Ironman to piekło prowadzące do nieba

2017-12-03 17:20:01(ost. akt: 2017-12-04 09:30:06)
Krzysztof Wacławski (w środku) opowiada o tym, jakie to uczucie i  rodzaj satysfakcji ukończyć  Ironmana

Krzysztof Wacławski (w środku) opowiada o tym, jakie to uczucie i rodzaj satysfakcji ukończyć Ironmana

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Ironman to piekło, które prowadzi do nieba - mówi Krzysztof Wacławski, trener Orka Masters Iława. O jego zmaganiach na tresie, o tym kto jest jego dobrym duchem i dlaczego jest to Danka, jego małżonka...
Krzysztof Wacławski w swoim żywiole
Start. Po kilometrze zaczyna się podbieg długości około 7 km. Lecę z głową, kontroluję tętno. Zostawiam bufor bezpieczeństwa - bo 60 km przede mną. Mimo to wyprzedzam. Dobiegam do naszych Orka Mastersów. Biegniemy z Piotrem jest ok. Wasyl ciągnie za nami. Na którejś grani wciągam sobie żel z kofeiną i … klapa, brzuch … i w krzaki.

Pomyśleć, masz jeszcze maraton przed sobą … po górach! Wielu by się poddało, jak kiedyś ja. Przez to, że przechodziłem gorsze katusze na ironmanie, jakoś mnie nie rozstroiła sytuacja. Idę … biegnę … idę i w końcu biegnę. Duża motywacja nie dopuszcza negatywnych myśli. Celem jest meta i to realizuję.
Na przepaku korzystam z naturalnego jedzenia: gotowany ziemniak i bulion. Narodziłem się w tym biegu na nowo. Prę do przodu i wyprzedzam. By było śmieszniej w Piwnicznej na 34 km do mety zatrzymują mnie rogatki na przejeździe kolejowym. Funkcjonariusz SOK wiedział co nam chodzi po głowie i na szczęście utrzymał w dyscyplinie. Pociąg to pociąg.. Myślę sobie w tak długim dystansie nie będzie to miało znaczenia. Na linię mety wbiegam jako drugi w swojej kategorii. Natychmiast słyszę z plecaka mój telefon. To Danusia - żona „ ty mocarzu” i stają w oczach łzy. Wszystko śledziła online. To są chwile życia.
Mimo trudów warto, ale to tylko mały krok. Ja chcę przetrwać, mój Goliat - Extrememan Nagyatadt. Węgierski triathlon na dystansie ironmana, który jest rozgrywany w klimatycznym miasteczku przy granicy z Chorwacją. Wbiegałem tam na metę już 9 razy. Dziewięć razy niespotykana u nas temperatura dała mi solidnego kopniaka. Co roku obmyślam strategię pokonania upałów Nagyatadt i co roku im ulegam. W międzyczasie... jeszcze tylko dwa razy zdołam tam dobić do mety i wejdę do elity Extrememan Nagyatadt.

Kilkanaście godzin tajemnicy przetrwania po raz kolejny.
Zaczynam z ogromnym szacunkiem do różnorodności dystansu. Start 7.30 - jezioro z krystalicznie czystą wodą, temperatura 27 stopni. Pływanie oczywiście bez pianek. Jest ok … 3800 m fajnie poleciało. Wskakuję na mojego bike’a i wio… lecę. Doświadczenie mówi uważaj, bo jest 180 km przede mną, no i na deser do przebiegnięcia maraton.
Jest dobrze. Temperatura na komputerze 32, noga kręci. Wymagający podjazd łatwo wciągam 
i wyprzedzam. Przyjmuję zaplanowane ilości płynów i odżywek. Kilometry lecą, kontroluję odżywianie i obciążenie, bo chce mnie ponieść. Znam już jednak szorstką przyjaźń ironmana.

Krzysztof Wacławski z żoną Danutą, która towarzyszy mu w najcięższych biegowych zmaganiach

