PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Oliwia pozdrawia Iławę i opowiada, czym jest sport dla Szwajcarów

2023-02-13 09:00:00(ost. akt: 2023-03-28 11:42:47)
Oliwia Tkaczyk i szwajcarski krajobraz górski

Oliwia Tkaczyk i szwajcarski krajobraz górski

Autor zdjęcia: archiwum Oliwii Tkaczyk

Wymagające gimnazjum przy LO w Iławie nie przeszkadzało Oliwii w lekkoatletycznych treningach. Teraz mieszka i uczy się w Szwajcarii. Poprosiłem ją o porównanie szkolnego wychowania fizycznego i amatorskiego sportu w obu krajach.
"Teraz u mnie ze sprawnością różnie" – mówi Oliwia. I kontynuuje swoją szwajcarską opowieść:
— Jak to się stało, że tam jesteśmy z Filipem - to już pytanie do mojej mamy. Dziękuję jej za ten wybór. Pewnie, że tęsknię za iławskim klimatem. Czuję się Polką. Jednak na pewno przesiąkłam europejskim klimatem.

Włożyłam wiele pracy, aby po czterech latach uzyskać maturę w Szwajcarii. Wszystko trzeba było ogarnąć od nowa. Szkoła jak szkoła — chcesz ją skończyć na poziomie, a nie tylko zaliczyć. Nie ma zmiłuj. Po niej zapisałam się na psychologię. To kierunek z ogromną masą teorii.

Aby ją wchłonąć potrzebny jest reset w fizycznej aktywności. Krótki spacer, rower, góry pozwalają oczyścić głowę. Inaczej nie zmieszczą się w niej tony informacji. Sport, nawet ten malutki, to dobry sposób na edukacyjny oddech.


W gimnazjum, podobnie jak w Polsce, w-f był wpleciony w siatkę lekcji. Dwie klasy ćwiczyły jednocześnie. To bardzo pomocny system szczególnie wtedy, jak jest możliwość zmiany grup, aby poznać lepiej uczniowskie otoczenie. Mogliśmy chodzić z chłopakami na w-f. W zależności od zajęć zmieniano nam nauczyciela raz na półrocze, lub rok. Na niektórych specjalistycznych blokach towarzyszyła nam dwójka nauczycieli.

Największa różnica jest jednak w różnorodności lekcji wf-u. Baza i sprzęt sportowy dostępny bez problemu na pewno zaskoczyłby polskich rówieśników. Drążki, koła do gimnastyki artystycznej, frisbee (talerze do rzucania), trampoliny, piłki - także do żonglowania, sprzęt lekkoatletyczny, boiska pozwalają na trening różnych dyscyplin. Niektóre bloki powtarzały się co rok, lub w dwuletnim odstępie. Ale np. żonglerka była tylko jednorazową przygodą. Każdy z nich po kilku miesiącach kończył się sprawdzianem z kilku zadań narzuconych i tych do wyboru. Ocena końcowa, to średnia z ich zaliczenia.

Były też warsztaty przygotowujące do umiejętności poprowadzenia zajęć sportowych.

Po lekcjach w-fu jest możliwość skorzystania z prysznica. To standard dostępny dla każdego w poszanowaniu prywatności i sprzętu.


Ilość godzin podobna jak w Polsce. Struktura lekcji też. Czasami wychodziliśmy pobiegać do lasu, albo robiliśmy wypad na stand up paddling (wiosłowanie na stojąco). Dwa razy w roku szkoła organizowała Sporttag (dzień sportu). Zimą narty, snowboard, sanki i górskie wędrówki. Letnia oferta jeszcze bardziej atrakcyjna. Od gier sportowych, po górską wspinaczkę. Pamiętam nawet koszykówkę na wózkach, na którą można było się zapisać. Zrozumienie niepełnosprawności nabierało innej przestrzeni.

Corocznie organizowany jest Bergtag (dzień górski). Wszystkie klasy wychodziły w góry. W przedmaturalnej klasie cały tydzień spędziliśmy w nich nocując w schroniskach. W podstawówce jest podobnie, tylko w mniejszym zakresie. Zajęcia ruchowe w czasie lekcji przedmiotowych są sporadycznie wplatane w nie. A wyjście na zewnątrz budynku w czasie dużej przerwy, to już obowiązek każdego bez względu na pogodę. W środkowej Szwajcarii przedszkolaki w piątki wychodzą do lasu. Sztywny kalendarz zawsze tworzy społeczne nawyki.

