PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Marta Góraj i jej podróż przez Ultra Hańczę [cz. 1]

2020-11-02 20:00:50(ost. akt: 2020-11-02 15:00:09)
Wokół głucha ciemność rozświetlana delikatnie przez światło czołówki. Uwielbiam ten czas, gdy otula mnie bezmiar nocy, a ja nie śpię — opowiada Marta Góraj (po lewej)

Wokół głucha ciemność rozświetlana delikatnie przez światło czołówki. Uwielbiam ten czas, gdy otula mnie bezmiar nocy, a ja nie śpię — opowiada Marta Góraj (po lewej)

Autor zdjęcia: Mariusz Rosół

Marta Góraj w wyjątkowy sposób przeprowadzi nas przez Ultra Hańczę. Dla niej to magiczne miejsce. Nie poczujemy skrajnego zmęczenia. Może tylko trud wkomponowany w krajobrazy. Kilkanaście godzin biegu. 102 km w otulinie Suwalszczyzny. Ultra Hańcza to nie tylko bieg. To podróż...
... Moi koledzy kardiolodzy, z którymi pracuję, stale mi powtarzają: "będziesz miała migotanie przedsionków od tego biegania." Odpowiadam im: wolę biegać i mieć migotanie przedsionków, niż mieć migotanie przedsionków współistniejące z otyłością, cukrzycą i nadciśnieniem tętniczym.

>>> Z miesiąca na miesiąc moje treningi stawały się coraz bardziej wymagające, bo cel też taki był. Z roku na rok dojrzewałam by biegać dalej. Mówią, że prawdziwe ultra zaczyna się od 100km. Byłam ciekawa. Jak to jest, jaki to wysiłek? Gdzie jest granica mojej wytrzymałości? Rok temu, gdy pojawiły się zapisy na Ultra Hańcza 102 km, nie wahałam się. Podjęłam wyzwanie.
Miejsc i zawodów na 100 km jest wiele, jednak te odbywają się na mojej ukochanej Suwalszczyźnie. To tam — jak mówią moi znajomi — niedźwiedzie polarne mówią dobranoc, a ptaki zawracają. Ja myślę, że one tam zostają. Dorastałam w tym krajobrazie. 20 lat nie ma mnie w nim. Jednak moje serce gdzieś tam jest. Wracam pełna dobrych wspomnień do rodzinnych stron.

Pierwsze zawody nad Hańczą wystartowały w 2018 roku na dystansie 28 km Turtul Trail i Ultra Hańcza 63km. Przez dwa lata odbywały się wczesną wiosną - w kwietniu. Suwalszczyzna jeszcze czuła mroźny oddech zimy, a jeziora, lasy, pola spowite białą mgłą i delikatnym lodem czekały na pierwsze ogrzewające promienie słońca.

Rok 2020 przyniósł zmianę. Hańcza przesunięta na wrzesień z powodu epidemii. Czekaliśmy cierpliwie. Forma rosła, jednak, gdy zbliżał się termin, moje obawy też nabierały wielkości.


Godzina 1.40 w nocy - śpiewa mi Lana Del Rey w budziku. Adrenalina, oczy są natychmiast szeroko otwarte. Ściska w brzuchu. W głowie natłok myśli, a w nich słowa trenera: jesteś gotowa.

Godzina 2.08 – mama też nie śpi - SMS od niej “dla mnie już jesteście wielcy”
Jeszcze tylko zamieszczam na fb utwór: “The final countdown” Europe i życzę znajomym dobrego dnia. Oni jeszcze śpią.


Start w pradolinie rzeki Czarnej Hańczy obok siedziby Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Turtul to miejsce magiczne, gdzie nawet zimą można dotknąć malin i truskawek.

Ruszamy - 3.00. Zaczynam zdecydowanie wolniej od moich przyzwyczajeń. Emocje mogą oszukać. Pilnuj się. Kilkanaście godzin biegu - to nie trening. Co chwila spoglądam na garmina. Wokół głucha ciemność rozświetlana delikatnie przez światło czołówki. Uwielbiam ten czas, gdy otula mnie bezmiar nocy, a ja nie śpię. To wyjątkowe godziny. Nie wiem, gdzie jestem, nie widzę otaczającego krajobrazu, nie oglądam się za siebie. Biegnę. Światło lampki tworzy tunel, moją drogę do celu.

Pierwsze kilometry. Wiem, że gdzieś za chwilę trzeba będzie wbiec na Górę Zamkową 228 m npm. To pierwszy podbieg. Punkt Decathlonowy – kontrola numerów startowych. Każdy musi tu być. Ta Góra zawsze zaskakuje. Rozstawiony namiot oświetlony lampą wyglądał jak indiański wigwam. Podany kubek wody, kilka słów zamienionych z wolontariuszami. Słowa, które zapadają w pamięć. Zawsze staram się to robić. Drobne gesty doceniają ich poświęcenie.


