W czasie II wojny światowej w Lubawie istniał hitlerowski Tajny Obóz Karny dla Młodocianych [WSPOMNIENIA, ZDJĘCIA]

2019-10-26 09:00:00(ost. akt: 2019-10-25 15:25:54)
Zdjęcie ilustracyjne, dzieci podczas pracy w obozie hitlerowskim w Łodzi w czasie II wojny światowej. W Lubawie istniał podobny

Zdjęcie ilustracyjne, dzieci podczas pracy w obozie hitlerowskim w Łodzi w czasie II wojny światowej. W Lubawie istniał podobny

Autor zdjęcia: archiwum Marcina Michalskiego

Do największych zbrodni hitlerowskich, które miały miejsce w czasie II wojny światowej, należą te popełnione na dzieciach. Hitlerowcy umieszczali je w różnych obozach i więzieniach, gdzie cierpiały i umierały tysiącami. Obtarto je z moralności, człowieczeństwa i przynależności narodowej.
Szacuje się, że w wyniku II wojny światowej zostało zamordowanych około 2 milionów dzieci. Jednym z miejsc, gdzie więziono i wykorzystywano do ciężkiej pracy polskie dzieci, był utworzony przez niemieckich nazistów Tajny Obóz Karny dla Młodocianych w Lubawie.

Kromka razowego chleba, czarna kawa i ciężka praca ponad siły. Niezależnie od pory roku, każdy mały więzień miał ogoloną głowę, którą okrywała tylko czapka tzw. „krymka”. Jedyne okrycie stanowiły cienkie „drelichy”, a prawdziwe obuwie zastępowały ciężkie drewniane kory. Dni były do siebie podobne wypełnione pracą ponad siły.

Niedzielę, która była jedynym wolnym od pracy dniem, wyróżniała ponadto odrobina marmolady z buraków dodawana do śniadaniowych porcji.
– Nie wolno było nam tego dnia leżeć ani siedzieć. Wyjątkiem było spożywanie posiłku, którego dostawaliśmy tak mało, że każdy z nas był ciągle głodny – tak wspominał swój pobyt w hitlerowskim obozie dla dzieci w Lubawie Witold Michalski, nie żyjący już dziś mieszkaniec Iławy (dziadek autora).

POWSTANIE OBOZU DLA DZIECI W LUBAWIE
Dokładną datę powstania w czasie okupacji Tajnego Obozu Karnego dla Młodocianych w Lubawie trudno jest ustalić.


Przed wojną w budynku przy ulicy Grunwaldzkiej w Lubawie znajdowało się tzw. więzienie sądowe. Po wkroczeniu, 1 września 1939 roku, wojsk hitlerowskich do leżącej zaledwie kilka kilometrów od granicy polsko-niemieckiej Lubawy, pełnił on podobną funkcję. Naziści więzili tam dorosłych i nieletnich Polaków. Pomocna w ustaleniu daty powstania obozu dla dzieci okazała się siostra Antonina Schneider, szarytka pełniąca podczas okupacji funkcję administratora w szpitalu św. Jerzego w Lubawie. Szpital ten znajdował się bowiem na przeciwko obozu. Zeznała ona przed komisją badająca zbrodnie hitlerowskie, że na początku 1941 roku dowiedziała się w tajemnicy od niemieckiego urzędnika (pracował on w sądzie obok szpitala) o funkcjonowaniu tajnego wiezienia dla młodocianych w budynku przy ulicy Grunwaldzkiej.


Zeznania byłych więźniów obozu złożone przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Olsztynie, potwierdzają wersję zakonnicy. Większość chłopców miała trafić do obozu w Lubawie po 1942 r. W opracowaniach historycznych badających ten temat ustalono, że właśnie w 1942 roku więzienie sądowe w Lubawie przekształcono w obóz karny dla nieletnich więźniów, który istniał do stycznia 1945 roku. Podlegał on wyłącznie delegaturze Gestapo w Grudziądzu. Dziś w budynku dawnego obozu mieści się Dom Pomocy Społecznej.

