Moja kochana profesor…. Uczniowie wspominają śp. Barbarę Jadwigę Kolasińską-Lewandowską

2019-09-06 18:45:53(ost. akt: 2019-09-06 14:27:44)
Na zdjęciu z zaprzyjaźnionymi uczniami podczas jednego z ostatnich zjazdów szkoły. Od lewej: profesor Jagoda Lewandowska oraz Iwona, Dagmara, Ala i Paweł

Na zdjęciu z zaprzyjaźnionymi uczniami podczas jednego z ostatnich zjazdów szkoły. Od lewej: profesor Jagoda Lewandowska oraz Iwona, Dagmara, Ala i Paweł

Autor zdjęcia: archiwum uczniów

2 sierpnia 2019 roku po długiej walce z chorobą odeszła Barbara Jadwiga Kolasińska-Lewandowska. Uwielbiana przez uczniów nauczycielka języka polskiego w Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Stefana Żeromskiego w Iławie. W ostatniej drodze poza najbliższą rodziną, uczestniczyły tłumy przyjaciół, byłych uczniów, współpracowników.
DAGMARA OMIECZYŃSKA-NASTAJ:
Mam szczęście w życiu spotykać na swojej drodze wspaniałych nauczycieli. Nauczycieli uczących człowieczeństwa, wrażliwości i szacunku dla odmienności. Takim człowiekiem, nauczycielem, ale przede wszystkim człowiekiem była Pani Profesor Jagoda Lewandowska. Można powiedzieć, że byłą profesjonalistką w swojej pracy, ale ja czułam to jako coś więcej. To co nam przekazywała nie było wyuczone i profesjonalne. Ona taka była. Okazywała nam szacunek w naszej młodzieńczej potrzebie bycia na „nie”, którą potrafiła przekuć w zainteresowanie nami i naszymi poglądami. Widziała w nas młodych i godnych zainteresowania ludzi. Co za tym szło, ceniła swobodę myśli, promowała nasze poglądy i nagradzała je. Nie ciekawiły jej prace odtwórcze, „ grzeczne”, wręcz przeciwnie. Lubiła, gdy byliśmy odważni w wyrażaniu opinii, gdy były to nasze własne poglądy i gdy ładnie je formowaliśmy. „Tudzież”’ aczkolwiek”, „gwoli przypomnienia” nawet gdy to piszę, widzę Ją. Wyprostowaną, z nienaganną dykcją, adekwatną mową ciała, mówiącą z pasją, szukającą głębi w czytanych utworach i w naszych umysłach.

Pani Profesor była wymagająca…. Tak. Wymagała od nas prawdziwości i zaangażowania, a było to właśnie to, czego pragnęliśmy najbardziej mając 16 lat i dojrzewając. Pozwalała nam i pomagała szukać własnej tożsamości, z podkreśleniem właśnie naszej własnej. Czyż nie to cechuje wspaniałego nauczyciela?! Gdy w oparciu o jego umysł uczeń czuje, że znajduje siebie, że staje się lepszy znajdując siebie i odkrywa, że ten proces może być interesujący. Pisząc znajduję kolejne sedno bycia z Panią Profesor. Ona była nas ciekawa! My w oparciu o jej zainteresowanie nami rozkwitaliśmy! Ktoś chciał słuchać co mamy do powiedzenia, co czytamy i jakie mamy myśli po lekturze. Takie właśnie nasze myśli, zbuntowane, nieuczesane, własne. Piękne było Jej zainteresowanie naszym wnętrzem.

Była również wspaniałym pedagogiem, na każdego znajdowała marchewkę, nie kij. Pamiętam, kiedy średnia z ocen w I klasie dawała mi 3+, a Ona zaprosiła mnie na rozmowę. Powiedziała, że widzi moje zaangażowanie i zaryzykuje ocenę dobrą na koniec, mając nadzieję, że się nie zawiedzie. Kolejny rok dawał mi 4+, kolejna rozmowa w podobnym klimacie i 5 na świadectwie. Nie zawiodła się! Ja pokochałam lekcje z Nią i o innych ocenach nie było już mowy. Bo kluczowe było to czym była ta marchewka. Pani Profesor widziała w nas potencjał, którego sami nie widzieliśmy, wiarę, której sami nie mieliśmy i nazywała to nam. W ocenach była bezkompromisowa, więc wiadome było, że tylko prawda się obroni - czyż nie piękne?! Szczególnie, gdy ma się naście lat.

Dla mnie odszedł Wielki Człowiek. Cieszę się, że na zawsze część Jej zostanie we mnie, bo miałam szczęście, że była moim Nauczycielem. Nadal uwielbiam mówić tudzież, aczkolwiek to niemodne. Gwoli przypomnienia jeszcze dodam, że nadal uwielbiam Szymborską i czytałam, że mają zostać wydana jej listy z Barańczakiem, ależ miałaby uciechę czytając je, bo lubiła obojga.…

„Pamięć ratuje czas, tylko przez nią wszystek nie umrę” Agnieszka Osiecka
Dlatego Wspaniali Nauczyciele żyją wiecznie!

