Prezes GS-u, Henryk Dzierzęcki odchodzi na emeryturę. Na stanowisku zastąpi go kobieta [ROZMOWA]

2021-01-10 09:17:05(ost. akt: 2021-01-10 09:59:11)
Henryk Dzierzęcki do końca grudnia tego roku był prezesem iławskiego GS-u

Henryk Dzierzęcki do końca grudnia tego roku był prezesem iławskiego GS-u

Autor zdjęcia: Magdalena Rogatty

44 lata pracy zawodowej, 17 lat prezesury w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Iławie, 16 lat działania na rzecz samorządu jako radny miasta Iława, a potem jako radny powiatowy. Wierny lewicowym poglądom. Można powiedzieć spełniony człowiek. Henryk Dzierzęcki opowiada o tym, jak on widzi z perspektywy czasu swoje zawodowe i polityczne życie.
Gminna Spółdzielnia "Samopomoc Chłopska" istnieje ponad 70 lat, ma swoją historię, tradycję i dobre imię. To sklepy spożywcze, piekarnia, ale nie tylko. Czym właściwie jeszcze zajmuje się GS?
- Spółdzielnie z założenia miały obsłużyć w stu procentach mieszkańców wsi i miasteczek. Dlatego też działalność była swego czasu bardzo szeroka, w tej chwili jest okrojona. Nie ma już skupu zbóż, skupu żywca, skór i jaj. Nie ma istniejących kiedyś Klubów Rolnika. Byliśmy przygotowani do takiej działalności, aktualnie prowadzimy tylko jej część, głównie działalność handlową w 15 sklepach. Na bazie obrotu rolnego sprzedawane są u nas materiały budowlane, węgiel, pasze, nawozy oraz prowadzony jest skup złomu i makulatury. W naszej piekarni przy ul. Grudziądzkiej w Iławie produkowane są 22 rodzaje wysokiej jakości pieczywa. Aktualnie Spółdzielnia liczy 53 członków i zatrudnia 92 pracowników, w tym uczniów doskonalących swoje umiejętności w zawodzie piekarza i sprzedawcy.

W jakim stanie według Pana zostawia Pan firmę swojemu zastępcy?
- Bilans zysków i strat mojej prezesury pozwoli mi z dumą i satysfakcją przekazać firmę mojej następczyni. W tym miejscu chciałbym poinformować, że moje miejsce zajęła pani Natalia Kaniuka, dotychczasowa kierowniczka działu handlu Gminnej Spółdzielni. Funkcję prezesa objęła 1 stycznia 2021 roku. Firma ma mocny fundament, aby móc dalej działać i się rozwijać. Suma bilansowa aktywów i pasywów jest tego odzwierciedleniem. Wzrosła ona w ostatnich latach o ponad 1 mln 600 tysięcy złotych, fundusz własny wzrósł o 600 tysięcy złotych, a fundusz zasobowy prawie o 1 mln 50 tysięcy złotych. Majątek trwały, czyli obiekty, są w dobrym stanie ponieważ w ostatnim czasie było wykonanych bardzo dużo prac jeżeli chodzi o nowe inwestycje, ale także i remonty. Środki transportu są w dobrym stanie technicznym, na bieżąco są remontowane i wymieniane na nowe, jeśli zachodzi taka potrzeba. Wszystkie sklepy zostały wyposażone w nowe urządzenia techniczne, a ich konserwacja jest przeprowadzana na bieżąco.