KREW CIEKŁA USTAMI, NOSEM I USZAMI
Witold Michalski trafił do obozu w Lubawie w lutym 1944 roku, jako 15-letni chłopiec. Spędził tam sześć miesięcy, których nigdy nie zapomni.
– Przed wybuchem II wojny światowej mieszkałem z rodziną w Bydgoszczy, jednak kiedy zaczęła się okupacja i hitlerowcy wkroczyli do miasta zostaliśmy wysiedleni do Rypina 65 km od Lubawy – wspominał w 2015 roku pan Witold.


Nie mający ukończonych 14 lat został on skierowany przez Arbeitsamt (urząd pracy) do niemieckiego przedsiębiorstwa handlowego w Rypinie, którego właścicielem wówczas był Simon Helwing.
– Z powodu tego, że zostałem tam kilkakrotnie pobity, przestałem pracować i zwróciłem się do innego przedsiębiorstwa o przyjęcie mnie do pracy – opowiadał pan Witold. – Nie zostałem tam jednak przyjęty, ale wezwany do Arbeitsamtu. W piwnicy zostałem pobity do nieprzytomności przez kierownika urzędu. Krew ciekła mi ustami, nosem i uszami. Kazano mi wrócić do poprzedniej pracy.

Pan Witold nie wrócił jednak do pracy, gdyż otrzymał wezwanie do więzienia w Brodnicy.
– Nie wiedziałem za co zostałem skazany tylko, że mam odbyć karę 4 miesięcy więzienia – wspominał pan Witold. – Zdziwiłem się, ponieważ nie byłem na żadnej rozprawie sądowej.

Dodatkowym powodem, jak przypuszcza pan Witold, był również fakt, iż u jego starszych kolegów, z którymi pracował w przedsiębiorstwie Helwinga, Gestapo znalazło prasę konspiracyjną. Wszyscy oni trafili do obozu koncentracyjnego Auschwitz.

– W Brodnicy przebywałem dwa tygodnie, w czasie których zostałem ponownie ciężko pobity – mówił pan Michalski. – Po czym przewieziono mnie w kajdanach, wraz z dwoma innymi chłopakami do obozu w Lubawie. To było traumatyczne przeżycie dla mnie jako młodego wówczas chłopaka. Nigdy tego nie zapomnę...

Za co można było trafić do obozu? Za wszystko. Za kradzież 3 jajek, za śpiewanie piosenek po polsku, za bycie synem partyzanta, podpalenie „bylinek”, za wszystko… Cel – zabicie w młodych ludziach godności i poczucia tożsamości narodowej.

CIĘŻKA PRACA OD ŚWITU DO NOCY
– Trafiłem do trzyosobowej celi na pierwszym piętrze – opowiadał pan Witold. – Panował tam półmrok, ponieważ znajdowało się tam tylko małe okienko z mleczną szybą, przez którą nic nie było widać. Na pryczy spaliśmy we trójkę, całą noc na jednym boku, ponieważ była ona bardzo wąska. Rano całe ciało było zdrętwiałe.

Wyposażenie ciasnej celi poza łóżkiem stanowiła miska do umycia i prowizoryczna toaleta. Pobudka była o szóstej rano.
– Przed śniadaniem musieliśmy wysprzątać celę „na błysk”, bo inaczej zostalibyśmy pobici – dodawał. – Potem goniono nas na podwórze, gdzie stawaliśmy do apelu. Do pracy wychodziliśmy około siódmej.


Polskie dzieci pracowały w lubawskich zakładach przetwórni owocowo-warzywnej „Pra-korn-Were” przy kopcowaniu ziemniaków i marchwi oraz wyładowywaniu kapusty z samochodów; w dużej firmie Franza Tislera, który miał składnicę węgla; w tartaku przy noszeniu i korowaniu drewna; u okolicznych gospodarzy oraz w majątkach: Mokre Bagno, Mortęgi, Linowiec, a także w majątku klasztornym Kupnerówka. Dzień pracy trwał od 10 do 12 godzin.

– Moja grupa liczyła 8 lub 10 osób, nie pamiętam dokładnie – wspominał pan Witold. – Każdego dnia prowadził nas do pracy pomocnik strażnika więziennego, który zawsze miał nabity karabin. Myślę, że moja grupa miała szczęście, ponieważ pilnował nas mieszkaniec Lubawy, który nazywał się Empel. Nigdy nas nie bił, pozwalał nawet rozmawiać po polsku.

