Jestem samodzielny, nie poddałem się naciskom [WYWIAD]

2020-03-06 09:59:00(ost. akt: 2020-03-08 20:21:09)

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Wywodzę się z ruchów oddolnych, trudno mi zapomnieć o tym, co się działo przez ostatnie lata w moim życiu - mówi Dawid Kopaczewski, który z działacza społecznego stał się burmistrzem Iławy. Rozmawiamy o pierwszym roku jego urzędowania, wizji Iławy i o tym, co czuje człowiek, który przekracza granice i ze społecznika staje się urzędnikiem.
- Panie burmistrzu... Dawidzie... Bo znamy się od lat, tak jak znasz się z wieloma osobami w Iławie. Czy da się w tak niewielkim mieście uniknąć zatrudniania osób, które się zna lub chociaż kojarzy?
- Nie da się. Problem nie jest w zatrudnianiu osób, które się zna. Problemem, a raczej naszym zobowiązaniem, jest to, żeby zatrudniać osoby, które przydadzą się miastu. Wychodzę z założenia, że i w działalności społecznej wcześniej, i obecnie w urzędowej, muszę się koncentrować na osobach, które dysponują jakimiś zasobami.
- Czyli coś potrafią?
- Właśnie. Kiedy działałem ze swoją małżonką, kiedy współtworzyliśmy "Wspólną Iławę", zawsze szukałem osób, które są do czegoś przydatne i mają potencjał a przede wszystkich, które będą chciały działać. Szukaliśmy osób, które mogą nam pomóc w jakiejś idei, zrobieniu czegoś dobrego.
- Mowa o działalności społecznej. Ale przy zatrudnianiu w ratuszu jest jeszcze kwestia kuszącego wynagrodzenia.
- Odczaruję mit zarobków w ratuszu. Nie jest ono najniższe, ale też nie jest najwyższe, biorąc pod uwagę rosnące wymagania. Były u nas osoby, które na początku 2019 roku nie zarabiały nawet 3 tysięcy zł brutto, czyli miały ok. 2 tysięcy zł na rękę. Z wyższym wykształceniem, mówiące w obcym języku, a przede wszystkim były odpowiedzialne za bardzo ważne rzeczy. Zresztą inni też odchodzili z ratusza, bo zarabiali za mało. Dwie czy trzy osoby w ciągu ostatniego roku odeszły na własne życzenie, gdyż miały inne plany.
- ...bo nie wygrał wyborów Adam Żyliński?
- Nie. Jedna osoba była na wypowiedzeniu jeszcze za czasów poprzedniego burmistrza, ostatecznie znalazła inną pracę. Inna się szkoliła i miała zmienić branżę w drugiej połowie roku, i tak też się stało. Trzecia osoba otrzymała lepszą ofertę finansową i także odeszła. Zatem aż tak dużej rotacji nie było.
- Otoczenie powtarza, że burmistrz powinien mieć w ratuszu swoich ludzi?
- Moje najbliższe otoczenie nie może czegoś takiego mi powiedzieć, bo wie, jak bym na to zareagował. Mam dwóch bardzo dobrych, merytorycznych zastępców. Pojawiają się nowe zatrudnienia, z tymi osobami buduję relację na nowo. Staram się też, by urzędnicy, którzy tu wcześniej pracowali, zaufali mi. Na to trzeba czasu, wielu rozmów, rozwiązanych trudnych spraw. W ten właśnie sposób buduję zespół.
- Wcześniej różnie bywało, jeśli mowa o krytyce władz miasta, zwłaszcza burmistrza. Nie wszystko wychodziło poza mury ratusza. Teraz mamy internet. Już ostatnia kadencja Adama Żylińskiego pokazała, że to bardzo ważne narzędzie. Można napisać wszystko o wszystkich. Jesteś pierwszym burmistrzem, podczas którego kadencji mieszkańcy mają tak szeroki dostęp do szybkich informacji w internecie. Czy to ułatwienie, czy może utrudnienie w pracy samorządowca?
