Crossfit był we mnie od urodzenia

2018-12-02 12:00:00(ost. akt: 2018-11-30 14:26:30)

Autor zdjęcia: Arch. Pawła Hofmana

PRZEWODNIK PO BIEGANIU/// Crossfit. Czuję, że już od urodzenia był we mnie. Czekał tylko na to jak dorosnę. To sprawność, która uzależnia wszystkie komórki ciała - zaczyna swoją opowieść Natasza.
Intensywność, ingerowanie we wszystkie układy podnosi niewyobrażalnie fizyczne możliwości. To siła, wytrzymałość, szybkość, gibkość i równowaga. Psychomotoryka i precyzja. Wszystko na czasami ekstremalnym zmęczeniu.
Ta dyscyplina urodziła się tylko 10 lat wcześniej ode mnie w Stanach Zjednoczonych. W swojej zaborczości nie wybacza niedoróbek. Szkoła podstawowa - po południu. To szaleństwo na 5, 7 z Manią, moją siostrą. Tak się mówiło o szkolnym boisku na Wałowej w Gdańsku, tylko 300 m od naszego domu. Tam byłyśmy jedyne w chłopięcym boiskowym świecie. Piłka nożna Mani i moja koszykówka rozwijała nasze sprawności. Budowała pozycję w grupie rówieśniczej. Mama, jak to mama. Martwiła się naszym boiskowym zachowaniem. Dobrze, że starsza siostra Kala lubiła domowe zacisze i książkowe klimaty. Gdzieś tam to nas chroniło przed ojcowską reprymendą. Tata jednak pchał nas w stronę sportu. Po cichu marzyłam o siatkówce. Tylko jak poszłam do gimnazjum okazało się, że to klasa koszykarska. Ojcowski podstęp sprawił, że moja młodsza siostra została koszykarką w ekstraklasie Politechniki Gdańskiej.
Koszykówka dała mi sprawność i czucie przestrzeni. To plus. Z minusów, to zerwanie więzadła krzyżowego. Przerwa w grze i praca nad uzupełnianiem niedoróbek. To był czas budzenia sprawności, ukrytej w mięśniowych czeluściach. Tak ważnej teraz. Coraz bardziej ją czuję i rozumiem.
Ogólniak na Żabiance i studia, to już samodzielna droga w sporcie. Rodzinna atmosfera z siostrzaną sportowo – naukową obecnością w tle dawała siłę na niej.
Crossfit 31 stycznia 2016 r. - to mój debiut w wewnętrznych zawodach CrossBox Marina. Start trochę na wariata z nutką szczęścia. Zaliczyłam w nim finałową rywalizację, która mnie nieźle przeczochrała z braku umiejętności. Nie potrafiłam wykonać poprawnie połowy ćwiczeń na nim. Przegrany workout finałowy czasami mi się śni. Wcześniej, coś tam rzeźbiłam samodzielnie na treningach w Marinie - ciut deformując to i owo.
Dostałam propozycje szkolenia z grupą zaawansowaną u Mirka Kwiatka w CrossBox Marina.
Lady Pank ze swoim refrenem „Mniej niż zero” - oddaje moje umiejętności. Wszystko od początku. Ćwiczenia, które wydawały się nie do wykonania. Siniaki, bóle. Pozdzierane od sztangi piszczele, drążek fundujący mi bąble. To były małe minusy kobiecości, które musiałam polubić i gdzieś tam je wizualnie pochować. Osiągnęłam w tym mistrzostwo. Gimnastyczny świat i wariactwo skakanki oswajało koordynacyjnie siłowe nadczynności. Do tego jeszcze nazewnictwo. To świętość – jak w judo.
Zawody - Cross Baltic Challenge Amber EXPO zapamiętam na zawsze. Oprawa tej ogólnopolskiej edycji. Medialność, światła i cała otoczka imprezy. 80 rywalek z ich profesjonalizmem i wyglądem. Przerażała. Chyba dobrze, że większość nocy nie spałam. Byłam troszkę znieczulona. Ze strachem, bez śniadania i z ciągłymi wizytami poza areną w łazienkowym klimacie stanęłam do rywalizacji.
Boże - co Ja tu robię. Dobrze, że On wiedział. Bo Ja nie
Jednak wtedy uwierzyłam, że mogę być naprawdę dobra w crossficie. Poczułam to. Pierwszy workout (obowiązkowe zadania określone regulaminem) zakończyłam na 4 miejscu. Szok - nie tylko dla mnie. Drugi będący przepustką do półfinału mnie załatwił. Double unders (podwójne skoki przez skakankę) zepchnęły mnie na 37 miejsce. Nie dałam rady. Zrozumiałam jednak, że element, którego nie potrafię, trzeba opanować do perfekcji. Zamontować go w sobie, aby otworzyć przestrzeń dla innych.
Potrafiłam coraz więcej. Poczułam związek z grupą. Jednak zmęczenie, brak regeneracji - to błędy. Spadłam z liny skręcając kostkę. Przerwa. Kolejne starty i ciągle nowe elementy do opanowania.
Psychicznie dogoniłam fizyczność. Przed zawodami spokojne śpię, śniadanie mogę zjeść normalnie. Wiem jak odpoczywać i rozkładać siły, aby nie paść podczas workout-ów.
Rozciąganie, wizyty u fizjoterapeuty, kinezo-terapeutyczne zachowania. To w crossficie konieczność. Trzeba być przygotowanym na każdą niespodziankę. Bieganie, w tym zawsze byłam świetna. Autor bloga, prywatnie mój teść - uśmiechnął się jak zobaczył moja technikę. Sztangi, kettle (odważniki), drążki, pokonywanie ciężaru własnego ciała, ergometry wioślarskie zaprzyjaźniły się ze mną.
No i znowu zaskok – pływanie. Nigdy nie czułam się tak zażenowana jak w finałowej niespodziance w Wejherowie. Skoczyłam na bombę do basenu i pokonałam dystans turystyczną żabką. Wakacje.pl - obserwowałam wszystkich. Oni mnie też. O nie - nigdy więcej turystki w pływaniu. Trzeba być dobrym we wszystkim. Nie tylko wybitnym w części wymagań.
Przyszedł w końcu czas na pierwsze crossfitowe zwycięstwa. Wsparcie kolegów z boxa - aby być najlepszą. Obecność trenera, siostry czy przyjaciół, to największa motywacja jaką można otrzymać. Nic nie napędza tak bardzo jak ludzie, którzy w Ciebie wierzą i wybaczają wpadki Ja miałam to szczęście, że na każdych zawodach był ktoś, kto zdzierał gardło, żeby dodać mi mocy. To cuda, których doznaję.
I znowu trzeba gonić sprawność HSPU (pompki w staniu na rękach). Nie znoszę ich. Na drążku, też daleko mi do mistrzostwa. Bardzo pomógł mi Wojtek Sulima. To on - były gimnastyk sprawił, że muscle upy (siłowe wejście na drążek) stało się możliwe. Indywidualne treningi dawały progres. Myślę, że przy jego udziale opanuję chodzenie na rękach w stopniu o jakim marzę. Słyszę znowu Lady Pank.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ja się przejadłam. Raczej przemęczyłam. Zobaczyłam to za późno.
W czerwcu ubiegłego roku wygrałam prestiżowe 2-dniowe zawody Łódź Garage Games. Tydzień później znowu start. Tym razem na własnym podwórku CrossBox Marina. W workout-cie finałowym doznałam kontuzji. Nie wytrzymały więzadła krzyżowe w drugim kolanie. Ze wszystkich crossfitowych doświadczeń, to była dla mnie najbardziej bezwzględna, ale najcenniejsza lekcja. Słuchaj organizmu. Jak mówi – odpocznij.

