Dawid Kopaczewski: Trzeba mieć przede wszystkim odwagę, żeby wystartować

2019-02-24 14:21:00(ost. akt: 2019-02-25 10:03:50)

Autor zdjęcia: Archiwum UM

Dawid Kopaczewski wystartował w wyborach, bo czuł, że to ten moment. Choć nie miał politycznego zaplecza, przebojem wszedł do drugiej tury, w której zdecydowanie wygrał z Adamem Żylińskim. Z burmistrzem Iławy rozmawiamy między innymi o pierwszych miesiącach w ratuszu i o osobach, z którymi kiedyś szedł ramię w ramię, a dziś nie jest im po drodze...
Trzy miesiące temu było już wiadomym, że wygrałeś wybory na burmistrza. Była duża euforia?
Tak, ale większa radość była chyba po wynikach z I tury. Z całym komitetem robiliśmy wszystko, żeby dostać się do drugiej tury, a sporo osób nie dawało nam szans. Typowano raczej dwóch panów na „Ż”, czyli Adama Żylińskiego i Piotra Żuchowskiego.
Moja żona była pewna, że te wybory będą wygrane i to było dla mnie ogromnym wsparciem. W dniu wyborów nie mieliśmy żadnego posiedzenia sztabu wyborczego. Gdy przychodziły pierwsze wyniki z komisji, siedzieliśmy z żoną przy komputerach, starszy syn spał już w naszym łóżku, za plecami suszyło się pranie… sytuacja w naszym domu nie wskazywała, że jest tu osoba, która wygrywa jakiekolwiek wybory, a już na pewno nie wybory na burmistrza. Jedyna komunikacja z komitetem odbywała się na Messengerze. Tam też komunikowały się ze mną media – bo przepływ informacji był naprawdę imponujący. Spędzaliśmy ten wieczór bardzo rodzinnie i spokojnie.

Chcesz powiedzieć, że nie było nawet lampki szampana? Nie mówię o fajerwerkach, ale choćby toast…
Nic nie było, kompletnie. Gdy dostałem od kolegi pierwszego SMS-a z wynikami z jednej z komisji, zapytałem, czy na pewno się nie pomylił. Odpisał, że z takich spraw nie żartuje. Podszedłem do tego bardzo spokojnie.
Po tej wiadomości nadchodziły kolejne wyniki. Przed północą przyjechał do mnie jeden z iławskich dziennikarzy na krótki wywiad, którego udzieliłem przed blokiem.
Następnego dnia wstałem rano o 6 i poszedłem do pracy do Urzędu Pracy na 7:15, z uśmiechem na twarzy i z oczekiwaniem co będzie dalej.

Jak obudziłeś się rano w poniedziałek po wyborach, to nie pojawił się cień zwątpienia? Twoja przewaga była miażdżąca, a w ślad za nią idzie ogromna odpowiedzialność.
Chwili zawahania nie było, ale bardzo chciałem, żeby te dwa tygodnie do zaprzysiężenia szybko minęły. Żebym mógł już zacząć pracę. Nie mogłem się doczekać tego, co miało nadejść, tym bardziej, że polityką interesuję się od ponad 20 lat. Na początku była to tylko polityka ogólnopolska, a od jakiegoś czasu bardzo interesuje mnie lokalny samorząd.

Czyli nie było gdzieś tam w zakamarkach podświadomości strachu, że być może sobie nie poradzisz?
Nie było strachu o to, że nie dam sobie rady. Bardziej zastanawiało mnie to, czy uda się zrealizować to, z czym szedłem do wyborów, czy uda mi się wdrożyć wszystko to, co zaplanowaliśmy. Bardzo mi na tym zależy. Trzeba pamiętać o tym, że tutaj w ratuszu pracuje kilkadziesiąt osób, które znają się na swojej pracy i są profesjonalistami. To jest zespół, z którym będę pracował i muszę polegać na ich wiedzy i doświadczeniu…

…plus rada, w której masz tylko dwóch radnych.
Były takie przypadki w samorządach, gdzie burmistrzowie, czy prezydenci nie mieli większości i skutecznie pracowali przez całą kadencję. Myślę, że u nas też tak będzie.