Zamkowa za mną. To pierwsze duże wzniesienie z którego wiosną rozpościera się nieziemski widok na jeziora, dywany pól i łąk nasycone zielenią i błękitem. Można się zatracić. Czas na pierwszy posiłek w biegu, mała kanapka ukryta w plecaku. Jem póki mogę.

Wodziłki przede mną. 17.5 km trasy, pierwszy punkt żywieniowy. Nadal otacza nas noc. W głowie obrazy sprzed roku. Tu robiłam zdjęcia. Szutrowa droga, po jednej stronie drewniany dom z cudnymi niebieskimi okiennicami, po drugiej malutki drewniany kościół kolorowany patyną czasu.
Kolejne kilometry upływają w bezkresnej ciszy. Delikatnie powiewające żółte szarfy – kierunek ultra. Dają znać, że jesteśmy na trasie.

Powoli budzi się świt. Szara poświata pozwala zgasić czołówkę. W oddali przeciera się to, na co czekam. Cisowa Góra - Suwalska Fuji Jama. Dla mnie to góra z brodą. Na trasie ultra można ją oglądać z wielu miejsc, jakby chciała nam towarzyszyć przez cały bieg. Pilnuje nas, spogląda, kibicuje. Trzeba ją zdobyć. Ciągnące się zboczem nad polami podejście po którym można jeszcze biec. Potem ostro w górę, na sam szczyt. A tam już czekają jedyni kibice o 5.30 rano. Tata jak zawsze z pudełkiem wafelków przekładanych marmoladą i karmelem i Asia, która wtargała tu swój rower, by dalej nas wspierać na trasie.

Wschód słońca. Teraz to ono będzie nam towarzyszyć do ostatnich kilometrów. Cisowa Góra to najpiękniejszy punkt widokowy na Suwalszczyznę. Zachwycające miejsce o poranku. Z roku na rok wydaje się mniejsza. Musisz tylko mieć formę, aby to zauważyć. Uśmiecham się w duszy. Jest pięknie, tylko czas nagli.

Zbiegamy w kierunku pierwszego przepaku na 30 km. Cały czas szutrem i obrzeżami lasów. Asfalt pod górkę. Wiem, że Smolniki blisko. Przecież jestem u siebie. Skrzyżowanie dróg we wsi. Za chwilę stara szkoła, a tam; woda, przekąski. Kanapki z humusem, ciecierzycą i burakiem, banany, szarlotka, ciastka, orzeszki. Uzupełniam plecak. Zmiana koszulki, chwila rozmowy z volo. Powodzenia, jeszcze się tu zobaczymy za 40 km jak tylko los pozwoli.

Biegacze z dystansu 67 biegną dalej mijając punkt w Smolnikach. Ultra 102 muszą wrócić do skrzyżowania i za sklepem skręt w lewo. Zaczyna się inny świat. Tu mnie jeszcze nie było. Jakby przejście przez zaczarowaną szafę, gdzie czas się trochę zatrzymuje. Nie ma codziennej życiowej gonitwy. Wokół przestrzeń i cisza otoczona niebem i słońcem. Będzie go dzisiaj dużo.

Mówili, że ta pętla biegowa jest inna niż znana mi część trasy. I była. Pastuchy ograniczające prowadziły nas po niej. Trzeba było znaleźć na nie sposób...

Marta Góraj – za tydzień pobiegniemy dalej.

Trening 2-8 listopada – zaczynamy pierwszy tydzień okresu przygotowawczego. Nie zapominajmy o ogólnej sprawności.

poniedziałek - wolne od biegania
wtorek – rozbieganie w spokojnym tlenie z 6x60-100m jak wyjdzie z trasy – 8-12 km
środa – rozbieganie w crossie z przebieżkami z górki x5 w nim – 6-10 km
czwartek – wolne, ale duża sprawność z akcentem siły ogólnej
piątek – rozbieganie 30 min + rolowanie
sobota – rozbieganie 30 min (t-max 130/min)z 3x100m + 2-4 x 5 min (t - 165) p. 5 min truchcie i marszu – 8-14 km
niedziela – wolny od biegania dzień - może rower 1 h

Za tydzień – druga połówka Ultra Hańczy z Martą

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Czapajew #3000206 | 60.242.*.* 3 lis 2020 05:01

    Trzeba miec naprawde silna wole i zdrowie. Gratulacje.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Starter #3000267 | 10.10.*.* 3 lis 2020 08:02

      Jak to jest z tym migotaniem przedsionków, genetyczne to czy nabyte. Podobno u zmarłego nagle funkcjonariusza z Iławy też coś było z migotaniem na rzeczy. Pani jako lekarz i się nie boi?

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5