PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Jak Sylwia z Iławy stała się triathlonistką (część 2)

2019-08-11 17:00:00(ost. akt: 2019-08-09 07:30:48)
Sylwia Leliwa (z prawej strony) na triathlonowej trasie

Sylwia Leliwa (z prawej strony) na triathlonowej trasie

Autor zdjęcia: archiwum Sylwii Leliwy

Basen. Szukanie powietrza i technika. Tysiące metrów wtajemniczenia bez kontaktu z podłożem. Śmiać się czy płakać? To pierwsza myśl jak zobaczyłam triathlonistów, którzy bez wysiłku sunęli po powierzchni.

Po zimie zaprzyjaźniłam się z wodą. Może troszkę szorstką przyjaźnią, ale długości na basenie już nie bolały.

Marzec 2018 r. W urodziny zapisałam się na Triathlon Sprint Susz z 750 m pływaniem, z 20 km rowerem i 5 km biegiem. Decyzja odważna, troszkę na wyrost patrząc na moje umiejętności z boku.
Triathlon Susz, to nie tylko marka organizacyjna, to również poziom i brutalne zderzenie się z kosztami tej konkurencji. Pianka, rower, bojki treningowe, badania lekarskie, licencje startowe. Nijak miały się do mojego finansowego startu w zawodowe życie.

Podpowiedzi doświadczonych triathlonistów czasami sprowadzały na ziemię. Ambicja i rzeczywistość musiały się zmierzyć w kompromisie. Decyzja. Wszystko po kosztach. Używana pianka, używany rower. Lekarskie badania normalnie. Podobnie wykupiona licencja przed zawodami.

Treningi w piance na otwartej wodzie, to następne wtajemniczenia w triathlonowym abecadle.
Dobrze, że bardziej doświadczony kolega był obok. Nie tylko w wodzie. Samo przygotowanie do pierwszych prób wymagało wielu nowych umiejętności. Strach przed otwartym akwenem, to odczucie, które towarzyszy większości z nas. Miałam wsparcie. Dziękuję za nie. Powoli oswajałam inną niż basen przestrzeń. Morze bawiło się moim oddechem.


Ten rynek jest pierwotny i bezwzględny. Albo, albo. Nie ma kombinacji. Oczekiwanie na debiut, to nie był kilkugodzinny przedstartowy stres. To nieprzespane noce i narastający lęk przed tym, czy chcieć i móc - gdzieś tam się spotkają.

Samego startu nie pamiętam. Pamiętam jak wyszłam z wody. Pomyślałam wtedy. Nieźle, dziś wszystko jest możliwe. Rower i bieg, to już tranzyt w ogarniającej euforii. Triathlon zaakceptował mnie. Poczułam to. Czy tylko tak mi się wydawało? Czas pokaże.

Trzy tygodnie później Gdański Triathlon okrojony o pływanie z uwagi na sinice. Start i wynik zaliczyłam do udanych. Kolejno 1/8 IM Chmielno i 1/4 w Malborku weryfikowały moje
umiejętności, sprzęt i przygotowanie. To wszystko decydowało o emocjach.


Biegowe starty z podium w kategorii wiekowej i w open w mniej licznych imprezach - to także endorfiny z ubiegłego roku. Podobnie jak te z „Kręć kilosy z Sylką!”. Molo w Brzeżnie do Molo w Sopocie i z powrotem. Zawsze jest z kim na tych zajęciach przekręcić dyszkę. Troszkę plotek, troszkę wymienionej wiedzy i poczucie przynależności do tego samego świata - pomaga.

Jesień 2018 troszkę mną potargała w kontuzji. Półmaraton Gdański z naciągniętym mięśniem zatrzymywał mnie w biegu. Upór i szukanie rozluźnienia na 800m przed metą. Tak blisko. Myślałam już, że nie skończę. Dobiegłam, choć może nie było to rozsądne. Miesiąc przerwy i powrót do truchtu. 2019 to już bardziej świadome biegowe starty. Mniej i bardziej udane.

Maraton Gdański – to był pierwszy mój cel na 2019 r. Przebiec, wytrwać. Nie szaleć, nawet jak będę czuła, że los biegowy jest dla mnie łaskawy. W przygotowaniu pojawiły się problemy z zatokami i znowu niski poziom żelaza. Miałam już doświadczenie. Racjonalny trening rządził moją głową. Posiłkowałam się planem z Internetu. Był bardzo pomocny, aby przygotować się do niego. Za to posiłki na trasie z dużą ilością węglowodanów nie bardzo mi sprzyjały. No cóż. Nikt nie lubi za dużo obowiązków. Mój żołądek też. Człowiek uczy się na błędach. Niby proste, ale żeby zrozumieć, trzeba przez wszystko przejść samemu. Czas 3:47:02 zaskoczył mnie.

Po nim emocje w oczekiwaniu na Triathlon Gdańsk. Rower, bieg i woda. Treningowe zakładki tworzyły dni do niego. Od początku troszkę pechowo. Pogoń za zapomnianym chipem. Start za kilkanaście minut, pianka bez naciągniętej wody. Głowa szaleje. Czy zdążę wszystko ogarnąć.
Duże fale utrudniały pływanie. Spychały. Było trudno. Wyjście z wody – rower. GPS zgubił mi odczyt w tunelu pod Motławą. Nie wiem, ile i gdzie jestem. Groźba dyskwalifikacji wisiała nade mną. Nawrotka ciut nietypowa i dokładka ponad 2,5 km. Bieg bez motywacji na początku. Potem jednak uśmiech, radość z ukończenia. Nie tak jak chciałam, ale jednak dałam radę. Poradziłam sobie nie tylko z paniką. Dla mnie do duże zwycięstwo. Wynik poprawię za rok.

Minęło dwa i pół roku od momentu jak w zimowe popołudnie zmieniałam swoje życie. Strasznie wszystko sportowo przyśpieszyło. 26-letnia młodość pomaga mi doganiać stracony sportowy czas. Świadomość jak dużo jest przede mną, trzyma mnie w treningowych ryzach. Uczę się codziennie czucia tego, co ważne w bezpiecznym amatorskim sporcie. Szukam, pytam, analizuję. Tysiące myśli, co dalej. Przedsionek dorosłego życia podzielony na trzy części. Prywatna, zawodowa i ta, która na dziś ustala poziom endorfin. Sportowa przygoda. Nie marzyłam o niej wcześniej. Przyszła po prostu sama.


Sylwia Leliwa

Trening 12-18 sierpnia. A może triathlonowy mocny tydzień.
poniedziałek – Basen 20.00 – wtedy mam już czas.
wtorek – Rozbieganie 30 min + rower 30 min i znowu bieg z 5 x 100m 20 min..
środa –wolne – przecież jestem amatorem.
czwartek – Stadion. WT Rozgrzewka + 2-4 x 800m p. 5 min. (w tempie rekordu testu Coopera) – 8-10 km.
piątek – znowu basen, ale ciut szybciej na 6-8 x 100m
sobota – Rozbieganie z 8x100m - 10-14 km
niedziela – Rowerowy mix (szybciej, wolniej) - 1,5 h.

Za tydzień. Boso – ale w ostrogach.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5