Minęły niespełna trzy miesiące obecnej kadencji [rozmawiamy 7 lutego – przyp. TW]. Jakie masz po tym okresie odczucia? Jest lepiej niż myślałeś, że będzie, czy gorzej?
Poświęcam pracy więcej czasu niż przypuszczałem. Jest większe obłożenie, ale być może wynika to z tego, że się wdrażam w wiele tematów jednocześnie. Jest sporo pracy i dokumentów, a te, które mogę zabieram do domu i wnikliwie je analizuję. Do tego bardzo dużo czytam przeróżnych artykułów i opracowań. 
Ostatnio pracowaliśmy nad budżetem obywatelskim. Dużo nad nim pracowałem w domu. Robię to także po to, aby w ratuszu mieć więcej czasu na przykład na spotkania. Te pierwsze trzy miesiące są bardzo intensywne także dlatego, że gros osób chce się spotkać z nowym burmistrzem.

Są to mieszkańcy, przedsiębiorcy?
Tak, to są mieszkańcy, przedsiębiorcy, przedstawiciele organizacji i instytucji. W sprawozdaniach międzysesyjnych wykazuję około 40 – 50 spotkań miesięcznie. Ale to i tak nie jest wszystko, bo spotkania z mieszkańcami, są ujęte w jednym punkcie.

Doba to za mało.
Dokładnie tak. Wyzwaniem w tych pierwszych miesiącach jest także poznanie wszystkich w ratuszu, wszystkich instytucji i przedsiębiorców, którzy funkcjonują w Iławie.
Kolejnym wyzwaniem pierwszych tygodni kadencji była także walka o budżet na rok 2019.

Mówi się „na mieście”, że burmistrz nie zaznaczył swojej obecności, bo jeszcze nikogo spektakularnie nie wyrzucił z pracy.
Nie chciałbym być burmistrzem, którego kadencja jest spektakularna tylko dlatego, że zwalania osoby z pracy. Wolałbym, żebyśmy w połowie kadencji się spotkali i wskazali punkty mojego programu, które udało się zrealizować, a już wiem, że niektóre da się zrealizować naprawdę szybko. 
Niektórzy oczekują wręcz rewolucji, ale ja nie należę do osób rewolucyjnych w wydaniu spektakularnym. Oczywiście, jak się na coś zawezmę, bo jestem wierny idei, to będę chodził przy tym rok – dwa, aż uda mi się to zrealizować, ale w sposób bardziej spokojny, wyważony i merytoryczny. 
Skoro gros osób zaufało mi w kampanii wyborczej, to proszę, aby zaufały mi też teraz, kiedy jestem burmistrzem.

Skoro mowa o zaufaniu. Porozmawiajmy chwilę o radnej Ewie Jackowskiej, z którą tworzyliście „Wspólną Iławę”. Szliście ramię w ramię bardzo długo. Bardzo dużo czasu poświęcaliście na tworzenie ciekawych projektów w Iławie, ale w pewnym momencie coś między wami przestało grać. Co się stało, że się podzieliliście? Ja wiem, że historia polityczna Ewy Jackowskiej jest bardzo dynamiczna, bo często zmienia się lista osób, z którymi radna się politycznie przyjaźni, ale na początku – w kuluarach – mówiło się, że „Wspólna Iława” wystawi jednego kandydata, który będzie spinał wszystkie formalne i nieformalne grupy działające w Iławie.

Ideą „Wspólnej Iławy” było to, żeby zjednoczyć działaczy miejskich, aby mieć wpływ na pewne sprawy. Kilka miesięcy przed wyborami ustaliliśmy, że jeżeli ktoś ma ochotę wystartować w wyborach, to może, ale nie pod szyldem „Wspólnej Iławy”.


