Niepełnosprawność to nie wyrok. Poznajcie historię Łukasza z Iławy [ZDJĘCIA, WIDEO]

2018-01-14 10:04:25(ost. akt: 2021-03-31 13:25:07)
Mam poczucie, że w naszym państwie zbyt często nagradzamy niezaradność i bierność życiową — mówi Łukasz Rękawiecki

Mam poczucie, że w naszym państwie zbyt często nagradzamy niezaradność i bierność życiową — mówi Łukasz Rękawiecki

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Łukasz Rękawiecki spokojnie może uchodzić za przykład, jak ważna dla niepełnosprawnej osoby jest pomoc okazywana przez najbliższych, w jego przypadku — zwłaszcza przez mamę. To dzięki niej oraz własnej zawziętości może (prawie) w pełni korzystać z życia; pracować, uprawiać sport, studiować.
— Tylko nie róbcie ze mnie bohatera, bo nim nie jestem. To jest po prostu moja historia, tak wygląda moje życie — zastrzega 24-letni iławianin. Jak zauważa, w naszym społeczeństwie tolerancja dla osób poruszających się na wózkach jest na dobrym poziomie, lecz jest jeszcze dużo do poprawy. Często kończy się ona w momencie, gdy wyobrażamy sobie, że na przykład „ktoś taki” mógłby być naszym pracownikiem, albo życiowym partnerem.

— Z roku na rok te negatywne stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnością zanikają w społeczeństwie — mówi Łukasz, który sam ma wpływ na poprawę optyki u pełnosprawnych, a przynajmniej u tych, którzy poznali chłopaka chorego na artrogrypozę.

•••
Od poniedziałku do piątku praca zawodowa w biurze nieruchomości, do tego dodatkowa praca w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, której sam jeszcze niedawno był podopiecznym. Treningi koszykówki, co najmniej dwa razy w tygodniu plus turnieje i gra w lidze. Mało? No to jeszcze dodamy, że Łukasz studiuje zaocznie psychologię na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy (jest na piątym roku, pisze właśnie magisterkę). Zajęć tyle, że niejeden pełnosprawny mógł zmęczyć się już od samego czytania tej wyliczanki. Tymczasem Łukasz, mimo swoich fizycznych ograniczeń na wszystko znajduje czas. Bo tak naprawdę czasu dla siebie nie mają ci, którzy nic nie robią.


Szczęśliwe chwile dzieciństwa. Łukasz na wakacjach potrafił korzystać z życia, mimo swojej choroby

Do tego iławianin w dzieciństwie pływał pod żaglami, grał w piłkę nożną czy tenis stołowy (z jego chorobą to trudna sztuka). Rok temu spróbował swoich sił w narciarstwie wodnym. Ale też żyje towarzysko: spotyka się ze znajomymi, jest na imprezach. Można? Pewnie, że można. Ale trzeba mieć do tego charakter. I mnóstwo wsparcia z boku.

— O tym, że jestem chory na artrogrypozę, moi rodzice dowiedzieli się zaraz po moich narodzinach. Jak to często w takich przypadkach bywa, ojciec nie wytrzymał presji posiadania niepełnosprawnego dziecka i zostaliśmy sami. Została odważna mama, która sama musiała pogodzić wychowanie mnie i mojej siostry z walką z moją niepełnosprawnością — mówi Łukasz.

Artrogrypoza to choroba objawiająca się przede wszystkim sztywnością stawów. Występują przykurcze, przez które człowiek nie jest w stanie w stu procentach korzystać z możliwości swojego organizmu. Łukasz do 2013 roku poruszał się w aparatach ortopedycznych, lecz postęp choroby sprawił, że obecnie korzysta tylko z wózka.
— To wada wrodzona, w mojej rodzinie nie było wcześniej takich przypadków. Choroba obejmuje wszystkie stawy, mięśnie, także kręgosłup. Mam ograniczoną ruchomość zarówno kończyn dolnych jak i górnych, objawów jest z resztą dużo więcej — mówi Rękawiecki. Iławianin dodaje, że artogrypoza ma bardzo różne formy. Ciężko nawet znaleźć dwa jednakowe przypadki. Łukasz wspomina o jednym, z którym się spotkał.
— Mężczyzna ten ma całkowicie wiotkie ręce. Nogi są sprawne, ale ręce nie. A kojarzysz małą Laurę Królik? Ona też urodziła się z artogrypozą. Trzymam kciuki za nią i jej rodziców, żeby Laura mogła w przyszłości jak najlepiej funkcjonować — zauważa Łukasz. Dla młodziutkiej iławianki zorganizowano już kilka akcji charytatywnych.

