Wykopki, zbiórka kamieni i złomu... Aby popłynąć na obóz MOS-u, trzeba było najpierw zarobić [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

2020-06-21 10:00:00(ost. akt: 2020-06-20 13:14:00)
Katarzyna Grabkowska, Radosław Burza... No właśnie, rozpoznajecie kogoś jeszcze z tego zdjęcia?

Katarzyna Grabkowska, Radosław Burza... No właśnie, rozpoznajecie kogoś jeszcze z tego zdjęcia?

Autor zdjęcia: Andrzej Musiński (FotMUS)

SPOTKANIA Z HISTORIĄ|| Część czwarta historii iławskiego MOS-u ukazująca dokonania i sylwetki najbardziej zasłużonych lokalnych żeglarzy, wywodzących się ze szkolnych baz wodnych. Przesłaniem książki pn. "Przystanie ciepłych wiatrów” Marka Siwickiego są pożytki płynące z działalności szkolnych ośrodków żeglarskich. Zjednywanie do żeglarstwa, poprzez przywoływanie jego tradycji i rozbudzanie do żeglarskiej pasji, która – podobnie jak i mazurski cud natury – nie zna granic.



CZWARTY ODCINEK HISTORII BAZY MOS IŁAWA
Żeglowanie turystyczne ze względu na atrakcyjność, wynikająca z różnorodności form obcowania z przyrodą cieszyło się dużym zainteresowaniem. W czasie wolnym od zajęć szkolnych młodzież mogła pływać codziennie i uczestniczyć w rejsach sobotnio-niedzielnych.

W trakcie wakacji odbywały się obozy żeglarskie stacjonarne ze szkoleniem i egzaminem na stopień żeglarza, jak też kilkudniowe rejsy po jeziorach z biwakowaniem w napotykanych na trasie, dogodnych do cumowania przybrzeżnych łąkach czy rzadziej w wyznaczonych w planie rejsu przystaniach czy bindugach. Kursy na stopień żeglarza jachtowego miały formę obozu stażowego, a ich kontynuacją były obozy żeglarskie dla nowych członków MOSW, organizowane podczas letnich wakacji.

Na letnim obozie regatowym odbywało się szkolenie na stopień sternika, kończące się egzaminem. Członkiem sekcji turystycznej MOSW mógł zostać każdy uczeń niekoniecznie liceum, który wyraził chęć uczestniczenia w szkoleniu i godził się przestrzegać regulaminu oraz miał przepracowane 12 godzin na rzecz MOSW, co było warunkiem wpisania na listę członków i otrzymania przydziału do jednej z załóg z wyznaczonym sternikiem. Najaktywniejsi mieli prawo ubiegać się o miejsce na obozach i rejsach letnich.

Na obozach, poza nabywaniem nowych umiejętności technicznych i nabieraniem tężyzny fizycznej. młodzież była wdrażana do dyscypliny, wytrwałości współpracy w zespole odpowiedzialności i nawiązania przyjaźni w trakcie poznawania szlaków wodnych Pojezierza Iławskiego czy jezior i rzek augustowskich. Obozy, biwaki, wycieczki czy wędrówki poprzedzały zwykle te same czynności. Zmieniał się jedynie charakter przygotowań, zależny od rodzaju wędrówek. Wyjazd był planowany na początku roku szkolnego. Ustalano wówczas czas jego trwania, trasę i sporządzano kosztorys. Część wydatków refundowało Olsztyńskie Kuratorium Oświaty. O resztę trzeba było się postarać. Podejmowano prace przynoszące dochody – wykopki, sadzenie lasu, oczyszczanie z gruzu miasta, zbiórka kamieni, złomu, makulatury i butelek. To było zamierzone działanie wychowawcze, mające na celu nauczanie młodzieży szacunku do pracy, uświadamianie, że ma sama zarobić na własną przyjemność, nie obciążając przy tym rodziców.

Po ustaleniu listy kandydatów na pierwszym zebraniu wybierano radę obozu oraz sekcję, zazwyczaj cztery: sanitarną, gospodarczo-finansową, kulturalno-oświatową i kronikarską. Do zadań sekcji gospodarczo-finansowej należało zaopatrywanie w żywność, planowanie jadłospisu. Jej przewodniczący wyznaczał kolejno dyżurnych do noszenia prowiantu, ale sam najczęściej dokonywał zakupów. Członkowie sekcji podpisywali rachunki, a na zakończenie obozu rozliczali się z wydatków.