- I jedno, i drugie. Na pewno ułatwienie w komunikacji z mieszkańcami. Internet otworzył wrota na wszystkie informacje, dobre i złe. Nie mamy nad tym kontroli. Trudno jednak jest dyskutować z kłamstwami, czy hejterskimi wpisami, które są często krzywdzące dla mojego otoczenia. Dotyczą też mojej rodziny, a to już jest zupełnie niepotrzebne. Liczę się z tym, że tak jest ten świat zbudowany, że tak ta nasza rzeczywistość samorządowa wygląda. Zresztą wyniki ostatniego Iławskiego Budżetu Obywatelskiego pokazują, że część użytkowników internetu nie hamuje się w komentarzach. Mam tu na myśli te straszne komentarze kierowane wobec zwycięzców. Na pewno kilkanaście lat temu było łatwiej, bo jeśli gazeta o czymś nie napisała lub stacja radiowa nie podała, to mieszkaniec o tym nie wiedział. Co ostatecznie też nie było dobre, bo świadomość była niższa. A teraz każdy może coś nagrać, zrobić zdjęcie, wrzucić do internetu i po 3 sekundach cały świat już o tym wie.
- Czujesz się obserwowany?
- Tak i mam świadomość, że dostęp do informacji o mnie czy o urzędzie jest dużo łatwiejszy. Staram się budować taką narrację w ratuszu, że musimy być otwarci. Jeśli ktoś o coś pyta, musi dostać odpowiedź. Ja też staram się odpowiadać osobiście.
- Co też bywa zarzutem.
- To taki paradoks. Wizyta mieszkańca w moim gabinecie trwa pół godziny. Nawet jeśli otrzymuje decyzję odmowną, to ja, jako urzędnik, jestem po to, żeby wszystko dokładnie wytłumaczyć.
- Co czuje człowiek, który przekracza granice i ze społecznika staje się urzędnikiem?
- Jest to wyzwanie... trochę bolesne. Nie na wszystko mogę sobie pozwolić, nie na wszystko mam czas. Ciągnie mnie do działania społecznego. Muszę być urzędnikiem, ale takim, który nie patrzy tylko na to, co dziś jest do zrobienia, ale także wybiega myślami, pomysłami w przyszłość.
- Wziąć pędzle i zamalować graffiti?
- Zwyczajnie nie mam na to czasu, pracuję po kilkanaście godzin dziennie, mam trójkę dzieci i małżonkę, której też chcę poświęcać czas. Wywodzę z ruchów oddolnych. Trudno mi więc zapomnieć o tym, co się działo w moim życiu. Przez ostatnie 12 lat pracowałem w samorządzie. Byłem też przez 7 lat przedsiębiorcą, pracowałem też dla organizacji pozarządowych. To hybrydowe doświadczenie ułatwia mi obecną pracę. Przyznam, że ciągnie mnie do tego, żeby wziąć udział np. w sobotnim biegu... Brakuje czasu na aktywności, w których normalnie bym wziął udział. Wcześniej z żoną i z najstarszym dzieckiem bywaliśmy na wielu imprezach. Teraz bywam raczej jako burmistrz. A duch społecznika wciąż we mnie drzemie.
- Iławski Budżet Obywatelski był twoim pomysłem, gdy jeszcze byłeś społecznikiem. Mam niestety całą listę ułomności współtworzoną przez Czytelników. Spodziewaliśmy się chyba czegoś więcej. Uważasz, że ta edycja po przerwie była udana?
- Uważam, że tak. Sporo krytyki dotyczyło nie samego mechanizmu, tylko zwycięzców, nad czym ubolewam. Pewnym osobom się nie spodobało, że wygrała określona grupa, zapominając o tym, że to mieszkańcy zdecydowali o wygranej. I trzeba oddać temu należyty szacunek. Nie deprecjonujmy tego wyniku, bo za chwilę będziemy mieć kolejną edycję i każdy będzie mógł zaproponować swój pomysł i powalczyć o głosy. Wtedy ta osoba się przekona, ile pracy trzeba włożyć, żeby zaistnieć w przestrzeni publicznej. Mamy wyjątkową zdolność do niszczenia tego, co jest dobre. Podsycamy te złe emocje, nie patrzymy na to, co się udało.
- W takim razie skrytykuję mechanizm. W naszej próbie głosowania z samego rana wyszło, że urzędnicy nie wiedzą, gdzie leżą karty. I druga sprawa: nie można było głosować na projekty miękkie i inwestycyjne osobno.
- I to jest zalecenie wpisane w kolejną edycję IBO, tzn., że robimy rozdział na pomysły miękkie i twarde. Inne niedociągnięcia też trzeba poprawić.