Wszystko powoli się układa. Wracam do ćwiczeń. Jestem mądrzejsza. Nie tylko w sprawności. Również w życiu - jakoś tak się fajnie poukładało.
Mąż to - dopiero wynalazek sprawnościowy. Uwielbiam jego sportowe opowieści, szczególnie te obozowe. Jego czucie wody – to poezja. Trenujemy często razem. Biegamy, budujemy nie tylko workout-ową przyszłość. Teraz, tak troszkę spokojniej. Na horyzoncie nowe pokolenie crossfitu. Wrócimy do niego razem.

Natasza


Trening 3-9 grudnia – 6-go pobiegajmy z Mikołajem.
•• Poniedziałek – wolne, ale z poprawnymi przysiadami (to ważna umiejętność (chociaż 10)
•• Wtorek – rozbieganie + 5 x 30 szt. skip A,B,C + 5 x 100-150m \/\/ (z górki, pod) – 6- 12
•• Środa – marszobieg w trudnym terenie do 40 min - crossfit domowy? J
•• Czwartek – rozbieganie + II zakres (t-175 max) 1-3x 6 min. p.3-5 min - 8-12km
•• Piątek – wolne
•• Sobota - rozbieganie duuuuże. Twój wybór -tylko spokojnie.
•• Niedziela – sauna lub marszobieg - tak dla przyjemności z godz.(więcej marszu). Lub wolne.


Za tydzień – idę sobie pobiegać. Czy jestem pewny, że wiem jak.


Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5