Buty robią się jakby za małe. Ciężko już utrzymać prędkość i aero pozycję. Brakuje tlenu. Patrzę na wskazanie komputera... oczywiście temperatura zaczyna dobijać do 40. No to zaczyna się Sahara. Do końca około 70 km roweru i maraton. Cel - jeść i pić. To zaniedbałem ostatnio. Czuć - asfalt robi się miękki. Trzeba mieć pecha. Tydzień wcześniej temperatury były tam na poziomie 28 stopni. Ale to złe myśli. Myślę, wyrzucę lodówkę z domu. Trzeba kręcić. Ludzie fantastycznie kibicują. Moja wierna towarzyszka doskonale rozpoznana w supportowaniu dwoi się i troi. Walczymy razem. Dojechałem do T2 całkiem ok. Wybiegam, pierwsza pętla - ponad 5 km poszła dobrze. Zaczyna być ciężko. Zbyt dużo jednak zjadłem na rowerze. Żołądek nie trawi. Nie mogę pić kwasów - izotoniki. Z czasem każda kurtyna z wodą jest moja. Ale jaja, trzeba omijać jedno miejsce na drodze - bo stopił się asfalt. Danka podaje mi na pętlach lód. Dobrze, że tyle go przygotowaliśmy. Dzielimy się z innymi triathlonistami.
Trudy imprezy ze względu na upał sprawiają, że sędziowie nie robią tam problemów. Sięgam po odżywki, te które wcześniej trawiłem, tym razem nie wchodzą. Co myślę? Oczywiście zrobię to. Dobiegnę do mety … tylko trochę później. Ciężko nawet iść. Głowa kombinuje ... muszę odpocząć, stanąć, usiąść. Jest fotel, siadam. Masują mi kark, okładają lodem. Ale fajnie się siedzi. Mówią, że muszę wstać i dawać dalej. Muszę do toalety. Trochę wybieg - by jeszcze posiedzieć. Łukasz - też triathlonista, tym razem przyjechał zobaczyć imprezę jako kibic i przedobrzył support. Pobiegł i zabezpieczył mi kolejkę do TOI TOI. Dochodzę … kurde jestem pierwszy - nic sobie nie postoję, a tak chciałem. Obok słyszę, ktoś wymiotuje. Gdy się zobaczyliśmy śmiech - to mój węgierski przyjaciel od wielu lat - Feri. Musi dotrwać do mety, bo finiszując wchodzi do elity Extrememan Nagyatadt ... robi jedenastego - zrobił. Ruszamy razem. Zaczyna być lżej. Feri mówi bym biegł - to biegnę. Na każdym punkcie wkładam głowę do lodowatej wody. Nie omijam żadnej kurtyny. Jem arbuzy. Spiker wymienia mój numer na półmetku ostatniej pętli i krzyczy:
„Kristof Waclawski lengel finischer Ironman”.
Urosły mi skrzydła - pędzę... pewnie człapię jak kaleki. Jakiś Madziar krzyczy „Polak Węgier dwa bratanki”. Wbiegam na linię Finischera. Danka podaje mi polską flagę. Łapię ją za rękę... musisz wbiec ze mną, też zrobiłaś tego ironmana. Wbiegamy. Spiker krzyczy moje nazwisko. Niewyobrażalna radość i łzy stają w oczach.

Mam to!!Po kilku godzinach: siedzenia w termalnym basenie, zjadłem i poleżałem. Wypiliśmy zasłużonego zimnego browara i wróciliśmy na miejsce ironmana. Tam szaleństwo. Cały czas wbiegają. Mija 16 godzina zawodów, ale impreza trwa. Tam każdy jest bohaterem.

Ironman to piekło, które prowadzi do nieba.

Krzysztof Wacławski
trener Orka Masters Iława


Trening 04-10 grudnia – ciut dystansu i luzu w tygodniu

• Pn. Swobodne wyjście w truchcie do 30 min. Aby odpocząć po N. 6-12 km
• Wt. Przydałoby sie jacuzzi lub solankowa przyjemność w domu. Kieliszek wina –a co J
• Śr. Rozsądek każe jeszcze odpocząć – jak Cię nosi - to na sanki z rodziną
• Cz. Rozbieganie z 5-8 x 100m \ co 2 przebieżka po 30 skip A w marszu – 5-12 km.
• Pt. wolne, rower, spacer- Twój wybór
• Sb. Rozbieganie 30 min. 3-5 x 2 min. p. 3 min. (175-180) - 10-16 km. Powrót truchtem
• Nd. wolne lub marszobieg z tymi co zaczynają do 1h.

Za tydzień. Czy Ja jestem ultra…?.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki



Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. warmik #2390428 | 217.99.*.* 4 gru 2017 15:10

    Wszystko robione pod publikę,jak ja biegałem to biegałem tylko dla siebie nie musiałełem udowadniać swoich możliwości kondycyjnych dla innych.Możecie mnie gamonie minusować,mam to w głębokim poważaniu.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. Paweł Hofman #2390655 | 37.47.*.* 4 gru 2017 20:31

    Nikt nikogo nie będzie minusował za wypowiedzi. Szkoda tylko, że są anonimowe – każdy przypadek jest inny. Będziemy świadomie wchodzili tematy tabu w następnych miesiącach. Zaskoczą was. Krzysiek też zna takie osoby i właśnie dlatego o tym mówi - w tak prawdziwy w przekazie sposób. Ale jest rozsądek w tym co robi – zna się na tym i nikt mu tego nie odbierze. Jednych ten świat fascynuje innych drażni. Czy pod publikę. Wszystko obecnie co robimy jest z nią związane poprzez media społecznościowe. Albo sam opowiem o sobie, albo znajdę się w nich nawet o tym nie wiedząc. To też nasz wybór, a ocena zależna jest od poziomu do którego dążymy w przekazie i odbiorze jego. Następne tematy zaskoczą swoją innością. Nie wszystko jest dla wszystkich, ale dlaczego o tym nie mamy wiedzieć. Przecież to jest wśród nas – to nas tworzy. Jestem obecny w sporcie od dziesiątek lat - wiem, że rehabilitacja zdecydowanie częściej dotyczy tych którzy nic nie robią, aby zachować sprawność, niż tych którzy walczą z rozsądkiem z upływem czasu. To nasze prawo wyboru. Pozdrawiam Paweł Hofman

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. zBazin #2390426 | 178.36.*.* 4 gru 2017 15:06

    Znam jednego mieszkańca podolsztyńskiej wsi, którego to bieganie w zawodach typu iron, doprowadziło do wylewu, paru miesięcy nieprzytomności, oraz ponad roku rehabilitacji, która jeszcze nie doprowadziła do pełnej sprawności i nie wiadomo, czy w ogółe kiedyś ten mój znajomy będzie zdolny do samodzielnego życia i pójścia do pracy.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Olo #2390766 | 46.169.*.* 4 gru 2017 23:30

      Marcin K. wygrał na Hawajach w swojej kategorii i nie było tyle szumu

      odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5