Kiedy obejmował Pan stanowisko prezesa w jakiej kondycji była spółdzielnia?
- Obejmując funkcję prezesa wiedziałem tak naprawdę co przejmuję ponieważ przez 13 lat byłem zastępcą prezesa, a więc pośrednio również byłem odpowiedzialny za to, w jakim stanie jest firma. Można powiedzieć, że znałem wszystko od podszewki. Każdy rok i następny okres to różne uwarunkowania i wyzwania. Taka firma jak GS to jest żywy organizm, w którym ciągle coś się dzieje, nieustannie trzeba coś remontować, wymieniać i inwestować. Do utrzymania jest prawie 9 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, 42 tysiące gruntów i ponad 11 tysięcy dachów, a więc jest co robić. Każdy rok przynosi jakieś zadania. Przez te 17 lat mojej prezesury zostało zrobionych bardzo dużo inwestycji, oczywiście mniejszych i większych, remontów, zakupów, wymiany środków transportu oraz sprzętu. Trudno byłoby wymienić to wszystko w tym momencie.


Co uważa Pan w takim razie za swój sukces?
- Za sukces mogę uznać to, że udało się zbudować nowe sklepy w Nowej Wsi i Rudzienicach, zrobić kapitalny remont pawilonu handlowego w Ząbrowie, skanalizować bazę przy ul. Grudziądzkiej 71, kupić pawilony handlowe w Iławie przy ul. 1-go Maja i Zielonej – wykupiliśmy prawo wieczystego użytkowania na własność wszystkich gruntów w Iławie. Uruchomiliśmy osiem samoobsługowych sklepów, zamiast sprzedaży detalicznej, w tym cztery w sieci franczyzowej Lewiatan. Odzwierciedleniem tego, że firma cały czas się rozwija jest to, że trzeci raz z rzędu jesteśmy nominowani do rankingu Gazele Biznesu. Jest to ranking najdynamiczniej rozwijających się małych i średnich przedsiębiorstw. Tytuł ten jest potwierdzeniem dobrej kondycji finansowej firmy, wiarygodności w oczach kontrahentów i klientów.

Według Pana, jakie cechy charakteru sprawiają, że ktoś jest odpowiedni do zarządzania firmą?
- Na pewno musi być w człowieku odwaga do podejmowania decyzji, często też tych niepopularnych. Trzeba być też człowiekiem kompromisu. Ważna jest umiejętność słuchania ludzi i wyciągania odpowiednich wniosków. Bywają one pozytywne ale i negatywne, jak w życiu. Myślę, że takie cechy to też rzetelność, motywacja i pokora, tolerancja, uczciwość, lojalność i odpowiedzialność. Na pewno też szef powinien być osobą bezkonfliktową. Bez tych cech zarządzanie jest bardzo trudne albo niemożliwe.


Jak Pan wspomina swoich pierwszych szefów. Od kogo uczył się Pan prowadzenia firmy?
- Pierwszych szefów to tak na dobre poznałem tu w Gminnej Spółdzielni. Pierwszym był Edward Anaczkowski, do 1981 roku. Drugim szefem był Franciszek Dembiński, od 1981 r. do 2003 r. Potem byłem już ja. Mogę powiedzieć śmiało, że od nich właśnie uczyłem się prowadzenia firmy. Choć uważam, że każdy człowiek musi sam wyznaczyć sobie ścieżkę zawodową, po której kroczy. Do tej pory z jednym i drugim prezesem utrzymujemy bardzo życzliwe kontakty.

Proszę wspomnieć początki swojej pracy zawodowej?
- Pracę zawodową rozpocząłem dokładnie 1 lipca 1976 roku w Spółdzielni Kółek Rolniczych od razu jako majster budowy. Był to krótki epizod, bo już 29 kwietnia 1977 roku zostałem wcielony do wojska. Tam trafiłem do szkoły podoficerskiej, po jej ukończeniu zostałem kapralem. Skierowano mnie do jednostki do Olsztyna, do tzw. OTK (Wojska Obrony Terytorialnej Kraju), gdzie szybko awansowałem i pełniłam funkcję dowódcy plutonu. Po odbyciu służby wojskowej 25 maja 1979 roku rozpocząłem pracę w Gminnej Spółdzielni w Iławie, jako kierownik grupy remontowo-budowlanej. Zdarzyło się potem, w latach 1989-1990, że wyjechałem na kontrakt na budowę do Lwowa, był to wówczas ZSRR, dziś Ukraina. Po powrocie, od 1990 do 2003 roku byłem zastępcą prezesa a od 1 stycznia 2004 roku do chwili obecnej jestem prezesem.