- Ale zabrakło tej jasności, "na co ja głosuję?".
- Wszyscy w zespole ds. IBO to zauważyliśmy pod koniec głosowania, w kolejnym regulaminie będziemy mieli 5 punktów do przyznania na twarde i 5 na miękkie projekty. Ta edycja była o tyle trudniejsza, że wróciliśmy z nią po przerwie, powiększyliśmy zakres działalności, wprowadzając też projekty miękkie. Rozszerzyliśmy zespół o mieszkańców. Poza tym z uwagi na orzecznictwo sądowe musieliśmy zrezygnować z weryfikacji głosujących poprzez PESEL. Mam nadzieję, że nowa, poprawiona edycja wystartuje już niedługo.
- W 2019 było bardzo mało czasu.
- Liczę na to, że w tym roku ruszymy o wiele wcześniej. Ostatecznie projektów było sporo. Głosów też było bardzo dużo.
- A zbieranie głosów poza 3 oficjalnymi lokalami? Czy to dziura w regulaminie?
- Nie, nie jest to dziura, ale dopracujemy to. My nie weryfikujemy, czy ktoś brał jedną kartę czy 50 i zbierał głosy u sąsiadów.
- Albo ktoś wpisze dane sąsiadów, bo je zna, nie pytając o zdanie.
- To już jest odpowiedzialność tej osoby. To dla nas nauczka, wniosek do wyciągnięcia. Być może powinniśmy spotkać się w hali sportowo-widowiskowej, zaprosić wnioskodawców i mieszkańców, by obie strony ze sobą porozmawiały, a na końcu odbyłoby się głosowanie. W każdym razie po to na gorąco po głosowaniu spisaliśmy nasze przemyślenia, żeby nic nie umknęło w przygotowaniach do kolejnej edycji.
- Czy pula pieniędzy będzie większa?
- Chcę rekomendować radnym kwotę o 100.000 wyższą, czyli 350.000 zł.
- Przy trudnym budżecie miejskim może to być trudne.
- Mam nadzieję, że rok 2021 nie będzie trudniejszy. Pamiętajmy, że inflacja robi swoje. Te koszta inwestycji rosną z roku na rok, ponieważ rosną np. pensje. Musimy waloryzować kwotę IBO, bo za 2-3 lata za te same pieniądze dużo mniej zrobimy. Budżet obywatelski musi być zachęcający dla mieszkańców, łatwy do zrozumienia i głosowania. Kwota musi być atrakcyjna.
- Dużo czasu poświęciliśmy IBO, ale chciałabym, żebyśmy my, mieszkańcy, mieli pewność, że to nie tylko konsultacje społeczne, z których nic nie wynika, ale że efekty będą realne. Przykład: plac zabaw przy ul. Szeptyckiego, który miał być realizowany, do tej pory go nie ma.
- Budżet obywatelski to umowa między samorządem a mieszkańcami polegająca na tym, że to, co zostanie wybrane w ramach konsultacji, głosowania - zostanie zrealizowane. Jest to z naszej strony przyrzeczenie. Te projekty, które wygrały, czyli Youngspot i doposażenie boiska przy ul. Odnowiciela, zostały wdrożone. I tak też będzie z wygranymi w tej edycji. Oczywiście w fazie projektowania możemy jeszcze wprowadzić niewielkie zmiany w porozumieniu z wnioskodawcami, ale generalnie idea powinna być zrealizowana. Tak też będzie i z placem zabaw, ale proszę pamiętać, że ten mój projekt zajął drugie miejsce i nie musiał być realizowany, ale będzie tylko trochę później niż początkowo zakładano.
- W grudniu 2018 r. mówiłeś: "Chciałbym za rok powiedzieć, że dług miasta przynajmniej nie rośnie".
