Dawno temu pod choinką... Wspomnieniami dzieli się Katarzyna Dzik

2019-12-25 17:00:00(ost. akt: 2019-12-24 11:06:32)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Okołoświąteczne wspomnienia często wzruszają, czasem śmieszą, słowem - wzbudzają w nas wyjątkowe emocje. Nasi goście podzielili się opowieściami o wydarzeniach, które przywołują w pamięci, kiedy myślą o Bożym Narodzeniu i zakończeniu kolejnego roku.
Katarzyna Dzik, prezeska Stowarzyszenia Od-Ważne, przedsiębiorczyni: - Na tym zdjęciu mam jakieś 6-7 lat. Mam na sobie strój krakowski, który wcześniej nosiła moja mama. Zdjęcie zrobiono prawdopodobnie w przedszkolu, przed balem świąteczno-mikołajkowym. Uwielbiałam moje przedszkole. Mieszkaliśmy w Słupsku. Z jego okien widziałam swój dom. Mieściło się ono w starym budynku i miało ogromny ogród z altaną. A wracając do tego balu przebierańców – było też spotkanie z Mikołajem. Byłam odważnym dzieckiem, nie bałam się. Bardzo możliwe, że sama mu weszłam na kolano i powiedziałam, co chcę dostać pod choinkę. Przez 17 lat byłam jedynaczką i z nikim nie rywalizowałam o prezenty. Dostawałam je dwa razy, ponieważ najpierw z rodzicami spożywaliśmy potrawy wigilijne u siebie w domu. Wtedy były prezenty od rodziców. Wieczorem przechodziliśmy do dziadków, gdzie zbierała się reszta rodziny i tam były kolejne prezenty. A potem przechodziliśmy jeszcze do prababci. Tam zwykle też był kolejny prezent. Bardzo miło wspominam ten maraton prezentowy (śmieje się). A kiedy przyszła na świat moja siostra, to już była inna epoka – nie wierzyłam w istnienie św. Mikołaja. Miałam już inne rzeczy na głowie, wigilia z rodziną to było coś, co trzeba było odpękać, a potem - najlepiej biec do znajomych. Niestety, nie było to możliwe. Wtedy Święta spędzało się tylko w domu, wyjście w 1 czy 2 dzień Świąt? Nie! To był czas zarezerwowany tylko dla rodziny. A dziś moje córki w wigilię spędzają czas z nami. A potem – wyfruwają. A ja wtedy… nie, nie odpoczywam. Przy czwórce dzieci plus ojciec mojego męża, moi rodzice… moja siostra. Święta w kuchni. Ktoś to musi zrobić i tyle. A i tak co roku czekam na ten cały harmider. Potem oddycham z ulgą i tak co roku.
Prezenty za dzieciństwa? Wszyscy dostawali to samo. Nie pamiętam, żebym miała coś takiego wymarzonego. Nie mieliśmy kiedyś takich oczekiwań, że chcemy coś konkretnego. To były czasy, kiedy zdobywało się różne rzeczy, więc nigdy nie było wiadomo, co tam mama z babcią zdobędą. Cieszyliśmy się nawet drobiazgami.
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa… Wierzyłam, że w wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. U mojej prababci był pies, który mnie bardzo nie lubił. Postanowiłam sobie, że go o to zapytam (śmieje się). Bo jak to? Wszyscy mnie lubią, a ten jeden pies mnie nie lubi! Byłam bardzo rozczarowana, bo nie dość, że nie odpowiedział, to jeszcze na mnie naszczekał.
Jeśli chodzi o dania wigilijne, to nienawidziłam kompotu z suszu, który był zawsze u mojej babci. Do tej pory nie jadam karpia pod żadną postacią. U mnie w domu choinka zawsze była sztuczna i nigdy nie udało mi się uprosić mojej mamy, żebyśmy kupili prawdziwą. Przysięgłam sobie jako mała dziewczynka, ze jak będę duża, to u mnie zawsze będzie tylko i wyłącznie żywa choinka. I faktycznie, od 20-paru lat, odkąd jestem duża, ta choinka jest żywa.
Zawsze Święta częściowo spędzam w pracy. W wigilię tej roboty jest niewiele, natomiast w kolejne dni Tawerna jest już otwarta i mamy sporo imprez. Nie muszę tam być ciągle, bo pracuję z fantastycznymi ludźmi, do których mam zaufanie. Ale rano zazwyczaj jestem. Inaczej nie umiem.

Wysłuchała: Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5