PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Mateusz Krawiecki: Wynik to tylko część sportowego życia [zdjęcia]

2023-01-16 07:40:00(ost. akt: 2023-01-16 07:47:37)
Mateusz Krawiecki w trakcie startu w zawodach OCR (biegi przeszkodowe)

Mateusz Krawiecki w trakcie startu w zawodach OCR (biegi przeszkodowe)

Autor zdjęcia: Mateusz Iwanczyk Photo

Mateusz Krawiecki to jedna z ciekawszych postaci rywalizujących w OCR. Doświadczony weteran, jak popatrzymy przez pryzmat startów. 6 medali mistrzostw Polski i brąz mistrzostw Europy. Za nim 115 runmageddonów. 69 razy stawał na podium, 28 razy jako zwycięzca. Niezła statystyka.
Proporcje ciała i swobodna mobilność w kontroli motorycznej muszą iść w parze, aby na mecie z szacunkiem czekać na pokonanych. Nawet jak w płucach nie brakuje tlenu, przeszkoda potrafi poskładać każdego z elity. Czasami trzeba zagrać o całą pulę. Różnie się to później kończy – przyznaje Mateusz Krawiecki. Wynik to tylko część jego sportowego życia...


Mówi Mateusz Krawiecki:
— Trenuję, bo lubię. Nic na siłę. Jestem sportowcem na własnym etacie. Trenuję od 7 do 12 razy w tygodniu. Do ogromnych wymagań sprawności ogólnej dokładam w roku 4-6 tys. km w terenie. Jestem wegetarianinem. Poprzez holistyczne podejście do fizyczności, kontuzje czasami tylko szepczą w zmęczeniu.

Czuję się i jestem trenerem ruchu, motorycznym przewodnikiem w medycznej umiejętności przywracania sprawności. Pomagam odkryć innym to, co zniszczyło piętno wygody. Moja codzienność obraca się w sporcie. W iławskiej Fit Stacji odtwarzam ruchowe wzorce i zabieram ból tym, którzy ufają, że sport może go pokonać. Wiara w niego powoduje, że czarodziejska moc budzi pasję i prosi o pozostanie w niej.

W zawodzie trenera pracuję 8 lat. Nie trzeba być specjalistą, aby zauważyć w jakim kierunku fizycznej sprawności pochyla się społeczna jakość tej funkcji. Z bólowymi odczynami przychodzą do studia coraz młodsze osoby. Lata 80, 90-te, to był jeszcze czas wariactwa podwórek i łąk. Na każdym placu coś się działo. Pełne popołudnia w fizyczności oznaczyły trwale nasze roczniki. Nikt nas nie woził do szkoły, nikt nie uważał, że pot jest wrogiem cywilizacji. Naturalne odruchy przysiadu, wspinania, biegania, z którymi rodzą się dzieci, zostały zablokowane przez nas samych. Wszyscy znamy przyczyny.

Jedziemy do szkoły, siadamy w ławce. Na przerwie przycupnięci ze smartfonem zawieramy znajomości. Wracamy do domu i zanurzamy się z powrotem w statyczny świat. Koordynacja — to słowo powoli będziemy musieli odgrzebywać w słownikach, aby zrozumieć jego sens.


Inwalida ruchowy, to brutalne słowo naciska domofon do drzwi naszej sprawności. Homo computerus – nowa istota zaczyna zapełniać osiedla. Starsze roczniki otoczone wymówką braku czasu i postępującego dyskomfortu ciała rezygnują z aktywności wchłaniając postępujący upadek dynamizmu wnętrza. Na końcu tej drogi czeka rehabilitacja. Nie każdego stać na ten naprawczy finansowo proces. Zrozumienie przyczyny i skutku jest dłuższe niż kilka zabiegów, które i tak nic nie poskładają.

Czy naprawdę nie mamy w sobie minimalnej potrzeby sportu, aby życie stało się łatwiejsze? Godzina treningu 2-3 razy w tygodniu, to tylko 1,5 % tygodnia.
W swojej propozycji jestem obok szkolnego wychowania fizycznego. Zrozumienie ciała w poprawnym działaniu staje się składową zabawowej aktywności dzieci podczas naszych zajęć. Dorośli, to inny segment potrzeb. Lata zaniedbań są bezwzględne. Nie możemy poddawać się upływowi czasu i czekać tylko na cud. Prawdziwe cuda zawdzięczamy tylko sobie. Mamy prawo do oczekiwania sprawności. Możemy je wyegzekwować tylko pracą. Zasad wewnętrznej konstytucji nikt nie przeskoczy.

