PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Tydzień aktywności statystycznego ucznia. Czy naprawdę tak musi wyglądać?

2023-06-05 09:35:25(ost. akt: 2023-06-05 10:50:47)

Autor zdjęcia: źródło: Pixabay

Idąc do pracy zastanawiam się, czy to co robię ma jeszcze społeczną wartość. Coraz trudniej jest mi zdefiniować odbiorcę mojego przekazu. Jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Popołudniami, jako trener, dopełniam zawodowy świat.
Z niepokojem patrzę jak rocznik za rocznikiem umyka z sal i boisk w przestrzeń coraz bardziej odległą od mojego zrozumienia fizyczności. Diagnozy, tysiące kliknięć w komputer, aby wszystko się obroniło papierem. To codzienność przede wszystkim. Wymogi ustaw dostosowuję do sprawności uczniów, zamykając wszystko oceną, która coraz bardziej przypomina informację o tym, że uczeń ma być zadowolony.

Statystyczna połowa życia już za mną. Wszystko działa w biomechanicznej funkcji bez większych zawirowań. W umyśle opierając się na info od kolegów i koleżanek, też jest dobrze. Uczniowie i zawodnicy konsultują ze mną swoje problemy. Rodzina, ta najbliższa i dalsza nie myśli o tym, aby mnie wyeksmitować. Nie męczą mnie tysiące powtórzeń tych samych czynności. Potrafię się cieszyć z małych postępów uczniów i zawodników.

Czyli nie jest źle. Tylko dlaczego odczuwam niepokój jak idę na lekcję, rozpoczynam trening? Co się ze mną dzieje? Odpowiedzialność – to o niej przypomniał mi znajomy psycholog. To ona cię niszczy każdego dnia.


Odpowiedzialność za inne dzieci. To obciążenie dotyka każdego, kto pracuje w szkole. Inne, bardziej wyczerpujące od opieki nad własnymi maluchami.
Bezwzględna pułapka szkoły przyszła nie tylko do mnie. Widzę ją także u innych. Nauczyciel wychowania fizycznego stał się zawodem podwyższonego ryzyka. Sprawności nie da się nauczyć, trzeba ją wypracować. My powinniśmy wskazać kierunek, aby uczeń sam dążył do jej poprawy. Dopiero wtedy możemy mówić o sukcesie. Od tego momentu wszystko staje się łatwiejsze.

Ale jak to zrobić, aby zagościła w uczniu na stałe, uzależniając go od poszukiwania tej potrzeby? Codzienna powtarzalność to klucz, który buduje i wciąga. Potrafi pokonać początkowe niechęci tworząc poczucie panowania nad ciałem w każdej chwili. Niestety baza na której mamy budować fundamenty z roku na rok jest coraz bardziej krucha. Gubi się w cywilizacyjnej wygodzie.

Nadopiekuńczość rodzica często staje się wygodą dla dziecka. Zuboża jego samodzielność i ma związek z diagnozowaną wartością cech motorycznych, które dla nas, nauczycieli w-fu, są punktem wyjścia. Lekcja staje się jedynym momentem fizycznego wysiłku. Jednak kilkuminutowa aktywność podczas niej, to za mało na nawyk.

Podwórka kształtujące ją samoistnie pozostają wspomnieniem. Kara za wybryki młodości ograniczająca pobyt na nim bolała. Teraz często nakaz pobytu na nim, dyscyplinuje.

Każdy ból będący naturalną reakcją na wysiłek jest odbierany jako zagrożenie dla istnienia i często przechodzi w panikę. Przyśpieszony oddech, kolki, szybszy rytm serca przerażają ucznia przyzwyczajonego do komfortu odczuć. Niepokoi otoczenie. Nie wiemy, czy to tylko zmęczenie, czy rzeczywiście zagrożenie zdrowotne. Zatrzymanie lekcji staje się jej częścią. Tak jest prawie zawsze jak chcemy wyjść poza strefę komfortu ucznia.

Trzeba się zmęczyć, aby poczuć radość. Dwa bardzo odległe bieguny, które łączy przymus wysiłku. Trudno ten stan wytłumaczyć teoretycznie. Potrzeba rywalizacji odpłynęła w wirtualny świat.


