Marek Kałuża: Do rzeźbienia potrzebuję człowieka

2022-01-26 10:00:00(ost. akt: 2022-01-26 10:08:08)
Styczeń 2022 r. w pracowni. Właśnie powstaje rzeźba rybaka

Styczeń 2022 r. w pracowni. Właśnie powstaje rzeźba rybaka

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Marek Kałuża to iławski rzeźbiarz, instruktor rzeźby oraz mecenas sztuki. Spotykamy się w pracowni, w której panuje twórczy nieład. Natomiast, jak z całą pewnością twierdzi nasz gospodarz, sytuacja odwrotna panuje w jego głowie. Mimo chaosu, z jakim się wypowiada, ma wszystko poukładane nawet do 20 lat do przodu.

– Rzeźba rybaka – takiego jak ten tutaj – to pana sztandarowa praca.


– Ten będzie dodatkowo owinięty siecią. Zrobiłem już z tysiąc podobnych, a nadal ta postać cieszy się zainteresowaniem. Często rzeźbię na zamówienie, do kościołów, na jubileusze. I ten rybak pojedzie do Niemiec, na urodziny. Jak pamiętam, a rzeźbię od lat 80, to zawsze Niemcy przyjeżdżający na Warmię i Mazury życzyli sobie właśnie taką pamiątkę. Teraz często taką charakterystyczną pamiątką stąd jest też żaglówka czy czapla. Ale rybak ciągle na podium.

– Przy Kuźni Talentów, czyli nadrzecznym zbiorowisku starych przedmiotów i pańskich rzeźb, dzieje się coraz więcej.


– Zazwyczaj przygotowuję je jednoosobowo. Ktoś zapyta: jak z takiego chaosu on mógł coś wykrzesać? A jednak! Może z trzynaście razy mogę po coś jechać, ale w końcu wszystko ma ręce i nogi. Organizuję m.in. niewielkie koncerty, wernisaże, a ostatnio także Jarmark Bożonarodzeniowy. Prowadzenie Stowarzyszenia Twórców Kultury Regionu Iławskiego IST-ART nauczyło mnie dobrej organizacji.


Podczas grudniowego Jarmarku Bożonarodzeniowego
Podczas grudniowego Jarmarku Bożonarodzeniowego
fot. Edyta Kocyła-Pawłowska

– Uczył się pan fachu od teścia, który jeszcze wtedy nie był teściem.


– Chodziłem do "budowlanki", która to szkoła kształtowała młode umysły, nie tylko kształciła. Niestety, z Młodzieżowej Orkiestry Dętej przy "budowlance" mnie wyrzucono, bo talentu zabrakło. Szkołę jednak ukończyłem. Z dyrygentem śp. Bogdanem Olkowskim potem się zaprzyjaźniłem. Jeszcze w szkole Jan Kowalski, który później stał się moim teściem, wprowadził mnie w kanony sztuki rzeźbiarskiej. Obydwaj mnie ukształtowali. Lubiłem przyrodę. Wychowałem się na Tonym Haliku i... robiłem bumerangi. W szkole średniej pomyślałem, że może ta robota w drewnie to coś dla mnie? Ale nie stolarstwo, tylko właśnie rzeźba. Któregoś razu do pracowni przyszła piękna dziewczyna. Wielu chłopaków tam chodziło, konkurencję miałem sporą (śmieje się). I tak rzeźbienie stało się moim sposobem na życie, a z pierwszym nauczycielem tego fachu staliśmy się wkrótce rodziną.

– Rozmawialiśmy głównie o interesach, a ja chciałam o rzeźbieniu w ludzkich duszach i sercach. Dziś to pan przyjmuje takich młodzieńców w pracowni. Sam też odwiedza przedszkola, szkoły, również poza Iławą. Młodzi się do pana garną.


– Każdego traktuję tak samo, czyli z szacunkiem. Nieważne, czy ktoś ma lat siedem, czy siedemnaście, czy siedemdziesiąt siedem. Od razu się zaprzyjaźniamy i atmosfera staje się luźna. A wtedy drewno, dłuto i wiedzę łatwiej się przekazuje. Ta osoba łatwiej mnie akceptuje, nie ma bariery czy tremy. To jedna przyczyna, dlaczego się garną. Uczę rzeźbić już od 37 lat. Nie mam wykształcenia pedagogicznego, ale metody same mi się rodzą. Zawsze szukam w sobie sposobów na przełamanie lodów, na zainteresowanie. Po kwadransie – i to najwyżej kwadransie! – następuje zazwyczaj moment znużenia. Szukam więc "sztuczek", jak dzieciaki zainteresować. I udaje się – nawet czterolatki. Biją mi brawo już na wejściu. Coś pięknego!
A młodzież? Z nimi jeszcze łatwiej. Trzeba młodych traktować normalnie (śmieje się). Oczywiście też ciekawie podać wiedzę. Ważne: ja nie jestem szkołą rzeźbiarską! Może gdybym był, to miałbym łatwiej w życiu. Nie przyjmowałbym wszystkich, tylko tych tak zwanych rokujących. A ja, na pytanie, czy można się zapisać, odpowiadam: Tak, siadaj.
Ale czy o to chodzi, żeby mieć łatwiej...?