W wielu przypadkach jednak takie grupy jak na przykład „Wspólna Iława” służą temu, aby zgromadzić jakiś kapitał polityczny.
Ja nie wystartowałem jako „Wspólna Iława”. Umówiliśmy się w ten sposób, że kto będzie chciał, ten tworzy swój własny komitet lub dołącza do jakiegoś już istniejącego.
Jeżeli chodzi o Ewę Jackowską, to do tej pory współpracujemy, ale nie w tak ścisłej relacji jak kiedyś. Dzisiaj to relacja bardziej urzędowa: radna – burmistrz.

Obawiasz się jej?
Nie. Nie muszę się jej obawiać. Raczej myślę o niej w kontekście wykorzystania potencjału, jaki posiada. Jak znam Ewę, wiele spraw jest nam bliskich, ale też nie musimy się ze sobą we wszystkim zgadzać. Stało się, jak się stało. Poszliśmy swoimi drogami.


Kiedy zapadła decyzja o twoim kandydowaniu? Było to w czasach, kiedy przyjaźniłeś się z Ewą Jackowską, czy już po waszym „rozstaniu”? Do czego zmierzam: na pewno podejmując decyzję o kandydowaniu zastanawiałeś się nad tym, kto będzie twoim zastępcą, czy kto będzie pracował w podległych jednostkach. Pojawiła się myśl, aby – gdy wygrasz wybory – zatrudnić Ewę Jackowską jako wiceburmistrza?
Po powstaniu Wspólnej Iławy byliśmy ciągle spychani na margines. Złożyliśmy wniosek o ustanowienie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Pamiętam, jak podczas jednej z komisji rady z nas szydzono. Tak nie powinno traktować się mieszkańców swojego miasta.
Stwierdziłem wtedy, że skoro poświęcam swój prywatny czas, czas mojej rodziny, i niekiedy prywatne pieniądze przygotowując przeróżne inicjatywy, to samorząd powinien angażować takie osoby jak my, do wspólnej nieodpłatnej pracy na rzecz miasta. Wtedy właśnie uznałem, że jeżeli się nie zorganizujemy– ludzie niezwiązani z partiami – to nigdy nie przełamiemy pewnego muru, i nasz głos nie będzie słyszalny.
Otwarcie mówiłem wówczas, że jeżeli ktoś ma kandydata niezwiązanego z partiami, to proszę o sygnał. Znajomi wśród nazwisk potencjalnych kandydatów wymieniali moje nazwisko, pojawiało się także nazwisko Ewy Jackowskiej.
Ja nakłaniałem Ewę, żeby to właśnie ona wystartowała w wyborach na burmistrza, ona namawiała mnie. Stwierdziłem, że przyjmę wyzwanie, jeśli uda nam się zbudować komitet, w którym będą sensowni ludzie. To było pod koniec 2017 r. W pewnym momencie jednak, poróżniliśmy się i zostałem sam z moim pomysłem komitetu niepartyjnego, ale postanowiłem nie odstępować od swojej idei. I tak też krok po kroku, od spotkania do spotkania, udało mi się zbudować obywatelski komitet wyborczy.

To już ostatnie pytanie dotyczące radnej Jackowskiej. Czujesz się przez nią politycznie zdradzony?
Nie chciałbym tego tak nazywać. Uznaję prawo każdego do zmiany decyzji. Postanowiłem być wierny swojemu przekonaniu, swojemu pomysłowi i spróbować samemu z moim komitetem zawalczyć w wyborach. Od początku mówiłem, że albo uda nam się zbudować taki społeczny komitet, albo nie wystartujemy wcale. Nie chciałem iść na skróty, choć wiedziałem, że to będzie dużo trudniejsza droga.

