -12km
Środa. Marszobieg z dziećmi.
Czwartek. Rozbieganie 3 km + duża sprawność w terenie + 3 km.
Piątek. Wolne
Sobota. Rozgrzewka 30 min + 3-6 x 500m (2 min) w crossie p 3 min - 10-15 km
Niedziela. wolne lub swobodne wybieganie do 1h

Za tydzień: Leczenie ruchem – czy to możliwe?

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5