Kuźnia Talentów to miejsce oblegane przez dzieci
Kuźnia Talentów to miejsce oblegane przez dzieci. 2017 r.

fot. Mateusz Partyga

I przychodzą. Bywało przed pandemią, że i po dwudziestu. Rzeźbią, rozmawiają, obgadują problemy, chwalą się sukcesami. Jednak dzieciom trzeba umieć się sprzedać: tę swoją pasję, zawód, hobby. To chyba jednak o to chodzi. A my tu się nawzajem słuchamy. Mimo że ja gadułą jestem (śmieje się). Czuję, że po sobie zostawię pokolenie rzeźbiarskie. Może to jakaś moja misja? Oprócz tego, jak na początku rozmawialiśmy, rzeźbię rybaka, żeby się jakoś utrzymać. A nauczanie? Tutaj to raczej ja koszty ponoszę... To obnażanie swoich emocji, wysłuchanie. To koszt psychiczny. Czasem się do pracy nie mogę pozbierać, bo ktoś mi swoją historię opowiedział. A czasem wręcz przeciwnie – cudze historie mnie uskrzydlają. Jestem kolegą, nauczycielem, instruktorem, może coś z rodzica też powinienem mieć. Nie jestem, jak wspomniałem, wykształconym pedagogiem, może tez dlatego tak mnie to wyczerpuje. Ale mija godzina i jestem znowu sobą. To naprawdę ciężka praca. Bo mam i stres artystyczny, i związany z BHP. Do tego proces wychowawczy. A jednak lubię to.
Z innych przyjemności - lubię jeść. Jednak przy pracy siedzącej, a lubię do kawy coś słodkiego zjeść, dbam też o to, by się przejść pięć kilometrów. Żeby nie tylko jeździć samochodem.

– Zauważa pan zmiany w ostatnim czasie?


– Mam teraz inny materiał do "rzeźbienia". To są inne dzieci. Bardziej zamknięte. Muszę więcej z siebie dać, żeby je rozkręcić. Zachęcić, żeby się łatwo nie poddały. Mamy historyczny czas, to na pewno. Zauważam też po sobie. Po tych wszystkich lockdownach to powinienem ze sto rzeźb mieć gotowych, na wystawę, która planuję. Ale nie mam, mimo że czasu miałem mnóstwo. Dlaczego? Bo do rzeźbienia potrzebuję drugiego człowieka: dzieci i młodzieży. przychodzących do mnie na zajęcia. Ludzi na ulicach i turystów zaglądających do Kuźni Talentów. To mój motor napędowy.
Natomiast w sierpniu lub wrześniu, teraz już wiem, chcę zorganizować swoją wystawę, podsumowującą 40+ lat pracy twórczej. Chciałbym, żeby podsumowała moje osiągnięcia i przemianę. A ta we mnie następuje... Na tej wystawie rybaka nie będzie (śmieje się)! Mam jeszcze sporo siły i kiedyś, na 50-lecie pracy twórczej, planuję jeszcze jedną, o ile będę rzeźbił. Chcę sprawdzić sam siebie, czy mi się uda. Różne rodzaje drewna, drewno mające dwa tysiące lat, czarny dąb. Czereśnia, orzech, wiśnia. Z drewna lipowego może jedna rzeźba będzie, bo na co dzień to właśnie w nim rzeźbię. Nie! Zrobiłem sobie przeszkodę, 10 poprzeczek wyżej! Chcę zrobić coś z drewna, w którym trudno rzeźbić. Chcę światu, sobie, Iławie... podziękować. Może to będzie natchnienie dla innych? Ale przede wszystkim siebie chcę połechtać. Że Marek Kałuża, niby taki ukształtowany, a jeszcze się może zmienić.

– Skupmy się w takim razie na pochwałach. Sporo nagród już pan otrzymał.


– Rzeczywiście. I to nie o "kasę" w nich chodzi. Jest to sposób uhonorowania moich działań. Żyję z rzeźbienia, więc w teorii powinienem wszystko, co się da, robić dla pieniędzy. Bez pieniędzy nie da się żyć. Ale czy tylko pieniądze są siłą napędową życia? Otóż nie! Nie da rady robić cały rok wszystkiego dla pieniędzy. Trzeba się udzielać. I ten sposób działania jest we mnie. Nie tylko dla mamony, nie tylko gonitwa za pieniędzmi, uczenie dzieci w różnych miejscowościach – i to jest cenione. I przynosi różne nagrody. I od burmistrza naszej Iławy. Posiadam wiele statuetek, na przykład Twórcy Wizerunku Iławy, za całokształt. Wszystkie chyba, jakie iławski ratusz może przyznać. Mam też wojewódzki medal Zasłużony dla Warmii i Mazur. Krzyż Zasługi od prezydenta. Od ministra kultury - Zasłużony dla Kultury. Do tego stypendia. To się opłaca. Nawet jeśli nie dla pieniędzy, to dla satysfakcji, dla docenienia. Ja się z tego bardzo cieszę i mam apetyt na więcej.



Jeden z wielu konkursów: rok 2014. Przemek Chała (w pierwszym rzędzie) zdobył pierwszą nagrodę podczas konkursu o tematyce myśliwskiej. W konkursie wzięli udział także: Natalia Szczygłowska (pierwsza z prawej), Patryk Kaniecki, Kacper Świergalski, Kacper Kęsicki, Bartek Petlik (trzeci z lewej) i Marek Kałuża (pierwszy z lewej)
fot. Mateusz Partyga

Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5