Jesteś wierny swoim ideałom?
Czasami aż za bardzo. Możesz zapytać osoby w moim wcześniejszym miejscu pracy, możesz porozmawiać z moją żoną. Myślę, że te osoby potwierdzą, że są idee, które są mi bliskie i staram się od tego nie odstępować. Chyba, że ktoś mnie przekona argumentem.

Osiągnąłeś ogromny sukces w wyborach. Byłeś oczywiście kojarzony w Iławie – przez jednych lepiej, przez innych gorzej, ale mówiło się o tobie. Jednak to kandydaci z zapleczem partyjnym zawsze są stawiani w roli faworytów. To za nimi stoją struktury i pieniądze, które dają możliwość zorganizowania dużej kampanii wyborczej. Ty postawiłeś na kampanię stonowaną, na odwiedzanie ludzi w domach. Trzeba naprawdę dużej determinacji, żeby wystartować w wyborach na burmistrza. Weźmy jako przykład poprzednie wybory, wygrane przez Adama Żylińskiego. Wtedy również kilku młodych ludzi chciało zawojować, ale przepadli niemal bez echa. Mało kto chyba w tym mieście dawał tobie szanse na drugą turę.
Trzeba mieć przede wszystkim odwagę, żeby wystartować w wyborach i tym samym wystawić się na krytykę i ocenę innych osób. To po pierwsze.
Ja miałem przed startem jeszcze trzy bardzo ważne rzeczy.
To było wsparcie mojej żony, która mnie od początku bardzo namawiała i mówiła, że powinienem spróbować. Ona dała mi wsparcie od początku do końca i sama się zaangażowała, choć dotychczas była z boku.
Drugą rzeczą, był pomysł na kampanię, którego czasami broniłem nawet przed swoim komitetem. Trzecia rzecz, ale nie mniej ważna, to mój komitet, który bardzo mocno mi zaufał od samego początku, od którego mogłem wymagać wiele i który zaangażował się w 100%.
Te trzy rzeczy pozwoliły mi na swobodną pracę w kampanii.

Mówiłeś, że Twój komitet nadal działa, ale ty nie jesteś już jego członkiem. Co się dzieje z tymi ludźmi?
Na czas pierwszych miesięcy urzędowania musieliśmy trochę poluźnić relacje, między innymi dlatego, że chciałem jak najszybciej przejąć obowiązki i wdrożyć się w nową pracę. Komitet „Łączy nas Iława” zagospodarowuje tę energię, którą mieliśmy w kampanii i przekształca się z grupy nieformalnej w formalną. Nie chciałbym na ten temat zbyt wiele mówić, bo to leży po ich stronie. Po uporządkowaniu wszelkich formalności, przyjdzie zapewne czas, że się ujawnią i zaczną działać. Uważam, że to nasz ogromny sukces, że kapitał społeczny, który udało nam się zgromadzić, nie został zmarnotrawiony. Nie zatrudniłem tych ludzi w urzędzie…

…W zasadzie to nikogo nie zatrudniłeś.
Od początku mówiłem, że nikt nie może liczyć na stanowiska, a w kampanii musieli poświęcać swój czas i pieniądze.

Czyli nie kupczyłeś stołkami?
W ogóle. Z nikim nigdy nic takiego też nie ustalałem. Wobec wszystkich stawiałem sprawę uczciwie.
Tak wyglądała nasza współpraca, każdy działał w imię wyższego celu, którym jest Iława.