- Bliska jest mi idea ciągłości władzy. Tak mnie nauczono już na studiach (burmistrz skończył politologię na Uniwersytecie Gdańskim - przypis red.). Wiele mnie z Adamem Żylińskim różni, ale czuję na sobie taką odpowiedzialność, żeby najważniejsze projekty, które zostały zapoczątkowane, doprowadzić do końca. Zdecydowana większość z nich to projekty unijne. Zerwanie umowy to zwrot dotacji z odsetkami, a na to sobie pozwolić nie możemy. A w nich musi być wkład własny, czyli wydatek z kasy miasta i to właśnie rodzi większe zadłużenie, bo zazwyczaj wiąże się to z koniecznością wzięcia kredytu. Chcielibyśmy oczywiście, żeby ten dług był mniejszy, ale jest mało samorządów w Polsce, które mogą sobie pozwolić tylko i wyłącznie na inwestycje ze swoich środków. Na duże inwestycje musimy sięgać po zewnętrzne finansowanie, a to najczęściej łączy się z kredytem. Dlatego mamy większe zadłużenie. W tym roku największym projektem jest plac przed dworcem, który kończymy i zakup nowych autobusów. To ogromne pieniądze, które mogły zostać w budżecie, ale zadajmy sobie pytanie, czy chcielibyśmy, żeby ten plac przed dworcem wyglądał tak jak dotychczas? Pewnie nie, choć żal mi jest tych wszystkich drzew, które zostały wycięte. Czy będziemy się cieszyć z 9 nowych autobusów? Oczywiście, a zadłużenie trzeba będzie po prostu spłacić.
- Czy to prawda, że pojawił się duży sponsor Lotniczej Majówki, który postawił warunki, ale miasto ich nie przyjęło?
- Nie, to jakiś absurd. Moja zastępczyni Dorota Kamińska wykonała ogromną pracę, by zyskać dofinansowanie już na poprzednią Majówkę. Gdybyśmy mieli jakiegokolwiek sponsora, który powiedziałby, że wyłoży kilkadziesiąt tysięcy...
- ...ale w zamian oczekuje...
- Byliśmy na to przygotowani. Mieliśmy pakiety z konkretnymi ofertami, sponsor mógł sobie wybrać, jak duży chce udział i co za to otrzyma. Nikt nowy się na naszej ścieżce nie pojawił. Do końca walczyliśmy o Majówkę. Byliśmy w kontakcie ze sponsorami, z ministerstwem, licząc na przychylność. Aż do 15 listopada Majówka była wpisana w projekt budżetu. To było 500.000 zł. Spłynęły poprawki radnych i większość radnych, wszystkie 3 komisje stałe rady miasta zawnioskowały o likwidację Majówki. Powiedziałem, że jestem temu przeciwny, że miasto na tym straci. Kilku radnych miało podobne zdanie. Jednak to nasz wspólny budżet, więc przychyliłem się do tej poprawki, ale nie jestem zadowolony z tej decyzji. Ostatecznie Majówka ma być organizowana co dwa lata.
- O ile będzie. Przecież przyszłoroczny budżet dopiero będzie uchwalany.
- Ale mam zapewnienie radnych, że nie likwidujemy jej całkowicie.
- Radni PiS-u też tak zadeklarowali?
- Radni PiS-u są raczej za likwidacją całościowo Majówki. Ale ta koalicyjna większość jest za trybem dwuletnim i o to będę zabiegał.
- Ta koalicyjna większość rodziła się w bólach. Mam na myśli czerwcowe wydarzenia - brak absolutorium i wotum zaufania.
- Ale się urodziła (uśmiecha się). Spora część radnych jest nowa, więc musiała się nauczyć samorządu. Burmistrz podobnie. Musieliśmy nauczyć się siebie. Nikt nie powiedział, że to będzie łatwa praca. Każdy z nas ma ambicje, charakter, trzeba było to wszystko dograć. I po roku jest dużo lepiej, przyjemniej się pracuje. Nadal się docieramy, ale koalicyjna większość może liczyć na mnie. Opozycja też, mimo wielu różnic między nami. I chyba tak powinno być, bo mieszkańcy nie oczekują kłótni, a pracy dla miasta.
- Zapowiadałeś na 2019 rok konsultacje społeczne w sprawie Starego Miasta. We wrześniu 2019 miał się pojawić bilet czasowy ZKM. To są dwie sprawy, które nie doszły do skutku - jest opóźnienie. Skąd się ono wzięło?
- Potrzebowaliśmy trochę więcej czasu, jeśli chodzi o bilet czasowy, tym bardziej, że w połowie poprzedniego roku pojawił się nowy prezes ZKM, który postanowił zlecić profesjonalnej firmie badanie przepływu pasażerów w naszych autobusach. Dopiero kilkanaście dni temu otrzymaliśmy wyniki tych badań, teraz je analizujemy. Obecnie trwają już przygotowania do znowelizowania uchwały, na mocy której wprowadzimy 45-minutowy bilet czasowy. To początek zmian. Dojdą nowe linie, pewnie nowe przystanki. Jeśli chodzi o nasze Stare Miasto, z uwagi na brak pieniędzy, musiałem przełożyć konsultacje i tworzenie koncepcji, ale nie zapominam o tym terenie. Zgłosiliśmy ten obszar do dofinansowania w nowej perspektywie unijnej, która ruszy w 2021 bądź 2022 roku.