Sekcja kulturalno-oświatowa miała uprzyjemnić czas włóczęgi i zwiedzania. Organizowała wszelkiego rodzaju rozrywki: wyjście do kina lub teatru, przygotowanie wieczoru z mieszkańcami okolicy, ogniska z sąsiadującymi obozami. Redagowano regulamin. Gromadzono materiały o odwiedzanym terenie, by w trakcie wędrówki służyły wyznaczanym codziennie przewodnikom. Starano się, by uczestnicy mieli w miarę jednolity, a na pewno odpowiedni strój w zależności od specyfikacji wędrówki. Przed wyjazdem odbywało się zebranie z rodzicami. Po zakończeniu obozu następowało jego podsumowanie na zebraniu uczestników i gości. Każdy uczestnik mógł wypowiedzieć swoje uwagi i spostrzeżenia odnośnie dobrych i złych stron imprezy. I wówczas do pracy przystępowała sekcja kronikarska.

Jej członkowie porządkowali notatki, robione w trakcie obozu, uzupełniając je zdjęciami, przygotowywali kronikę. Na końcu kroniki uczestnicy zapisywali swoje wrażenia. Kronikarze sporządzali fotogazetkę z mapką, informującą o przebiegu trasy, by mogła się z tym zapoznać pozostała młodzież szkoły i internatu. Takie działania przed, w trakcie i po zakończeniu wędrówek służyły uzyskaniu efektów wychowawczych. Wędrówka stwarzała warunki do pogłębiania zespołowego. W grupie realizowały się różne formy kontaktów i normy postępowania. Tym sposobem dawało się kształtować cenne nawyki pracy na rzecz kolektywu, co sprzyjało zanikaniu wybujałego indywidualizmu.

Młodzież przebywając cały dzień na wolnym powietrzu uodparniała się na trudy i niewygody oraz hartowała. Turystyka wzmacniała organizm młodzieży. Uczyła ją zaradności i współodpowiedzialności. Dobrze zorganizowany obóz dawał gwarancję osiągnięcia tego celu. Stąd wynikała dbałość o przygotowanie każdego jego elementu.



Dzień kursu przebiegał według planu:
7:00 – pobudka,
7:05 – gimnastyka,
7.30 – porządkowanie sal,
7.45 – mycie i przygotowanie do śniadania,
8:15 – śniadanie,
9.00 – 12.00 – szkolenie teoretyczne,
13.00 – obiad,
13.00 – 15.00 cisza poobiednia,
15.15 – zajęcia praktyczne na żaglówkach i pływanie wpław,
18.00-19.00 – czas wolny,
20.00 kolacja,
21.00 – apel,
22.00 – cisza nocna.


Pierwszego dnia obozu instruktor Bolesław Kłosowski, nauczyciel Liceum Pedagogicznego z Giżycka, zarządził przygotowanie sprzętu, traktując to zadanie jako element prac bosmańskich. Zajęcia teoretyczne odbywały się zazwyczaj na zewnątrz budynku, gdzie kursanci uczyli się również sztuki żeglarskiej, wdrażając zdobytą wiedzę do praktyki na żaglówkach, będących w posiadaniu MOSW.

Odbyły się regaty z udziałem wszystkich kursantów. Przy silnym wietrze najlepszy okazał się Anatol Borsiak z załogantami Marią Baran i Witoldem Sendlewskim. Egzamin na stopień żeglarza składał się z dwóch części: sprawdzianu wiadomości teoretycznych i umiejętności praktycznych. Uprawnienia zdobyli wówczas między innymi: Wiesław Niesiobędzki, Witold Jarecki oraz Bogdan Maryniak i Witold Sendlewski. Oficjalne zakończenie kursu odbyło się na okolicznościowym apelu, na którym podsumowano wyniki osiągnięte przez kursantów. Żeglarze dziękowali kierownikowi kursu i instruktorowi, wzięli udział w pożegnalnym wieczorku tanecznym. Po kursie odbył się rejs z udziałem osób, które uzyskały uprawnienia na patent żeglarza. Rejs po Jezioraku do Siemian rozpoczął się we wtorek, 18 lipca 1961 r., a zakończył 29 lipca.


W 1962 roku kurs żeglarski rozpoczął się 29 czerwca, a każdy z 12 uczestników, zanim został zakwalifikowany, musiał wykazać się pracą przy sprzęcie pływającym, porządkowaniu terenu Ośrodka oraz jego pielęgnacji. Pierwszego dnia nie było gimnastyki porannej, którą w następnych prowadzili osobno dla dziewcząt i chłopców uczestnicy obozu. Gimnastyki nie było też w niedzielę. Wtedy kursanci wstawali nieco później i mieli więcej czasu, jeśli kierownik kursu nie postanowił inaczej. Bywało bowiem, że zamiast wolnego było szkolenie.