Nie obawiasz się, że skoro masz jedynie dwie „swoje” osoby w radzie, to może być problem z przegłosowywaniem niektórych uchwał, że sporo rzeczy z czystej ludzkiej złośliwości może wylecieć do kosza?
Może tak być, biorę taki scenariusz pod uwagę, choć on wydaje się być mało realny.
Myślę, że jeżeli będę przedstawiał ciekawe pomysły, jak na przykład zakup czujników mierzących jakość powierza, jak publiczny rejestr umów, który za jakiś czas będzie opublikowany, czy jak to, że monitoring miejski może działać nie do godziny 15 a do 20, czy nawet dłużej, to radni nie powinni głosować przeciw. Myślę, że tematy, które będę przedstawiał radzie będą na tyle ciekawe, że zbudujemy większość. Oczywiście nie wszyscy muszą się ze wszystkim zgadzać, ale będziemy starali się przekonać radnych do naszych pomysłów. Tym bardziej, że mieszkańcy nie lubią kłótni i zachęcam tutaj do spokoju i merytorycznego budowania koalicji. Jestem jednak zdziwiony zachowaniem niektórych radnych, którzy głosują na nie, bo nie. Ale nie wnikam w te powody. Każdy ma prawo głosować jak chce.

A jak oceniasz postawę Adama Żylińskiego w obecnej kadencji? Wiele osób obawiało się, że były burmistrz będzie twoim głównym krytykiem, a okazuje się, że możesz niekiedy liczyć na jego pomocną dłoń.
Taka też była deklaracja burmistrza Adama Żylińskiego krótko po wyborach. W lokalnych mediach również deklarował chęć współpracy i pomocy i z tej pomocy zamierzam oczywiście korzystać. 
Wychodzę z założenia, że Adam Żyliński dzieli się swoim wieloletnim doświadczeniem.
Na pewno będą tematy, które będą nas różnić, bo to było widać też w kampanii, ale pewnie wielokrotnie też będziemy mieli zdanie podobne.

Przejdźmy do realizacji twoich pomysłów z kampanii wyborczej. Pomysł z czujnikami został już zrealizowany. Wyniki pomiarów powietrza nie do końca są zadowalające. Są już jakieś pomysły na to, jak rozwiązać problem jakości powietrza?
Trwają analizy wyników i możliwości. Zastanawiamy się, jak podłączać kolejne ulice miasta do sieci ciepłowniczej. Musimy pamiętać, że ciepłownia nie jest miejska. Jesteśmy tylko interesantem, nie mamy mocy sprawczej. Zastanawiamy się też nad użyciem dronów do kontroli tego, co wydobywa się z kominów, ale edukowanie mieszkańców to chyba największe wyzwanie.

Fajnie byłoby mieć straż miejską, która mogła by realizować te zadania.
To też jest temat do rozważenia. Mamy pomysł, aby przy głosowaniu nad budżetem obywatelskim – które będzie za kilka miesięcy - zorganizować referendum na temat straży miejskiej. W kampanii wyborczej część mieszkańców wypowiadała się, że chciałaby przywrócenia tej formacji, lecz mam wrażenie, że głosy rozłożyłyby się niemal po połowie. Podobnie jak z wyspą Wielka Żuława. Część mieszkańców chciałaby zostawić ją w jej naturalnej dzikiej formie, a część zapewne by ją zagospodarowała.
Myślę, że Iława nie zyskała na likwidacji Straży Miejskiej. Musimy pamiętać o tym, że funkcjonariusze SM nie stracili pracy, bo są nadal zatrudnieni w strukturach miejskich, więc pod względem finansowym nie miało to uzasadniania. Mamy trochę oszczędności na papierze i samochodzie, który był w fatalnym stanie. Dlatego, w kontekście ekologii i dbania o środowisko w naszym mieście, będziemy zastanawiali się, czy straż miejska by nam w tym pomogła.

Problem czystości powietrza jest, mam wrażenie, bardziej złożony. Wielu osób nie stać na to, aby wymienić w swoim domu pieca na bardziej ekologiczny. Czy zainwestować w lepsze paliwa.
Jestem za tym, aby pomagać ludziom, żyć ekologicznie, bo to dotyczy absolutnie nas wszystkich. Pytanie, czy sami mieszkańcy są zainteresowani zmianą dotychczasowej formy ogrzewania.