Po wojnie ów strażnik mieszkał przy ulicy Kopernika w Lubawie. Był to niski, chudy mężczyzna z „sumiastymi” wąsami. Zmarł prawdopodobnie w latach 60-tych XX wieku. Odpokutował swoją „pracę” także w więzieniu.
– Podczas pobytu w obozie pracowałem przy wyplataniu sznurków, w tartaku w Lubawie oraz w Rakowicach – wymieniał pan Michalski. – Potem zachorowałem, a że znałem biegle niemiecki, udało mi się załatwić pracę w więziennej kuchni. Pamiętam, że na obiad gotowano zupę z buraków. Sama woda. Na kolację dostawaliśmy znów kromkę chleba i herbatę bez cukru.


TERROR PSYCHICZNY
W obozie surowo zabronione były rozmowy po polsku. Obowiązywał tylko język niemiecki. – Nie można było w ogóle głośno rozmawiać – dodał pan Witold. – W celi co chwila byliśmy kontrolowani przez wizjer co robimy.

W Lubawie młodzi więźniowie byli narażeni nie tylko na dokuczliwy głód i terror psychiczny, ale także na przemoc fizyczną ze strony strażników.
– Osobiście nikt mnie nie pobił w obozie, zapewne dlatego, że moim strażnikiem był wspomniany Empel, który był dobrym człowiekiem – opowiadał pan Witold.
– Jednak mój kolega z grupy został pobity przez któregoś ze strażników. Powodem tego była jego ucieczka z obozu. Został złapany po tygodniu. Kiedy wrócił do obozu został bardzo pobity i trafił do karceru.


Karcer to cela nr 4, której okno było hermetycznie zamknięte, a drzwi opatrzono gumową uszczelką. W swoich zeznaniach byli więźniowie wspominali o zgonach w karcerze i wywożeniu samochodem meblowym zwłok ich kolegów, które później topiono w jeziorze ostródzkim. Nie ma jednak bezpośredniego dowodu czy dokumentów, które potwierdziłyby ten fakt. Trudno jest więc ustalić jaka była śmiertelność wśród dzieci w obozie. Jednak według zeznań świadków, a szczególnie nie żyjącego już Czesława Czubaka, jego kolegów, których zakatowano w owym więzieniu, pochowano na pobliskim cmentarzu w Lubawie. Do dziś nie przeprowadzono tam prac, więc trudno to jednoznacznie stwierdzić.

– Był też taki jeden strażnik sadysta – dodał pan Witold. – Nie pamiętam jednak jak się nazywał. Podobno bił za wszystko, nawet jak ktoś źle spojrzał. Każdego dnia baliśmy się, że możemy zostać pobici czy trafić za byle co do karceru.

Strażnicy pilnowali dzieci podczas ciężkiej pracy, aby nie miały chwili wytchnienia. W razie nie wyrobienia dziennej normy chłopcy pozbawiani byli posiłku. Kiedy podczas ciężkiej pracy przy kopaniu rowów melioracyjnych, czy pracach polowych strażnik zauważył, że ktoś próbuje dać dzieciom jedzenie strzelał w powietrze.

KIM BYLI OPRAWCY?
Kierownikiem Tajnego Obozu Karnego dla Młodocianych w Lubawie był Hauptwachtmeister Hubert Grübnau (Gürnau lub Otto Kluge) przez młodych więźniów zwany „pierwszym po Bogu”.
– Był to mężczyzna około 50-tki, krępy blondyn, wzrost około 1,70 m – wspominał pan Witold. – Spotkałem go dwa lub trzy razy. Wzbudzał respekt i strach.


Lubił rzucać pękiem kluczy w spacerujących chłopców tylko za to, że ktoś się obejrzał do tyłu. Do ulubionych zabaw komendanta należało także strzelanie do drzwi budynku więziennego miedzy rzędami spacerujących więźniów. Czy kogoś trafił… Nie wiadomo.

Jego zastępcą był Emil Eberl, zwany w obozie „Długasem”. Lubił on dla „rozrywki” z całej siły bić chłopców pięścią w szczękę. Kolejni strażnicy obozowi to Heinrich Krainz, Lipert (pochodzący z Lubeki), Dinger, Ohm, Ochs, Haupt, Kirsch, Koening. Było też trzech pomocników, dwaj pochodzili z Lubawy i mięli III grupę Volkslisty (niemieckiej listy narodowościowej). Jednym z nich był wspomniany wcześniej Józef Empel.