Pierwszy dzień kursu upłynął przy wyrównywaniu nabrzeża przystani. Dziewczęta ładowały piasek na taczki, a chłopcy wozili go na brzeg, co stało się pretekstem do wyścigów. Wnoszono deski do hangaru, potrzebne do ukończenia pomostu. Praca trwała do wieczora, choć siąpił drobny deszcz. Drogę między miejscem zakwaterowania, a przystanią młodzież pokonywała ze śpiewem, co miało służyć poprawieniu humoru i było działaniem zamierzonym przez Gierszewskiego, który lubił śpiewać. Program dnia był precyzyjnie zaplanowany – określano zadania oraz czas ich realizacji. Zajęcia teoretyczne na lądzie i praktyczne na wodzie trwały do godziny 15. Wykłady były wspólne, zaś szkolenie praktyczne na łódkach klasy Omega z podziałem na załogi. Na każdej był sternik. Pływano w okolicach przystani. Przy słabym wietrze przybijano do brzegu, by czekając na lepsze warunki, poznawać okolice.


O autorze

Marek Siwicki
, doktor nauk humanistycznych, dziennikarz i adiunkt w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Interesuje się zagadnieniami praktyki i etyki w mediach, pedagogiką medialną i społeczną oraz dziejami i edukacyjnymi aspektami kultury fizycznej, a żeglarstwa w szczególności. Pracował w „Gazecie Olsztyńskiej”, a od początku lat dziewięćdziesiątych był redaktorem i dziennikarzem „Gazety Wyborczej” w Olsztynie. W TVP1 prowadził programy publicystyczne „Rondo” oraz „Stop”. W Radiu Zet był korespondentem z Olsztyna, zaś w Radiu Olsztyn redagował i prowadził autorską audycję „Popołudnie ze sportem”, mając także stały felieton w audycji „Magiel polityczny”. Publikował w miesięczniku Press. W trakcie pracy w mediach interesował się głównie tematyką społeczną oraz sportową. Oprócz „Przystani ciepłych wiatrów” napisał książkę „Czarodziej wiatru”, składająca się z kilkunastu wywiadów z Karolem Jabłońskim, a także „Między stadionem a brzegiem jeziora” oraz „Na krawędzi”. Niebawem ukaże się „Uwodzenie Lirogona” o żeglarstwie jako metodzie pedagogicznej. Krainę Wielkich Jezior Mazurskich przemierza, kiedy tylko może i na czym się da, by latem z wody, a zimą z bojera patrzeć na dobrze znane zakątki. Z równą pasją wędruje też po Tatrach – najchętniej szlakami generała Mariusza Zaruskiego.
[/table]
Opracowała: Joanna Babecka, powiat-ilawski.pl (Życie Powiatu Iławskiego)

Komentarze (9) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. wot #2936598 | 83.9.*.* 21 cze 2020 11:20

    Rozczula mnie to zdjęcie uśmiechniętych urwisów. .Przypomina mi gromadkę bystrzaków z mojego podwórka. Całe dnie spędzaliśmy na dworze. Zwykle sami organizowaliśmy sobie zajęcia. Pamiętacie grę w palanta, dwa ognie, podchody, "pikuty" (sztuczki z wbijaniem noża w ziemię), cymbergaja, pływanie, sanki, łyżwy...?

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

  2. Emerytowany nauczyciel #2936563 | 188.147.*.* 21 cze 2020 10:19

    No właśnie, a teraz czy się stoi czy się leży to 500 się należy. To nie jest pedagogiczne, to jest rozleniwiające! Efekty będą za około dwa pokolenia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  3. PIŚss #2936679 | 95.40.*.* 21 cze 2020 14:28

    A teraz się należyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy +++++++++++++++++

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. to było kiedyś #2936585 | 178.33.*.* 21 cze 2020 10:50

      dziś za łapówki nakradną rodzice i do grecji wywożą dzieci na wakacje

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    2. Miro #2937027 | 83.5.*.* 22 cze 2020 09:37

      Jakie wykopki byłem w bazie w latach 70 będąc uczniem szk. Nr. 3 klasa sportowa gdzie w tych 4 wypocinach jest mój nauczyciel wf M. Skubij sp., wiosna szlifowanie i malowanie cadetow latem regatyiobozy żeglarskie zima kurs w szkole na stopień żeglarza czas zajęty od rana do wieczora bez komórki i laptopa, to było piękne

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (9)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5