Aspekt ekonomiczny jest tutaj decydujący i gros ludzi pali po prostu tym co ma, bo nie stać ich na inne paliwa, czy węgiel lepszej jakości. W mieście działa program, który dofinansowuje wymianę kotłów na bardziej ekologiczne i bardziej ekonomiczne. W 2018 roku budżet na ten cel został w całości wyczerpany i w tym roku mieszkańcy również pytają o taką możliwość.
Problem jest, tak jak mówisz, bardziej złożony. Z jednej strony mamy aspekt ekologiczny i tę świadomość, że powinniśmy bardziej zadbać o środowisko, a z drugiej strony mamy aspekt ekonomiczny. Nie mamy też możliwości podłączenia części budynków do ciepłowni.
Ważne jest, aby podnosić świadomość ludzi na temat ekologii. Iława jest tak zorganizowana, że z każdego miejsca do centrum miasta można dojść w 15-20 minut, w kilka dojechać rowerem lub komunikacją miejską. To też wyzwanie dla samorządu, aby komunikacja miejska była bardziej sprawna i bardziej przyjazna dla mieszkańców. Nie chciałbym wchodzić w takie drastyczne metody, jak karanie mandatami, bo to podziała jedynie na chwilę, choć i pewnie z takiej możliwości trzeba będzie skorzystać. Musimy jednak pamiętać, że budowanie świadomości trwa całe lata.

Jesteś, co dało się zauważyć podczas twoich licznych działań, zwolennikiem metody in vitro. Miałeś jeszcze przed wyborami pomysł, aby współfinansować zabiegi z budżetu miejskiego. Podtrzymujesz ten postulat?
Nie mieliśmy tego pomysłu w kampanii wyborczej, bo przyjęliśmy inny sposób jej prowadzenia. Mój komitet był bardzo zróżnicowany i miał na ten temat różne opinie.
W obecnym składzie Rady Miejskiej raczej nie miałby on powodzenia, więc skupiamy się póki co na tym, co należy zrobić w pierwszej kolejności.
Temat in vitro jest mi bardzo bliski, bo patrzę na niego szerzej. Mieszkańców Iławy nie przybywa, i mimo otoczki wokół programu 500 plus, urodzeń nie przybywa tyle, ile byśmy chcieli. Samorząd zatem musi podejmować działania, które może nie wpłyną bezpośrednio na liczbę urodzeń, ale na osiedlanie się u nas kolejnych par, które właśnie w Iławie będą wychowywać swoje dzieci. Dlatego tak ważne jest, by budować pozytywny klimat w naszym mieście, by cala infrastruktura, w tym żłobki, przedszkola i szkoły, były na wysokim poziomie, by oferta sportowa i kulturalna była szeroka. Myślę także, że w dłuższej perspektywie, jeżeli rząd nie rozwiąże problemu dzietności, to samorządy będą musiały się nad nim pochylić. Zresztą w wielu miejscach już się tak dzieje.

Te pary chcą też mieć pracę. Masz jako burmistrz plan na kolejne miejsca pracy dla iławian?
W kampanii wyborczej nie mówiłem w ogóle o pozyskiwaniu inwestorów, bo wiem jak trudna i ciężka jest to praca. Poza tym obca mi jest filozofia szukania na siłę zakładu, który zatrudni 1000 – 1500 osób, a takie postulaty „ściągania wielkich inwestorów” często pojawiają się w kampanii wyborczej. Jeżeli sytuacja na świecie się zmieni, jeśli nastąpi spowolnienie gospodarcze, duża firma może mieć problem z utrzymaniem takiego zatrudnienia i następuje załamanie na rynku pracy. Oczywiście nie zmykamy się przed takimi przedsiębiorstwami, ale chciałbym też skupić się na mniejszych firmach, które wykorzystają nasz potencjał. Myślę, że dobrze byłoby, gdyby w przeciągu kadencji powstało 5 - 6 zakładów, które zatrudniałyby po 20 – 30 osób, ale nie za najniższą krajową. Proszę pamiętać, że w Iławie nie ma problemu z bezrobociem. Problemem jest wysokość wynagrodzenia. Jesteśmy w naszym województwie w gronie powiatów z najniższymi płacami. Chciałbym, żeby powstały w Iławie firmy, które będą specjalizowały się w danej branży, bo one mogą zapewnić pracę dla specjalistów, którzy będą zarabiali bardzo dobre pieniądze, a takich branż, które mogłyby się wpisać w iławski krajobraz, jest sporo.
Jednak samo posiadanie terenów inwestycyjnych, nie jest gwarancją przyciągnięcia inwestora. Liczy się budowanie przyjaznego klimatu dla przedsiębiorców. Musimy pokazać, że mamy bogatą ofertę w każdym aspekcie. Zarówno komunikacyjnym, jak i kulturalnym, sportowym, że mamy miejsca w żłobkach i przedszkolach itd.