ALA GOLDER-CHRZANOWSKA:
Kobieta z klasą, która pokazywała gdzie mamy patrzeć, ale nie mówiła co mamy widzieć, szanowała i była serdeczna dla wszystkich uczniów bez dzielenia ich na humanistów i antyhumanistów:).

GOSIA KRAUZE:
Moja kochana Profesor..
"Jeśli nie wiesz jak napisać wypracowanie, zacznij pisać je w formie listu do przyjaciela."
To jej słowa, które pomogły mi się otworzyć, odkryć swoją humanistyczną naturę. Jej sposób nauczania obudził mają wrażliwość na twórczość.

Byłam w podróży kiedy dowiedziałam się, że to się stało, że Lewa odeszła... Podróży w poszukiwaniu sztuki. Wenecja, "Biennale di Venezja" i plakaty o teatrze. Myślę sobie, no za dwa lata może przyjadę na "Biennale Teatro". I to wspomnienie, tak bliskie, elektryzującej opowieści Lewej o teatrze współczesnym, o eksperymentach teatralnych, o końcu sceny "pudełkowej".. Lewa pozwoliła mi pisać "klasówkę" przez dwie godziny, ponieważ nie zamieściłam się w czasie, chcąc przelać wszystkie moje myśli, inspirowane historią teatru, w którą mnie wciągnęła.

W sumie nie wiem jak wyrazić wagę tego, co stało się w moim życiu, dzięki mojej Profesor od Polskiego.. Od niej dowiedziałam się, że moje myśli mogą być ciekawe. Stało się to mimochodem, po prostu, a dla mnie było jak olśnienie. Mieliśmy napisać wypracowanie pt. "Mój testament". Pisanie testamentu, w którym miałam rozdzielić swój materialny dorobek, odłożyłam, jak zwykle, na ostatnią chwilę. A w tej ostatniej chwili opisałam coś zupełnie innego - moje wartości, które chciałam przekazać potomkom: neoficki wtedy wegetarianizm, z którego wszyscy się śmiali, pragnienie świata bez wojen, bez granic.. Gdy Lewa poprosiła mnie o przeczytanie, chciałam zniknąć z lęku, że złe jest to "zadanie domowe". Ale ją zaciekawił mój sposób podejścia do pisania testamentu i moje nastoletnie marzenie o innym świecie. Nie mogłam w to uwierzyć. Lewa była szczerze zainteresowana tym jak my myślimy. Dla mnie była to wielka inspiracja. Pomogła mi szukać siebie, szukać swoich myśli, odłożyć na bok podręcznik, to co wiem, to co wiadome. Nauczyła mnie odkrywać i wyrażać siebie, ponieważ była mnie autentycznie ciekawa. Mnie i nas wszystkich. Często nieokrzesanych, nieokreślonych nastolatków, którzy przemieniają się w kogoś nowego, kogo jeszcze nie znają. Lewa pomogła mi się poznać. To była niezwykła przygoda. To więcej niż ktokolwiek mi dał. To rzeczywiście przemieniło mój sposób rozumienia siebie. Uratowało mnie. To wspomnienie zostanie ze mną na zawsze.

Tak bardzo wzrusza mnie jej zainteresowanie mną. Miała je dla każdego. Cała jej magia i jednocześnie prostota wypływała z tego, że była w tym autentyczna, prawdziwa. Miała zaufanie do mnie. To pozwoliło mi też bardziej sobie zaufać, otwierać się na mój wewnętrzny świat. Pokazała mi świat innych ludzi, poetów, twórców. Jej opowieści były fascynujące. W każdej epoce, w każdym pisarzu potrafiła dostrzec wartość i uczyć nas tego. Zrezygnowałam z planu studiowania leśnictwa i zaszycia się w Puszczy Białowieskiej. Wybrałam psychologię, ponieważ interpretacja ludzkiej psychiki stała się dla mnie bardziej pociągająca.

I jeszcze, dzięki Lewej, jako pierwsza osoba w Iławie miałam zorganizowaną dysortografię. To mi uratowało życie! Lewa z mojego powodu zainteresowała się tym tematem, skierowała na badania psychologiczno - pedagogiczne. Nie miała serca obniżać mi ocen z wypracowań - średnio 10 błędów na stronę. Gdyby była formalistką, nigdy nie zdałabym do drugiej klasy. Najpierw stawiała mi dwie oceny: 5 za treść, 2 za błędy. Ale widząc moje starania i moja walkę z ortografią, która notorycznie przegrywałam, stwierdziła, że mój problem jest zupełnie innej natury. I miała rację. Zdiagnozowano mi zaburzenia przestrzenne, zaburzenia lateralizacji i specyficzną formę dysgrafii. To orzeczenie było dla mnie jak poezja, otworzyło mi drogę na świat. Dzięki temu zdałam maturę, 17 stron, 22 błędy ortograficzne (Lewy "przewracał oczami" gdy mnie widział na korytarzu) i dostałam się na studia..