Moim zdaniem system szwajcarski jest bardziej przyjazny. W-f traktowany jako zabawa bez niepotrzebnej spiny bardziej angażuje. Ławka niećwiczących też ma inny wymiar. Masz kontuzję, jesteś na zwolnieniu – nie przychodzisz na lekcje. Jak możesz ćwiczyć w ograniczonym zakresie z powodu złego samopoczucia, robisz to. Są też wśród nas osoby, dla których sport stanowi trudne wyzwanie w zaangażowaniu, jednak ogólny bilans jest zdecydowanie bardziej dodatni niż w Polsce.

Duży procent młodych ludzi należy do klubów sportowych, chodzi na siłownie. Jednak największą różnicę widzę w wieku emerytalnym. Górskie szlaki są pełne dojrzałych ludzi. Baseny i parki w grze boule okupują te roczniki. Szwajcarzy nie zatrzymują się pomimo upływu lat.

Na studiach jest bardzo duży wybór zajęć sportowych. Na część z nich trzeba się zapisać, na niektóre jak koszykówka można pójść spontanicznie. Są też takie, które wymagają pośpiechu, żeby się na nich znaleźć z uwagi na wielkość grup (taniec, sporty walki). Większość ofert jest bezpłatna. Niektóre wymagają symbolicznej wpłaty 30 franków szwajcarskich za semestr. Są też luźne sportowe warsztaty.

Koszykówkę, na którą lubię zaglądać bez obowiązku zapisów, pół roku temu zastąpił taniec towarzyski. Trudno mi utrzymać systematyczność z uwagi na plan zajęć i trochę lenistwo. Pandemia też przyhamowała ambicje. Jak tylko mogę chodzę pieszo. Czasami biegam. Rower, łyżwy, snowboard – dokładam do pakietu moich potrzeb. Nie mam regularności w tym, ale szukam endorfin jak tylko mogę sobie pozwolić na ten darmowy luksus.

W środkowej Szwajcarii, w której spędziłam kilka lat, wycieczki w góry całych rodzin to społeczny standard. Trasy są przygotowane w różnych stopniach trudności. Od kamienistych w dużym wymaganiu sprawności, do spacerowych z wózkami. Na każdym etapie można skorzystać z kolejki. Dlatego sprawność nawet lekko pokruszona nie zniechęca do trudniejszych szlaków. Krajobrazy zostawiają niezapomniane wspomnienia.

Piłka nożna jest jednak najpopularniejsza. Wielu moich znajomych jak jej nie kopie, lub ogląda, to bierze udział w imprezach biegowych. Od klasycznych, do trudniejszej przeszkodowej rywalizacji. W górach wiele osób szusuje rowerami. Wdrapują się na nie i w powrocie przez las w adrenalinie szukają wrażeń. W miastach położonych nad rzeką (Berno, Bazylea, Zurich, Genewa) widok w lecie pływających w środku miasta osób nikogo nie zaskakuje. W Bazylei, w której teraz mieszkam jest pełno rowerów. Bardzo popularny jest spływ z Wickelfisch (nadmuchiwany plecak). To super zabawa polegająca na tym, że idzie się w górę rzeki z plecakiem. Wkładamy do niego rzeczy, pompujemy i niczym z bojką spływamy w dół. Paralotnie to też część szwajcarskiego klimatu aktywności.

Myślę, że w Szwajcarii nie ma takiego parcia na wynik w młodym wieku jak w Polsce. Jest zabawa w sport, z której wyłania się wąska grupa poszukująca mistrzostwa. Ja wolę skrzyknąć się w kilka osób i zagrać turniej bez stresu podium. Traktujemy sport jako dodatek do życia, a nie życie. Akceptacja takiego zaangażowania jest widoczna w społeczeństwie.

Pozdrawiam Iławę
Oliwia Tkaczyk

Przyjemnie się patrzy, jak młodzi rozwijają swoje światy troszkę dalej od komina pierwszego domu. To oni tworzą przyszłość, także dla nas.

Trening 13-19 lutego. Tydzień w akcencie sprawdzianu
poniedziałek: rozbieganie z 5 skip A, B, C – 20 m p.1 min. Między seriami p. 3 min z 100 m lekko z górki, 8-10 km
wtorek: rozbieganie 30 min z 3-5x 100 m, po — sprawność i siła z gumami oporowymi
środa: wolne od biegania
czwartek: rozbieganie z 4-8 x 30 sek. p. 2 min w truchcie i marszu, 6-12 km
piątek: wolne od biegania lub rozruch 20-30 min przed Testem Coopera
sobota: rozgrzewka, po tym - Test Coopera, lub 2-4 x1 km p. 1 min. w tempie Testu – 12 min
niedziela: marszobieg lub rozbieganie regeneracyjne

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5