Biegam, bo... Jakie myśli napędzają nas do działania?

2018-01-15 10:31:00(ost. akt: 2018-01-15 10:38:36)

Autor zdjęcia: pixabay.com

PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\Jestem zawodowcem – biegam dla wyniku. Biegam, bo czuję, że pozwoli mi to zaistnieć. Wierzę, że praca, którą wykonuję zaprowadzi mnie na olimpijskie szczyty. Czuję, że mogę być najlepszy. Takie myśli napędzają.
Takie myśli nie tylko napędzają, ale motywują do treningu i trwania w pasji. Pozwalają na obciążenia, który dla amatora są po prostu niemożliwe do wykonania bez szkody dla organizmu. Ale amatorski poziom biegania ma też swoje marzenia o dominacji. Ma w sobie nutkę narcyzmu medialnego. Czy powinniśmy się tego wstydzić. Nie - absolutnie nie. Pozwalają one trwać, tworzą powody i określają cele po drodze. Jeżeli to tylko marzenia - to jesteśmy bezpieczni. Ale jeżeli zaczynamy podglądać obciążenia zawodowców, którzy mają lub mieli olimpijskie szanse i publikują je gdzieś tam na portalach i zaczynamy je wykonywać, mając nadzieje na postęp nie tylko w marzeniach – zachowajmy umiar. Bądźmy ostrożni w dawkowaniu. Dlaczego ? Oni mogli, a mnie nie wolno. Wolno – tylko po co. Pomyśl. To my wchłaniamy obciążenia. To my je wykonujemy. To nas biegowy świat zaprosił do siebie. Świat, który nas wchłonął, oferując doznania nieosiągalne wcześniej. Pozwólmy sobie na przyjemność pobytu w nim, a nie na jego dominację nad nami. Nawet jeżeli czujemy, że trzymamy wszystko w garści. To taka pułapka - często niezauważana przez amatorów. Postępujmy wg zasady: „ważne jest nie tylko to, co zrobię dla biegania, ale również to, co bieganie może zrobić ze mną”.

Zajrzyjmy zatem do domu zawodowca i amatora. Porównajmy ich byty. Dzień wybraliśmy przypadkowy z okresu przygotowawczego.

• Poniedziałek: Biegacz amator/ka

6.00 - dzwoni budzik, czas na trening. Ubieram się, coś tam łyknąłem i zaczynam. Dzisiaj mam do zrobienia rozbieganie z siłą biegową. Razem tak około 12 km. Kurczę już 15 min. po szóstej, a trening zajmie mi 70 minut. Zaczynam przyśpieszać i z rozbiegania robi się czasami BC2, Nie szkodzi. Muszę przecież zdążyć, pomóc żonie/mężowi ogarnąć dzieci przed wyjściem do szkoły. Parę rzeczy pouzgadniać i lecieć do pracy. Udało się. Napędzany kortyzolem, wracam. Zrobiłem co zaplanowane - trochę na wariata, ale zrobiłem. W biegu prysznic i zbyt szybkie po treningu śniadanie. I dalej wio obowiązkowa karuzelo. W pracy też czasami ciężko i nerwowo. Pobudzony endorfinami wychodzę obronną ręka z powierzonych zadań. Około 17.00 jestem w domu. A tam galop, bo przecież nie jestem sam. Milion spraw załatwionych i padam na łóżko przed północą, Następny dzień znowu 6.00 dzwoni budzik... I tak dzień za dniem. 6.00 dzwoni budzik. Nie - dzisiaj nie dam rady. Pójdę - później, po pracy. Ale jak, nie mam potem czasu. Nie szkodzi, przerwa dobrze mi zrobi. Chociaż czuje wyrzuty sumienia z niewykonanego treningu. Zaczyna się to kłócić z poczuciem obowiązku. Nie mogę odpuścić – uzależniłem się od biegania. A bliskie cele startu w imprezie przytłumiły powody dla których to wszystko się zaczęło. A obciążenia gdzieś tam powoli kumulują się we mnie. I zamiast postępu czuję przemęczenie.

• Poniedziałek: Biegacz zawodowiec
6.00 – śpi
8.00 – budzi się wypoczęty po nawet 10 godzinach snu. Przygotowuje sobie śniadanie. Często jest również na obozie i na nie po prostu idzie. O 10.00 wychodzi na trening. Zakresy wykonuje zgodnie z planem. Po powrocie oddaje się potreningowym ablucjom. Prysznic, sauna, masaże i inne rozluźniające przyjemności. Uzupełnia płyny, mikroelementy, białka i węglowodany. Zagląda do fizjoterapeuty i lekarza. Obiad. Drzemka. Po niej około 16.00 czas na kolejny trening. I znowu potreningowe regeneracje i spokojny sen przed 23.00. Stres tylko kręci się wokół treningów i startów lub osobistych problemów, ale jest i tak zdecydowanie mniejszy niż w galopie treningowym amatora. A jeżeli porównywalny to nie jest dodatkowo obarczony obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi. Trening jest absolutnie na pierwszym miejscu. Wszystko jest mu podporządkowane. Nawet w opisie dnia - tak jakoś prościej.
Tak wyglądają te dwa światy.

Przerabiałem je na sobie – tkwiłem w nich obu. Zrozumiałem je. Nauczyłem się tak organizować trening, aby był on spokojny w założeniu i wykonaniu. To trudna sztuka, ale możliwa. Wciąż biegam, a doświadczenie tworzy bezpieczeństwo. Nawet jak opisy są przejaskrawione, to właśnie dlatego, abyśmy potrafili je odróżnić w naszym życiu. Zawodowcy i amatorzy mają przed sobą zagrożenia wynikające z wykonywanych treningów. Niestety - amatorzy zaniedbują trening funkcjonalny, który chroni i tworzy dodatkowy napęd. Zbyt często startują na wynik, biegają po twardej nawierzchni. Badania lekarskie i talerz przed nimi to tez takie małe zaniedbanie. A i technika często na bakier. Kumulują niebezpiecznie treningowe zakresy. To bardzo ryzykowne dla nich. Ich dbałość o postęp wynikowy i rodzinne oraz zawodowe obowiązki to proces porównywalny z logistyką na poziomie kadry narodowej. A każdy z nich najczęściej zostaje sam z tymi problemami. Zachowajmy rozsądek, szczególnie w III-IV dekadzie życia, bo w niej dzieje się wszystko co najważniejsze dla przyszłych kilometrów i czasu naszego trwania.

Trening 15-21 stycznia – tydzień z testem Coopera.
• Pn. wolne
• Wt. Rozgrzewka i siła biegowa (moc) 6x skip A pod górkę / 30m i 60 m. podbieg p. 2 min. na koniec siodełko x 5 do 100 m \/ - 6-12 km.
• Śr. Rozbieganie + 3 przebieżki + 10 sek. szybko 50 sek. trucht i tak 8-12 min na max godzinnym tr.
* Cz. Rozbieganie regeneracyjne do 12 km
• Pt. Wolne
• Sb. Test Coopera (12 min). Podejmij to wyzwanie, sprawdź swoje VO2max w biegu – porównaj z rokiem poprzednim – WARTO.
• Nd. Test trzeba rozbiegać 40 min. ewentualnie rozpływać.

Za tydzień. Iza pobiega z wózkiem… trudna sztuka macierzyństwa biegacza.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5