- A w 2022 roku zacznie się pewnie kampania przed kolejnymi wyborami samorządowymi.
- Proszę sobie przypomnieć początek kadencji poprzedniej. Też nie było wielu konkursów, też się w czasie ta perspektywa rozmyła. Gros środków wpływało w latach 2017-18. Wtedy zaistniały te duże inwestycje. Nie wiem, czy traktować to jako plus dla burmistrza, czy minus, bo praca samorządowa musi trwać cały czas. Mieszkańcy muszą też pamiętać, że inwestycja poprzedzona jest ogromem pracy: najpierw wykonanie koncepcji, dokumentacji budowlanej, podpisanie umów z marszałkiem, przetargi itp. To się nie dzieje w miesiąc czy dwa.
- Podobno równymi chodnikami nie wygrywa się wyborów, choć są tacy - daleko nie szukać - którzy potrafią.
- Nadchodzą czasy równych chodników. Jestem przekonany, że mieszkańcy docenią równy chodnik, wyrównaną jezdnię czy zrobioną drogę, bardziej niż dużą inwestycję, do której muszą dotrzeć po nierównych chodnikach i z której skorzystają dwa razy w roku. Mam nadzieję, że w kolejnych budżetach więcej pieniędzy będziemy kierować na nierówne chodniki albo na ulice, których po prostu brakuje.
- Starzejemy się jako społeczeństwo, więc temat jest ważny. Kolejna sprawa. Do rady weszła nowa radna, Katarzyna Dzik, która głośno mówi, że Iława nie ma i nigdy nie miała koncepcji rozwoju. Nie wiadomo, czy miasto jest turystyczne, czy jakiekolwiek inne. W którym kierunku chciałbyś pójść?
- Czytałem tę wypowiedź w Gazecie Iławskiej. Nie mogę się z nią zgodzić. Padły takie słowa, że powinniśmy się zdecydować, czy chcemy być miastem turystycznym, czy przemysłowym, czy może powinniśmy postawić na czyste powietrze. A to się właśnie zadziało. Zwiększyliśmy dotacje na walkę z "kopciuchami" o aż 150 procent (dla jednego mieszkańca) w stosunku do lat wcześniejszych. Wcześniej były to 2.000 zł, teraz aż 5.000 zł. W pierwszym roku mojego urzędowania stworzyliśmy program na lata 2020-2024, który jest tak skonstruowany, żeby zachęcić do jak najszybszego korzystania i wymiany kotłów. W pierwszych dwóch latach dotacja będzie wynosić 5.000 zł, w kolejnym roku 4.000 i skończy się na 3.000 zł. Im dłużej mieszkaniec będzie czekał z wymianą, tym mniej dostanie. Budżet programu wzrósł z 90 do 200.000 zł! Jeśli chodzi o myśl Kasi Dzik, że musimy się na coś zdecydować, to my się zdecydowaliśmy na walkę o czystsze powietrze. Druga sprawa, która wybrzmiewa w budżecie, choć delikatnie, bo jest on mocno obciążony - będziemy szli w obłożenie miasta drogami rowerowymi. Połączymy ścieżkę, która kończy się na ul. Kopernika, z dworcem, przejdziemy przy pumptracku. A z drugiej strony - chciałbym połączyć osiedle Podleśne z centrum wzdłuż Zakładu Karnego. Przy tym wszystkim nie można rezygnować z gospodarki, z przedsiębiorców i nowych inwestycji. Jedno musi uzupełniać drugie. Tak więc choćby po tych inwestycjach rysuje się wizja mojej Iławy, wizja czystszego powietrza i dobrze skomunikowanego miasta, a to dopiero początek.
- To będą ścieżki tego typu, jak w tej chwili?
- Asfaltowe.
- A z czego będziemy żyć? Za co? Czy będziemy wyjeżdżać do pracy w Lubawie? W Ostródzie? Olsztynie?