To czego życzyć tobie i miastu na najbliższe 5 lat?
Na pewno zdrowia i wytrwałości, ale też tego abym nie zatracił mojej otwartości na ludzi. Nie chciałbym być postrzegany po pięciu latach kadencji, jako burmistrz, który jest zamknięty w swoim gabinecie.

Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.

Tomasz Więcek
t.wiecek@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Rowerzysta #2691429 | 82.145.*.* 3 mar 2019 16:30

    p. Burmistrzu, Iława miała być rowerową krainą, tymczasem na dostępnych ścieżkach rowerowych idzie się zabić... może by tak je odpiaszczyć? Druga sprawa kiedy w końcu, rowerzyści na tych ścieżkach przestaną jeździć pod prąd... tu też kierunek jazdy ma znaczenie.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Ariaspe #2688193 | 5.173.*.* 26 lut 2019 05:41

    Uważam że potrzeba nam zakładów pracy i to w trybie mocno przyspieszonym. Ilawska społeczność często pracuje w pobliskich zakładach pracy ale nie w Iławie. Poprzednicy wybudowali galerie handlowe i jeden zakład pracy z którym mieszkańcy toczą batalię. Piastowskie się bardzo rozrasta, bloki powstają jak grzyby po deszczu. Ale mieszkać nie ma gdzie.Co z młodymi ludźmi którzy zdecydowali się na założenie rodziny,zarabiają mało godziwe pieniądze i żyją w wynajmowanym mieszkaniu? Nie mają szans na kredyt mieszkaniowy. Ich status materialny nie pozwala na mieszkanie komunalne.Czy zatem pojawią się mieszkania plus w naszym mieście? Pomysł z SM to jakaś kpina.Publiczne pieniądze wydawane na cwaniaczkow którzy jeździli tylko w tą i z powrotem rozklekotanym Kangoo.

    odpowiedz na ten komentarz

  3. e #2688034 | 88.74.*.* 25 lut 2019 18:15

    Niestety nie mieszkam juz w Ilawie, ale zdecydowanie mialby Pan moj glos w wyborach. Uczciwosc i dazenie do celu, ma Pan wypisane na twarzy, mam nadzieje, ze wspolpracownicy obdarza Pana zaufaniem i okaza pomoc i serdecznosc, czego z calego serca zycze. Mam tez nadzieje, ze znajdzie Pan rowniez czas na podroze...

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. iławianin #2687680 | 89.230.*.* 25 lut 2019 10:08

    Kopaczewski dużo mówi, ale mało robi. On nie ma żadnej wizji rozwoju miasta. Jedną z pierwszych jego decyzji było podniesienie opłat za wywóz śmieci o 50%. Burmistrz nie słucha się ludzi, nie chcę dużych zakładów w mieście. Straż miejska nie sprawdziła się w Iławie i nie ma sensu do tego wracać.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. SWojak #2687433 | 176.221.*.* 24 lut 2019 18:31

      Uważam ze Dawid jet GUT!

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5