To wszystko bardzo mnie teraz wzrusza. Cudowne, żywe chwile, ciepło tamtych spotkań.. płaczę nie tylko że smutku.. przede wszystkim z wdzięczności.. pomimo straty, są doświadczenia, których nigdy nie stracę.

I ta zaraźliwa miłość do teatru.. Przed każdym spektaklem będę myśleć "moja kochana Lewa, nauczycielka polskiego, mojego wewnętrznego języka".

Dziękuję - to słowo ma wartość mojego życia.

ANIA JAREMKO, IV B matura 1990:
Ostatnim razem spotkałyśmy się może trzy lata temu, na spacerze w słoneczny dzień w okresie wielkanocnym, nad Jeziorakiem. Jej towarzyszył mąż, a ja szłam z przyjaciółką z liceum. Nieczęsto bywam w Iławie, więc takie spotkania cieszyły tym bardziej. Upływ czasu jakoś nigdy nie zwiększył zbytnio emocjonalnego dystansu między nami, a przecież widywałyśmy się rzadko. Zawsze ta sama radość ze spotkania, zawsze pytania, co nowego, jak się życie toczy, szczere zainteresowanie, no i zawsze trochę wspominek. No i że na kartkówce wyszło, że ja tych nudnych „Nocy i dni” nie przeczytałam. Pamiętała takie rzeczy!

W 1986 r. zaczynaliśmy liceum, a pani Lewandowska zaczynała jako wychowawczyni. Byliśmy jej pierwszą klasą. Na pewno zdecydowana większość byłych uczennic i uczniów pamięta ją jako kobietę elegancką, zawsze gustownie ubraną, kobietę, której dłonie były idealnie wręcz wypielęgnowane. Za tym nienagannym wyglądem kryła się równie wypielęgnowana dusza, człowiek niezwykle wrażliwy, mądry, o wysokiej kulturze osobistej. Od początku wiedzieliśmy, że dobrze trafiliśmy. Jako wychowawczyni dawała nam poczucie bezpieczeństwa. W każdej trudnej sytuacji wiadomo było, że jest, że się zaangażuje i że pomoże. Wysłuchiwała, nie osądzała, była sprawiedliwa. Interesowała się nami autentycznie. Sama była po prostu autentyczna, spójna i zwyczajnie dobra. Dobrych ludzi się nie zapomina. Podczas tego spaceru pan Andrzej zrobił nam zdjęcie. Wspaniale byłoby je teraz mieć...

ANETA NASTAJ:
Teraz już wiem, a wtedy nie wiedziałam (bo nie znałam Herberta), że czułam się jak barbarzyńca w ogrodzie, kiedy poznawałam Profesor Lewandowską podczas naszych pierwszych lekcji. Ja oczywiście to ten barbarzyńca, który wkroczył nagle w świat nie tyle kultury i antycznej elegancji, ile szacunku do drugiego człowieka. Humanizm, ten w renesansowym wydaniu – oto, co dostałam od niej i z czego czerpię do dziś. Choć była moim nauczycielem krótko, to był cudowny rok, podczas którego nauczyłam się poszanowania godności człowieka, a także zrozumienia jego potrzeb i słabości.
Ponieważ ona patrzyła na mnie, jak na kogoś wartościowego, tylko dlatego, że byłam jej uczniem, choć niczym szczególnym się niewyróżniającym, sama zaczęłam na siebie tak patrzeć…. Ponieważ ona darzyła mnie szacunkiem, tylko dlatego, że przekroczyłam próg jej klasy, sama zaczęłam myśleć o sobie jak o kimś, który może coś osiągnąć.
I to poczucie humoru… ten dowcip wyrażany z kamienną twarzą, ta autoironia, którą poznałam, dopiero wtedy, gdy sama zostałam nauczycielem (polonistą!). Nie do podrobienia!
Elegancko, wykwintnie, wypowiadany niskim tonem, koniecznie z odpowiednio dobranym spojrzeniem – żart Profesor Lewandowskiej.
Ech… Ubi sunt? Gdzie oni są? Gdzie jest Pani od polskiego? Mam nadzieję, że „w ciemnym pokoju profesorskim na końcu korytarza liści”, gdzie i ja być może trafię i gdzie będzie mi po raz kolejny wstyd, że na egzamin maturalny przyszłam w dżinsach…

Życie Powiatu Iławskiego (powiat-ilawski.pl)


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5