Jak Pan dziś ocenia swoje uczestnictwo w polityce lokalnej? Przypomnijmy, wywodzi się Pan z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, przez 16 lat był Pan radnym najpierw w mieście Iława a potem w Radzie Powiatu Iławskiego, także pełniąc funkcję przewodniczącego tej rady.
- Nigdy nie traktowałem tego jako epizody życiowe tylko jako pełnowartościową pracę na rzecz mieszkańców, wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenie. Miałem zobowiązanie w stosunku do swoich wyborców, którzy na mnie postawili. Dwie kadencje działałem jako radny miejski w Iławie, w latach 1998-2006 i dwie kadencje jako radny Rady Powiatu Iławskiego, w latach 2006-2014. Najpierw jako radny, później jako członek Zarządu Powiatu Iławskiego – byłem przewodniczącym rady. Ponadto działałem w strukturach SLD, na szczeblu lokalnym, wojewódzkim i krajowym. I do dziś poglądom lewicowym jestem wierny.


Jest Pan liberałem i rozumiem, że tęczowa torba Panu nie przeszkadza w przestrzeni publicznej?
- Tak jestem liberałem i oczywiście, że mi nie przeszkadza. Ale dziś w polityce są rzeczy, które mi przeszkadzają. Jako ugrupowanie SLD byliśmy nieraz w opozycji, ale nigdy nie była to opozycja na zasadzie: nie, bo nie, bez uzasadnienia. Jestem zwolennikiem opozycji konstruktywnej a nie totalnej. W latach kiedy byłem radnym, to była jednak inna polityka niż dziś, bardziej kulturalna, przyjazna. W tej chwili kiedy obserwuję to, co się dzieje, nie mogę tego zrozumieć.

Nie brakuje Panu dziś tego uczestnictwa w lokalnej polityce?
- Nie, aktualnie nie czuję potrzeby bycia w polityce. Już pod koniec swojej ostatniej kadencji zachodziły zmiany, które już mi się nie podobały, obserwowało się taką, jak to nazywam „polityczną głupawkę”. Zresztą kiedy zaczynałem działać w samorządzie w latach 90-tych to i prestiż bycia radnym był jednak wyższy. Mam takie poczucie, że dziś społeczeństwo postrzega radnego jako zło konieczne, marginalizuje się go, a radny wykonuje przecież kawał dobrej roboty na rzecz mieszkańców i to czasami umyka krytykom. Zatem odszedłem bez żalu. Poczułem się wolnym człowiekiem.

Ale jest Pan nadal członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej?
- Tak, jestem.

Jak Pan ocenia działanie klubu SLD na arenie ogólnopolskiej?
- Kibicuję, ale ślepo wszystkiego nie popieram. Na przykład udział tak aktywny w strajku kobiet Włodzimierza Czarzastego uważam za nierozważne działanie, przepychanki z policją nie powinny być udziałem wicemarszałka Sejmu, tak uważam. Nie podoba mi się też zachowanie liderki strajku, która czasami zachowuje się wulgarnie, agresywnie. Uważam, że oczywiście można wypowiadać swoje zdanie, opinię, ale w inny sposób. Wyzywanie i plucie jest dla mnie karygodne.

Czy uważa Pan, że lewica dziś ma szanse na rozwój z tymi liderami, których ma?
- Ona ma szansę, ale moim zdaniem nie stanie się to tak szybko. Na scenie politycznej nastąpiła polaryzacja, na prawicy i lewicy. Dużo zmian zaszło kiedy na scenie pojawiła się Wiosna Roberta Biedronia i Partia Razem i doszło do podziału elektoratu lewicy. Wciąż brakuje takich liderów jak Aleksander Kwaśniewski, byłoby moim życzeniem żeby był bardziej aktywnym w polityce, to na pewno. Nie ulega wątpliwości, że był on jednym z najlepszych prezydentów. Natomiast muszę powiedzieć, że Włodzimierza Czarzastego bardzo lubię i cenię jako polityka.