Mam doświadczenie w tym, co robię dla siebie i innych. Już na pierwszym treningu mogę ocenić jak wspólnie możemy upiec sprawnościowy sukces. Najważniejsze jednak są trzy pierwsze spotkania. Są jak randki. Oczekujemy ich w emocji. Oceniamy i poddajemy się ocenie. Jak zaiskrzy, to jest szansa na trwały związek. Pamiętam dziewczynę, która chciała się po prostu wyrwać z domu. Mieć chociaż dwie godziny dla siebie w tygodniu wolne od domowego kieratu przyjemności. Tylko na pewno bez biegania - zastrzegała na początku. "To nudny sport, nie kręci mnie". Bolące kolana dołożyła do pakietu wymówek. Ogłada motoryczna zmieniła wszystko. Teraz zanim przyjdzie na trening, to biega 3 x w tygodniu. Wciągnęła męża i siostrę w ten świat.

Jest też druga strona medalu. Bardziej smutna w ocenie. Słomiany zapał, karnet zakupiony przez przyjaciół, rodzinę, dzieci. Kilka wizyt i rezygnacja. Tak też się zdarza. Powroty wtedy są trudniejsze. Wiemy, co nas czeka. Jak nastąpią, są jednak trwałe pomimo, że jest gorzej niż miesiące, czasami lata wcześniej. Batalię przegrywamy w głowie. W niej kiełkuje ziarenko sukcesu.

30% moich podopiecznych pragnie zgubić zbędne kilogramy, 40% poszukuje drzwi do sprawności i sposobu na ucieczkę od bólu, 20% utrwala wzorce ruchowe i traktuje trening jak społeczną potrzebę bycia z ludźmi o podobnych oczekiwaniach. Jeden na dziesięciu, to sportowcy, którzy wspomagają ciało w stabilizacji i motoryce, aby osiągnąć wynik.

Kontuzje to wypadkowa wielu składowych. Z tym wyzwaniem też muszę sobie poradzić, aby pomóc innym. To nie musi być stracony czas dla sportu. Jak przepracujemy, jej konsekwencje pozostają ogromną wartością wiedzy, po której w szkole ślizgaliśmy się w zaliczeniu.

Wychowanie fizyczne w obowiązku szkolnym jest nauką o potrzebie własnej fizyczności. Można dyskutować o nim godzinami okładając się argumentami racji wynikających z własnej oceny. Jednak te 45 minut aktywności, jaka by ona nie była, zostawia ślad w łańcuchu fizyczności. Pamiętam swoje wf-y. Graliśmy u księdza na podwórku, bo nie było gdzie. Sprawdzian na km biegaliśmy po szutrze do figurki i z powrotem. Nikt nie narzekał. Dziewczyny nie bały się rozmazanego makijażu. Nie było bazy sportowej tak obecnej teraz na każdym kroku.

Piękne sale, bieżnie. Szkoły pełne wykwalifikowanych nauczycieli z dziesiątkami certyfikatów. Czego więc brakuje, aby odpalić wewnętrzny mechanizm w uśmiechu zmęczenia? Może mentorów, nauczycieli, którzy poza kwalifikacjami są wzorem do naśladowania, a nie etatowym przywódcą. To trudny segment dyskusji. Szczególnie wtedy jak spojrzymy na role w-fu w społecznym oczekiwaniu, w którym indywidualna potrzeba kłóci się ze zbiorowymi nakazami podstawy programowej. Szkolny sport mieści się w konflikcie między tymi, co chcą coś zmienić w nim, a tymi, którzy oczekują, aby trwał w etacie — zauważa Mateusz.

Tyle zdążyłem zanotować podczas krótkiej wizyty u Mateusza. Wrócimy do niego.
Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

Trening 16-22 stycznia. Bieganie zaczyna się od poprawy sprawności
poniedziałek: rozbieganie + 4-8 x 100 m podbieg, co drugi swobodna przebieżka z górki, 6-12 km
wtorek: stabilizacja
środa: rozbieganie 15-20 min z 3 x 60-100 m, po 20 minut - bardzo trudny cross w rozbieganiu z elementami marszu, jak podbiegi są zbyt strome. Wybieganie po 1-2 km
czwartek: triathlonowa zakładka. Rozbiegane 20-30 minut przed basenem lub rowerem
piątek: wolne
sobota: rozbieganie 30 min z 4x100 m (wg schematu submax - wolna, szybsza, najszybsza, wolna) po - 2x1 km w tempie rekordu z testu Coopera, p. 10 min, 8-14 km
niedziela: wolne od biegania


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5