PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Poród to interwał przeplatany truchtem ulgi. A na końcu jest sprint

2020-07-20 11:41:05(ost. akt: 2020-07-20 12:00:20)
Beata Czurak

Beata Czurak

Autor zdjęcia: archiwum Beaty Czurak

Przekazując maleństwa w ręce mam czuję się jakbym wręczała medale za ukończenie maratonu. Przytulone do nich nagradzają wysiłek. Pomagam, prowadzę, motywuję. Jak wiele moich koleżanek. Jestem położną. Kocham ten zawód. Każda chwila spędzona na trakcie jest dla mnie jak maraton; z jego lękiem i radością z przetrwania.
Nie sposób wyzbyć się analogi maratońskich porównań w mojej pracy. Bo czas się zgadza, a ilość kalorii potrzebnych do minięcia linii mety też podobna. No i lęk, nawet wtedy jak wszystko jest w porządku. Adrenalina buzuje zaburzając naturalne rytmy. Blokuje wydzielanie endorfin i oksytocyny.

Minęło ponad trzydzieści lat od zakończenia mojej wioślarskiej wyczynowej przygody. Pamiętam jak we mnie szalały hormony podczas treningu i startu na wioślarskim torze. Wysoka postawna dziewczyna o odpowiednich proporcjach do uprawiania wioślarstwa znalazła tam swoje miejsce. Onkologiczne przejścia uodporniły mnie na trudy dyscypliny w RKS „Stoczniowiec”.

Pół Gdańska musiałam pokonać, aby zanurzyć pióra wioseł w wodę. Czułam ich lekkość i pracę w poprawnym rytmie. Otwarty tor na Martwej Wiśle pochłonął mnie z kretesem. Przez 10 lat był moją codziennością. Czucie wody i trening szybko dały mi sukcesy w tej szalenie wyczerpującej dyscyplinie. Młodsze kategorie w ogólnopolskiej rywalizacji nagradzały mnie nie tylko finałami A.
Jednak wiosła, to nie wszystko. Wytrzymałość trzeba wybiegać. Siłę — przewalić w żelastwie na siłowni. Potem wszystko połączyć w całość. Wieczorem padałam w domu ze zmęczenia. Dobrze, że babcia zadbała o obiady, a mama opatrywała mi w czasie snu otarcia na rękach.

Lata mijały. Dalszy postęp określały idee systemu. Masz być mistrzem, aby udowodnić wyższość ich. Socjalistyczne ideały jakoś mnie nie obchodziły. Nawet nie miałam czasu o nich myśleć poza szkolnym przekazem. Nie wchodzę w to. Moje potrzeby wiedzy i zdrowia stwarzały inne priorytety.
Potem czas macierzyństwa. Dwójka dzieci, a w głowie cały czas pamięć o przeszłości. Pilates i aerobik czynnościowo podglądany w telewizorze wypełniał część tej luki.


Dzieci podrosły. Edukacja na GUM-ie też notowała przyrosty w wiedzy. Sala porodowa ewaluowała wraz ze mną. Dzieci na początku zaskoczone pasją mojego biegania nie zauważyły jak dały się wyciągnąć na ścieżki podążając za mamą. Grupa przyjaciół ciągnęła mnie we wzajemnym wsparciu po polskich i zagranicznych maratonach. Zimowe spotkania w klubie morsów przy wejściu nr 73 na plażę w Sopocie traktowałam jako odnowę biologiczną moich pasji.

Wiem, że utrata siły dla kobiet jest bardziej niebezpieczna od spadku wytrzymałości. Komórki mięśniowe zastępuje tłuszcz. Ta lekcja wiedzy popchnęła mnie na siłownię. Kulturystyka utrzymuje napięcie mięśniowe, tak potrzebne w codziennej pracy. Uwagi jak się wygadam, że tu i tam mnie boli, zawsze staram się neutralizować mówiąc: lepiej jak boli i wiem co, niż skarżyć się na bóle niewiadomego pochodzenia.

Patrzę na przyszłe mamy pod kątem ich sprawności. Zawodniczki, także te z puli amatorskiej systematyczności trenujące od lat, bardziej zadaniowo podchodzą do przyjścia dziecka na świat. Czucie fizyczności pozwala kontrolować poziom adrenaliny utrudniającej akcję. Przecież wcześniej też nie było łatwo. Dotlenione mięśnie są silniejsze. Umiejętność oddychania i władza nad ciałem przychodzi im z pomocą. Jest im po prostu łatwiej. Terminarz mamy, to jak terminarz zawodów. Trzeba stanąć na linii startu jak się zrobiło a…

Uprawiające sport przyszłe mamy częściej wybierają pozycje wertykalne (nie leżące). Są aktywne we współpracy. Czują swoje ciało i mechanizmy nim rządzące. To wartość nie do przecenienia podczas długotrwałego wysiłku. Rozumiemy podobnie potrzeby chwili. To bardzo pomaga. Wyczuwamy pewniej momenty, które następują po sobie.


Solidny okres przygotowawczy do tego dnia, to jak trening do królewskiego dystansu. No i oczywiście kibice. Nie tylko trzymający za rękę. Również ci obok na bloku oddziału położniczego - dodają otuchy. Do tego ojciec wyglądający czasami jak po ultra. I błagalny wzrok mamy mówiący: "dajcie odpocząć". Wypisz, wymaluj — maraton.

To moja codzienność. Czasami wszyscy szaleńczo, z emocjami uczestniczymy w tym biegu o życie. Nowe życie. Jestem pacemekerką w tych zawodach. Zaliczyłam wiele maratonów na sali porodowej. Jestem pewna, że przyszłe mamy darząc mnie zaufaniem robią to, co wydaje się im niewykonalne, nieosiągalne w zasięgu ich możliwości. Sprawniejsze fizycznie instynktownie rozumieją polecenia. Pewniej podążają po upragniony medal. Radosny krzyk dziecka oznajmia mi, że znowu jesteśmy razem na mecie. Wzmocniona nim łatwiej znoszę trudy codziennego treningu. I czasu w którym ZUS zdecyduje o miesiącu.
Beaty Czurak wysłuchał Paweł Hofman

Trening 20-26 lipca – sprawność prowadzi nie tylko w biegu.
poniedziałek – rozbieganie – poszukajmy crossowego terenu na o najmniej 30 minut. Po nim 4-6 x 30 sek. swobodny rytm z górki p. 2 min.- 8-10 km
wtorek - trening siły ogólnej i rolowanie – to ucieczka przed kontuzją.
środa – rozbieganie (t-130), a w nim 5 x 60-100km - 6-12 km
czwartek –stadion WT – 2-3 x (200,300,400m) p.4 min, między seriami 6 min – równe, mocne, ale swobodne tempo pozwalające w odczuciu pobiec jeszcze połowę odcinka. W terenie 1-2x(30 sek. 1 min, 2 min) p. 3 min. Między seriami 6 min. Wytruchtajmy stadion na boso - 6-10 km
piątek – wolne lub godzinny rower.
sobota – wycieczka biegowa do 2 h
niedziela – wolne od biegania. Popływać nie zaszkodzi.

Za tydzień. Andrzej Grabkowski – kilometry to tylko czas dla mnie

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5