Lokalna lewica zdaje się też jest podzielona….
- Lewica lokalna działa i jestem jej członkiem. Tyle chcę powiedzieć.

Nie mogę pominąć tradycji sportowych w Pana rodzinie. Córka Magda wiele lat cieszyła iławian swoimi sukcesami jako kulomiotka. Czy Pan miał na swojej drodze życiowej ambicje sportowe, pasje i zainteresowania w tym kierunku?
- Tak miałem i do tej pory bardzo interesuję się piłką nożną. Ponieważ wychowałem się na wsi, to oczywiście jak wszyscy chłopcy uganiałem się za piłką nożną. Czynnie grałem w LZS Janowiec Kościelny w piłkę nożną, nawet z awansem do ligi okręgowej. W szkole średniej ponadto biegałem na długim dystansie 5 kilometrów. Córkę Magdę, która była kulomiotką wspierałem, jeździłem z nią na zawody. Bo tak naprawdę ona nie była związana z żadnym klubem, jej trenerem był Feliks Rochowicz i on nadzorował jej rozwój sportowy.

Ostatnio kilku wielkich piłkarzy odeszło, m.in. Diego Armando Maradona, geniusz. Którego piłkarza ceni Pan najbardziej, bo na pewno ma Pan idola?
- Oczywiście, że mam. Najbardziej cenię polskiego piłkarza Włodzimierz Lubańskiego, występującego niegdyś na pozycji środkowego napastnika, reprezentanta Polski, olimpijczyka, trenera. Piłkarzem, którego cenię był też Johann Cruyff z Holandii.

Jeśli Pan pozwoli spytam trochę o życie prywatne. Ożenił się Pan będąc jeszcze w wojsku, opowie Pan trochę o swojej rodzinie?
- Z moją małżonką Elżbietą poznaliśmy się w szkole średniej, to była szkolna miłość, która do dziś szczęśliwie trwa. Mam dwie córki. Magdę, która jest policjantką i drugą córkę Justynę, która pracuje także w Gminnej Spółdzielni, jest główną księgową i członkiem zarządu GS-u. Za sprawą drugiej córki Justyny jestem szczęśliwym dziadkiem – wnuk ma dziś 16 lat a wnuczka 11 lat.

Jaki ma Pan plan na emeryturę? Czasu wolnego będzie dużo więcej. Czym się Pan interesuje, jak spędza wolny czas itd.?
- Lubimy z żoną podróżować, choć teraz nie ma dobrego czasu na to zajecie, ale czekamy. Zwiedziliśmy w sumie kilkanaście krajów. Teraz, w czasie pandemii, doceniamy to co mamy blisko. Mieszkamy w domu jednorodzinnym i mamy ogródek, w którym lubię czasem popracować. Mamy kwiaty, drzewka i warzywa. Bardzo lubię spacerować po lesie. Aktualnie na urlopie codziennie jestem w lesie i robię pieszo 7 – 8 kilometrów. Lubię także czytać, interesuje mnie głównie historia, ale też geografia. Oczywiście gazety czytam i jestem na bieżąco.

Czego będzie Panu brakowało na emeryturze najbardziej?
- Na pewno będzie mi brakowało kontaktu z ludźmi, być może będzie we mnie wciąż potrzeba posiadania życia zawodowego, obowiązków, tego wstawania o 6 rano i myślenia, co trzeba załatwić itd. Pierwszą kawę piłem zawsze w pracy i tego też pewnie będzie mi brakowało. Ale żona aktywnie uczestniczy w życiu Uniwersytetu Trzeciego Wieku i liczę, że wciągnie mnie w ten świat. No i po pandemii ruszamy w kolejne podróże.

www.powiat-ilawski.pl (M. Rogatty)

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5