- Samorząd nie jest od tego, żeby budować fabryki. Ale jesteśmy od tego, żeby poprawiać jakość życia naszych mieszkańców i tworzyć warunki do inwestycji. Pytanie, jaka ma być Iława za kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Nasze społeczeństwo robi się coraz mobilniejsze. Za jakiś czas poznikają zawody, które dziś jeszcze funkcjonują, bo nie będą nam potrzebne. Coraz więcej jest tzw. wolnych zawodów. Proszę zobaczyć, co się dzieje w naszym mieście. Mamy bum mieszkaniowy i kto te mieszkania kupuje? Również ludzie z zewnątrz, którzy mieszkają w Iławie, a obsługują zawodowo całą Polskę lub nawet cały świat. Naszym zadaniem jest to, by Iława była przyjazna w kontekście czystego powietrza, ruchu rowerowego, zabezpieczenia pod kątem żłobków, przedszkoli i edukacji szkolnej. Musimy zapewnić odpowiednią ofertę sportową i kulturalną. My już teraz walczymy o tych, którzy będą chcieli się tu sprowadzić z zatłoczonej Warszawy czy Gdańska. Budujmy więc klimat dla mieszkańców, również tych, którzy będą chcieli tu przyjechać. Dlatego wiem jedno: muszę dać z siebie 100% dla naszej Iławy.
Bo społeczeństwo będzie nam się starzało, mieszkańców będzie ubywało. A rolą samorządu jest takie budowanie miasta, by odpływ zatrzymać, a zachęcać do napływu. Swoją rolę widzę tak: dbam o to, by mieszkańców przybywało, nie tylko w kontekście mojej kolejnej kadencji, ale i za 10-20 lat. I to jest odpowiedzialność naszego samorządu. Żeby nie myśleć, co będzie na końcu kadencji, a za kilkanaście lat.
- Czyli te poglądy na przyszłość miasta masz zbliżone do lewicowej - jak sama o sobie mówi - nowej radnej. Koalicja powiększy się o jedną osobę?
- To nie kwestia światopoglądu, a pragmatyzmu. Tak się po prostu dzieje. Znam Katarzynę Dzik, jest to bardzo rozsądna osoba. Myślę, że wniesie dużo świeżości do rady. Zakładam też, że będzie chciała współpracować z burmistrzem jako organem wykonawczym. Kasia dobrze o tym wie, że jestem otwarty na współpracę i do tej współpracy ją zapraszam.
- Pytanie od Czytelnika: co z wyspą Wielka Żuława? Czy jest ten temat w pamięci burmistrza?
- Temat wprawdzie odstawiony na bok, choć z tyłu głowy nadal jest. Trzeba na pewno podjąć jakieś działania w kontekście wyspy, bo to może być nasze koło zamachowe na kilkadziesiąt kolejnych lat, łącznie z drogą ekspresową, która ma powstać między Grudziądzem a Ostródą. Ani ja, ani moi zastępcy, ani nikt z ratusza nie chce tej wyspy zabetonować. Ona jest swoistym skarbem, który musi być ochroniony. Jeśli chcemy zainwestować, to tylko w rozsądny sposób, bo musimy mieć choćby odpowiednie zaplecze przeciwpożarowe, bez tego nikt tam nie zainwestuje. Poza tym pojawiają się kolejne pytania: jak dostarczyć tam karetkę? Straż pożarną? Czy most spełniłby taką rolę? Czy może most zwodzony? Pytań wiele, ale też nie oszukujmy się - ilu mieszkańców korzysta z wyspy? Bardzo niewielu.
- Pytanie, co zmieniać? W jakim kierunku pójść?
- Na pewno nie zgodzę się na jej sprzedaż tylko pod apartamenty ani betonowanie. Musi być ona dostępna dla naszych mieszkańców. Musimy pamiętać o jednym: miasto nie da rady zainwestować milionów złotych, więc będzie tu potrzebny inwestor zewnętrzny, być może nawet kilku. Chciałbym, by na wyspie powstały inwestycje, z których będą korzystać także nasi mieszkańcy, ale ta dyskusja dopiero przed nami.
- Skoro mówimy o apartamentach, zapytam o mieszkania socjalne. Nadal krucho z ich liczbą?