Zdjęcie z przedszkola integracyjnego w Iławie, do którego uczęszczał Łukasz

Iławianin przeszedł do tej pory 13 operacji, w większości był nim poddawany jeszcze jako dziecko.
— Dwadzieścia kilka lat temu artogrypoza była chorobą bardzo mało znaną, także dla lekarzy. Jako maluch zostałem poddany bardzo prymitywnemu leczeniu. Lekarze ze szpitala w Olsztynie postanowili wpakować mnie w gips z nadzieją, że to załatwi sprawę — Łukasz pamięta ten etap leczenia z opowiadań swojej mamy, Anny Koneckiej.
— Efektów nie było, a mama stwierdziła, że dalej nie da mnie tak leczyć. Tak trafiliśmy do kliniki w Warszawie. To były czasy, gdy rodzice nie mogli zostawać z dziećmi w szpitalu, więc mama zostawiała mnie, wracała do Iławy, a ja na kilka dni pozostawałem na oddziale, co z resztą jest mocno traumatycznym wspomnieniem — wspomina Rękawiecki.

Jako maluch Łukasz został poddany bardzo prymitywnemu leczeniu. Lekarze ze szpitala w Olsztynie postanowili wpakować go w gips z nadzieją, że to załatwi sprawę

Duży wpływ na odpowiednie leczenie i rehabilitację miał profesor Marek Napiontek z kliniki dziecięcej w Poznaniu.
— To właśnie w tej klinice przeszedłem większość operacji, m.in. skrócenia kości udowych, dzięki czemu zmniejszyły się przykurcze w stawach kolanowych. Dzięki tym wszystkim zabiegom mogłem zacząć korzystać z aparatów ortopedycznych — dodaje Łukasz.

Nie sposób teraz policzyć, ile godzin iławianin spędził w salach rehabilitacyjnych. A rehabilitacja jest bardzo trudna, nie ma jednej konkretnej metody, bo też — jak już wspomnieliśmy — każdy przypadek jest inny. Wszystko zmierza do tego aby umożliwić każdemu dziecku w miarę normalne funkcjonowanie.

W opowieści Łukasza co chwila występuje postać mamy. Niepełnosprawny młody mężczyzna nie chce być bohaterem, ale na taki status na pewno zasłużyła pani Ania. Obecnie rodzina mieszka na parterze bloku w centrum Iławy, jednak początkowo mieszkała na czwartym piętrze na osiedlu Podleśnym. Najwyższa kondygnacja i niepełnosprawne dziecko — można sobie tylko wyobrazić, ile pracy codziennie musiała wykonywać mama Łukasza. Między innymi przy wnoszeniu i znoszeniu chłopaka.

Anna Konecka, mama Łukasza Rękawieckiego

— Początkowo mama chciała mnie zapisać do pobliskiej szkoły podstawowej, jednak jej ówczesny dyrektor stwierdził, że placówka ma sporo barier architektonicznych i lepiej byłoby, gdybym trafił do szkoły specjalnej przy ul. Kościuszki. OK, tyle że do dawnej "szóstki" chodziły i chodzą dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi, a nie fizycznymi — wspomina Rękawiecki. Na szczęście okazało się, że w innej szkole (SP3) przy ulicy Niepodległości tworzona była klasa integracyjna, do której ostatecznie trafił Łukasz.
— W "Trójce" poznałem nauczycielkę Katarzynę Grabkowską, która oprócz tego, że mnie rehabilitowała, to jeszcze nakłoniła do spróbowania swych sił w żeglarstwie. Okazało się jednak, że pływanie na małych optimistkach z moją chorobą nie jest do końca możliwe — wspomina.

Niepełnosprawny sportowiec mógł jednak pływać na większych jednostkach. W ten sposób został załogantem załogi Mariana Zielińskiego z Szałkowa (gmina Iława), wielokrotnego medalisty mistrzostw kraju w regatach osób niepełnosprawnych. Sukcesy są duże: Łukasz, będąc w ekipie Zielińskiego, trzykrotnie sięgał po złoty medal Długodystansowych Mistrzostw Polski (2005, 2006 i 2010).

Oprócz tego często można było zobaczyć go podczas rozgrywek Iławskiej Ligi Tenisa Stołowego, a jako dziecko ganiał za piłką z kolegami z podwórka. Ma za sobą także kilkukrotne pokonanie (na wózku) trasy Iławskiego Półmaratonu.


Od kilku lat jego największą sportową pasją jest koszykówka. Rękawiecki jest jednym z czołowych zawodników Akademickiego Klubu Sportowego Olsztyńskiej Szkoły Wyższej — pokazowy mecz tej drużyny odbył się dwa lata temu podczas turnieju Broken Ball w Iławie, po drugiej stronie stanęła ekipa złożona z najlepszych zawodników całego turnieju. Jak trudne jest rzucanie do kosza z poziomu wózka przekonał się m.in. wielokrotny reprezentant Polski, mistrz kraju, Przemysław Zamojski.