W 1943 roku na terenie obozu przebywały przez krótki czas również dziewczęta. Oddziałem do chwili przeniesienia go do Lidzbarka Welskiego zajmowała się Niemka z Lubawy Gertruda Schielke.

EWAKUACJA DO RZESZY
Obóz w Lubawie istniał do 18 stycznia 1945 roku. W tym dniu 180 chłopców ewakuowano do miejscowości Wesendorf (powiat Zelle). Podróż podczas której jedzenie więźniom podawano raz dziennie, trwała tydzień. Na miejscu chłopcy pracowali przy budowie pasów startowych. Nie wiadomo jednak ilu z nich doczekało zakończenia wojny.

W materiałach historycznych poświęconych dzieciom z hitlerowskiego obozu karnego w Lubawie znajdują się nazwiska niektórych młodocianych więźniów, są to: Czesław Czubak, Witold Michalski, Hilary Sawicki, Stefan Paprzyński, Zygfryd Przybylski, Leon Więckowski, Władysław Głowania, Edward Gołaszewski, Jan Tesmer, Jerzy Kowalski, Stanisław Boryna, Bronisław Obuchowski, Marian Szczypiński, Hieronim Żochowski, Klemens Nidzworski, Kazimierz Leitz, Kołakowski, Antoni Grodzicki, Józef Neuman, Mieczysław Zawadzki.

Przez obóz w czasie jego istnienia przewinęło się prawdopodobnie około 1000 dzieci. Jednorazowo w wiezieniu przebywało 100-160 małoletnich więźniów.
MARCIN MICHALSKI



OD AUTORA
Dziś młodzi ludzie często nie wiedzą czym był terror fizyczny i psychiczny stosowany przez Niemców podczas II wojny światowej wobec Polaków. Przypomnę, że w czasie tej okrutnej wojny zginęło aż 5.480.000 ludności cywilnej, w tym 2.000.000 polskich dzieci (m.in. w obozie koncentracyjnym w Łodzi - znajdował się w centrum getta, prawdopodobnie w obozie w Lubawie i innych miejscach kaźni, mordowano także niemowlęta).
Szacuje się, że do Niemiec uprowadzono nawet 200.000 małych Polaków, którzy zostali zgermanizowani. Celem tych zbrodniczych praktyk Niemców (Nazistów) było obdarcie naszego narodu z godności, tożsamości narodowej i wykorzystania Nas jako niewolników. Dzięki Bogu nie wyszło. To wszystko pokazuje jakim okrucieństwem jest wojna. Trzeba także o tym pamiętać o tych, którzy zginęli z rąk niemieckich oprawców, aby nigdy więcej nie doszło do podobnej zbrodni. Historia ma uświadamiać, uczyć wrażliwości ale nigdy nie nienawiści.


Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. EO #2936861 | 185.144.*.* 21 cze 2020 21:13

    Dzisiaj przeczytałam książkę Czesława Czubaka pt. "Alles in ordnung" wydaną 50. lat temu. Żeby nie zapomnieć o tym, jakie piekło zgotowali Niemcy, polecam tę książkę. Czesław Czubak był więzniem dziecięcego - hitlrowskiego obozu w Lubawie. Pamiętajmy i przekazujmy dzieciom i wnukom naszym...

    odpowiedz na ten komentarz

  2. ddr #2810562 | 77.253.*.* 28 paź 2019 08:42

    w artykule oczywiście narracja "nazistowska". Pamiętajmy, że nie ma narodu nazistowskiego, tylko naród niemiecki, który odpowiada za te wszystkie zbrodnie i winien wypłacić reparacje wojenne. Niestety nasza władza nie ma jej aby doprowadzić ten temat do końca.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. x #2810507 | 88.156.*.* 27 paź 2019 22:10

      Tablica napisana po lubawsku: "za tymY" murami.

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. NORMA #2810440 | 83.9.*.* 27 paź 2019 18:22

        Niemiecki !!!

        Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

      2. Jaro #2810369 | 88.156.*.* 27 paź 2019 15:00

        To potworne, ale nie można zapominać o tym, jaki los Polakom i ich dzieciom zgotowały też zdradzieckie bestie ze wschodu.

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (14)
      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5