Ćwiczenia gimnastyczne to nuda i ból naciąganych mięśni. Przewroty, to już ryzyko poważnych urazów. Stanie na rękach, to nie tylko problem dla słabych ramion. To również asekuracja z elementami dotyku, hamująca nasze działanie. Skoki w dal i wzwyż, gimnastyczne ewolucje na skutek pozbawienia kontaktu z podłożem zaskakują nieprzewidywalnym wykonaniem w zaburzeniu orientacji przestrzennej. Nawet zwykły podskok, aby oderwać się od podłoża sprawia wykonawczą trudność. Sprawdzian szybkości to walka w utrzymaniu linii prostej i koordynacyjna zawierucha. Dłuższe biegi to wolicjonalna porażka. Gry sportowe to okazja, aby po prostu postać.

Uczniowie otoczeni chmurami e-dymu i napojami napędzającymi na chwilę młode życie, wydają się tym nie przejmować. Wszystko powoli staje na głowie. Tylko nie na w-fie. Wiem, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Jednak ten się coraz bardziej zapełnia. Każdy z nas ma w klasie coraz więcej uczniów, którzy nie są w stanie sprostać podstawowym wymaganiom. Indywidualizacja w grupie staje się niemożliwa. Skupienie się na jednym, odwraca uwagę od reszty, która na pewno w tym czasie wyjdzie poza wymagania podstawy programowej.

Każdy rodzic wie, jak trudno jest zapanować nad 1-2 dzieci w domu. My musimy zapanować nad wielokrotnością tej liczby. Czasami sam autorytet nie wystarcza w starciu z potrzebami chwili. Ławka niećwiczących to samodzielna, nieprzewidywalna spontaniczność. Lekcja zaczyna przypominać gaszenie wielu małych pożarów.

W ciągu ostatnich lat na treningi trafiają dzieci i młodzież jakby z innego świata fizyczności. Rotacja na zajęciach jest coraz większa. Uczniowie przychodzą i odchodzą w poszukiwaniu cudu oglądanej w Internecie sprawności, niewiele mającej wspólnego z tą, którą mają w sobie. Trening zaczyna się od nauki biegania i odbudowy koordynacji ruchowej, wzmocnienia partii mięśniowych. Ta konieczność, która ma chronić dziecko w dalszym szkoleniu wymaga czasu. Długiego - czasami rok i więcej w zaniedbanym organizmie. Wiem, ilu to wytrzymuje. Zostają jednostki.

Czy tylko ja to widzę i odczuwam? Myślę, że nie. Jak będzie dalej w źle ocenianej oświacie? Nie wiem. Czuję jednak, że bez zmian, wzorowanych na sprawdzonych systemach trudno będzie spotkać się wszystkim na podmiotowym gruncie. Medialne akcje nie zastąpią pracy dnia codziennego. Wiem, że społeczne oceny są podobne. Mur wzajemnych pretensji zawładnął nami, zamiast być fundamentem wzajemnego wsparcia. Sprawność przyszłych pokoleń nie może dzielić.

Poprawna fizyczność ucznia przewróciła się na edukacyjnej drodze. Nauczyciel w założeniu wspomagający proces wychowawczy, staje się problemem w społecznym odbiorze. Dziecko to subwencyjny dostawca pieniędzy w budżetowym terminarzu samorządów. Rodzic płacący podatki oczekuje i wymaga często według własnego systemu wartości.

W bęben 18-godzinnego lekcyjnego pensum z przyjemnością wali internetowy hejt uważający, że cztery lekcje dziennie to stanowczo za mało, aby nauczyciel mógł być zmęczony. Przecież wszystkie inne obowiązki szkolne, to tylko wielogodzinna przyjemność kompensująca lekcyjne przygody.
mówił nauczyciel w-fu

Trening 5-11 czerwca. Tydzień aktywności statystycznego ucznia. Czy naprawdę tak musi wyglądać?
poniedziałek: wolne. Trochę ruchu na szkolnym korytarzu i do domu
wtorek: W-f (czy 7 minut wysiłku statystycznie na lekcji potrafi zmienić ucznia?)
środa: znowu w-f dzisiaj... Ale jak, przecież mnie boli po wczorajszym? No to ławka niećwiczących po usprawiedliwieniu od rodzica
czwartek: umówiłem się na rower. Do lasu tylko kilometr. A tam wirtualna rywalizacja w smartfonie
piątek: w piątek na ostatniej lekcji - w-f. Nie, nie, dzisiaj gra, jakoś zleci
sobota: nareszcie można pospać. Komputer i rozrywkowy wieczór
niedziela: dzisiaj niedziela, muszę odpocząć. Przecież jutro szkoła...

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5