— Podczas jednego z turniejów zostałem zapytany przez dziennikarza TVP Sport o naszą taktykę opierającą się na mocnym pressingu. Wytłumaczyłem, że do sportu staram się przenosić elementu psychologii, dlatego byliśmy tak zmotywowani i agresywni w grze — zauważa. Trenerem olsztyńskiej ekipy jest mieszkający także w Iławie Łukasz Schab.

••• Sport, sportem, jednak to nie jest całe życie iławianina. Łukasz pracuje na co dzień w biurze nieruchomości, gdzie nie tylko zarabia na życie, ale przede wszystkim realizuje się zawodowo i udowadnia, że niepełnosprawny nie musi użalać się nad sobą w zaciszu swoich czterech kątów.

— Jak większość studentów zaocznych muszę sam zadbać o opłacenie czesnego. Praca w biurze nieruchomości u pana Zbigniewa Bączka jest ciekawa, jestem z niej zadowolony, a fajny klimat w pracy zapewnia kierowniczka Marta Śliwińska — ocenia Łukasz, który ma jeszcze drugą pracę — prowadzi rekrutacje do projektu prozawodowego w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Pokazuje osobom z niepełnosprawnością jak można żyć i pracować. Dla swoich beneficjentów sam jest wzorem człowieka, który mimo swoich ograniczeń świetnie sobie radzi w społeczeństwie. Na zajęcia i treningi koszykówki dojeżdża sam, własnym, dostosowanym do jego niepełnosprawności autem. Wejście do samochodu i zapakowanie wózka opanował do perfekcji, o czym świadczy zamieszczony na poniżej filmik.

•••
Same plusy, ochy i achy? Nie, takie nie jest do końca życie Łukasza Rękawickiego. Zdarzają się też sytuacje trudne, bardzo stresujące.
— Tak jest na przykład w momencie, gdy ktoś na tyle blisko podjedzie do mojego auta, że nie mogę do niego wsiąść. Albo wówczas, gdy piszę do władz Iławy o przyznanie mi mieszkania z zasobów komunalnych a w odpowiedzi czytam, że przecież pracuję, zarabiam na siebie, więc mieszkanie mi się nie należy. Mam poczucie, że w naszym państwie zbyt często nagradzamy niezaradność i bierność życiową. Inną trudnością jest to, że jakikolwiek sprzęt dla osób poruszających się na wózkach osiąga horrendalne ceny. Wózek aktywny do poruszania się na co dzień to koszt ok. 10 tys. zł, koszt wózka do koszykówki to już 15 tys. zł — tłumaczy Łukasz.

Mimo mieszkania na parterze, iławianin ciągle musi zmagać się z barierami architektonicznymi

Na szczęście mama Anna zaszczepiła w chłopaku zawziętość, determinację, a przede wszystkim motywację do walki o lepsze życie.
Mama jest dla mnie wzorem, to dzięki niej jestem tu gdzie jestem. Jestem przykładem, jak ważne w życiu każdego niepełnosprawnego człowieka jest wsparcie ze strony osób najbliższych. Właściwie jest ono niezbędne, gdy myślimy o w miarę normalnym funkcjonowaniu. Gotuje się we mnie krew, gdy widzę osobę niepełnosprawną, o którą nikt nie zadbał, nie podał pomocnej dłoni, nie walczył o poprawę jej sprawności. A przecież można. Ja jestem tego przykładem — kończy Łukasz.

zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. § #2417820 | 37.201.*.* 14 sty 2018 19:46

    Na Zachodzie zylo by sie panu Lukaszowi z pewnoscia latwiej. W Polsce zwlaszcza w olsztynie pewnie pan Lukasz nie korzystal z jezdzenia koleja. No bo jak ?. Na peron zeby sie dostac nie ma windy. Trzeba sokiste najpierw znalesc zeby przeprowadzil przez tory , bez pozwolenia kara pieniezna. Szukac niekiedy trzeba z 20 minut. A wejsc do pociagu byle jakiego to juz marzenie !. Wysokie schody z pewnoscia nie do pokonania przez starsza osobe, a juz niepelnosprawna to lepiej nie wspominac. Wjechac do pociagu nie mozna wozkiem inwalidzkim , to tez marzenie nie do spelnienia. I tak sie dba o spoleczenstwo, zwlaszcza niepelnosprawne .

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. ew #2417924 | 2.202.*.* 14 sty 2018 22:47

    Podziwiam i gratuluje,nie jeden pelnospawny mlody czlowiek moze ci zazdroscic.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5