- Mamy ponad 100 wyroków sądowych, które nakazują eksmisję do mieszkań socjalnych. A tych mieszkań nie ma. Zatem, jako gmina, musimy ponosić koszt zaległych czynszów. Te kontenery, które z inicjatywy byłego burmistrza Adama Żylińskiego trafiły do Iławy, niedługo zostaną podłączone do mediów. Rozmawiamy z prezesem ITBS, co z tym fantem zrobić. Również z panem prezesem dyskutujemy o ściąganiu tych długów. Wielkość zadłużenia z tytułu zaległych czynszów przekroczyła już 4 miliony zł. Czy my, jako miasto, musimy na to pozwalać? Dokładamy do tego interesu wszyscy. Ten dług trzeba w ITBS zabezpieczyć w postaci dotowania ich działalności, żeby ta spółka nie upadła. A gdyby ten dług był ściągnięty? To dodatkowe złotówki na inwestycje - remonty klatek schodowych, instalacji, dachów, a może uzbrojenie terenu pod nowe osiedle? To głęboko niesprawiedliwa sytuacja, gdy pozwala się na niepłacenie czynszu przy niewielkich stawkach, które wynoszą lekko ponad 2 zł za metr kw. mieszkania komunalnego. A i tak część mieszkańców pozwala sobie na niepłacenie. Jeśli ktoś ma trudną sytuację materialną, należy się zwrócić do pomocy społecznej. Mam przeświadczenie, że gros osób z premedytacją nie płaci, obciążając nas wszystkich.
- Dziękuję za rozmowę, życząc mniej hejtów.
- Hmm, hejty... To metoda szeroko pojętej opozycji, która wymyśla niestworzone historie, bo nie ma się do czego przyczepić. Nie może powiedzieć, że coś się nie udało, bo na razie wszystko się tworzy, zarysowuje, a to, co się dzieje w sferze kłamliwych komentarzy, to krzyk rozpaczy pewnych osób, które zostały odsunięte od sfery wpływów. Okazałem się samodzielnym burmistrzem i mam nadzieję, że taką pozycję utrzymam. Moje decyzje pokazały, że nie poddałem się pewnym naciskom. Opozycji nie podoba się to, że nie może wpłynąć na mnie tak, jak by chciała. Przykładem mogą tu być rozpisane konkursy na prezesów spółek.
- W obu konkursach startowali koledzy burmistrza.
- Żaden z nich nie wygrał, choć byli wysoko notowani przez komisje. Chciałbym, żeby to zostało docenione przez moich przeciwników. A do hejtu podchodzę, jak już mówiłem, bardzo spokojnie, trzeba robić swoje. Wyborcy to wszystko ocenią. Choć brzmi to bardzo banalnie, taka właśnie będzie rzeczywistość. W 2023 r. pójdziemy do urn i zagłosujemy. I to będzie także moja ocena, przyjmę ją z godnością. Jednak łatwo się nie poddaję i będę walczył o to, żeby być docenionym i wybranym przez mieszkańców na kolejną kadencję.
- Rośnie pod bokiem konkurencja...
- Na razie nie widzę jej. Pytanie, w którym momencie się ujawni. Funkcjonujemy w porządku demokratycznym. Jestem ciekawy ambicji naszych lokalnych mieszkańców. Tak jak wystartowałem w 2018 r. z ciekawym komitetem, tak mam nadzieję, że w 2023 r. będzie podobnie. I powalczymy o głosy. I o uznanie mieszkańców.
- Jestem przekonana, że wasze ścieżki już się przecinają...
- Bardzo możliwe. Mój przypadek pokazał, że może wygrać młody i niemający zaplecza partyjnego kandydat. Mieszkańcom zależy na pracy dla obywateli, a nie dla partii.
- Tak było w 2018 r., w 2023 r. może być zupełnie inaczej. I "hop-bęc, zmiana", wygra kandydat partii politycznej.
- Dlatego nie obrażę się na wynik wyborów. A przez kolejne cztery lata będę pracował, żeby udowodnić mieszkańcom, że można uprawiać politykę lokalną w samorządzie troszeczkę inaczej, że można być bardziej otwartym na mieszkańców, że można robić konkursy na ciekawe stanowiska, które do tej pory nie były obsadzane w ten sposób, że można wprowadzać nowe rozwiązania w zakresie kultury i dokładać pieniędzy na sport. Mam nadzieję, że to wszystko znajdzie uznanie wśród naszych mieszkanek i mieszkańców.

Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5