Miłosz Jankowski: To był najlepszy sezon w moim życiu. Przyszły może być równie ciekawy

2017-10-24 15:46:02(ost. akt: 2017-10-25 10:19:36)
Dieta poszła na bok: Miłosz Jankowski podczas wizyty w naszej redakcji zajadał się najpyszniejszymi na świecie ptysiami (na pewno wiecie z której cukierni:)

Dieta poszła na bok: Miłosz Jankowski podczas wizyty w naszej redakcji zajadał się najpyszniejszymi na świecie ptysiami (na pewno wiecie z której cukierni:)

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Czwarte miejsce to dla wielu sportowców porażka do kwadratu. A jak się w ciągu jednego sezonu na tej pozycji kończy zarówno mistrzostwa Europy jak i mistrzostwa świata, to poziom wkurzenia musi być ogromny.
Później jednak głowa staje się znowu chłodna, przychodzi niezbędna analiza i okazuje się, że przecież czwarte miejsce oznacza tak naprawdę obecność w światowej czołówce. Zdaje się, że taki właśnie proces przeszedł wioślarz Miłosz Jankowski. Pływający w osadzie z Jerzym Kowalskim wychowanek Wiru Iława (aktualnie AZS AWFiS Gdańsk) z powodzeniem reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej a właśnie zakończony sezon uważa za najlepszy w swojej karierze.

Podczas wizyty w Iławie olimpijczyk z Rio de Janeiro znalazł czas na spotkanie w naszej redakcji, gdzie przy ciastkach (najwyższy na świecie zawodnik wagi lekkiej w końcu miał kilka dni odpoczynku od diety) rozmawialiśmy o startach w 2017 roku.

— Od mistrzostw świata w wioślarstwie minął już prawie miesiąc. Patrząc z perspektywy czasu czwarte miejsce w finale A to dla Ciebie wynik...
— Przede wszystkim mobilizujący przed przyszłym sezonem. Uważam, że to dobry wynik. Popłynęliśmy najlepiej jak tylko potrafiliśmy, a że konkurencja jest naprawdę silna, to nie udało się wskoczyć na podium. Różnica między czołowymi na świecie osadami w konkurencji męskich dwójek podwójnych wagi lekkiej jest na tyle mała, no może poza dominatorami z Francji, że bardzo często o klasyfikacji końcowej decydują minimalne szczegóły, jeden ruch wiosła. Pasuje tu określenie: dyspozycja dnia.

— I lepiej w Sarasocie być nie mogło?
— Daliśmy z siebie wszystko, nie było nic do poprawki.

— Podczas najważniejszych regat w sezonie zdradziłeś w korespondencji, że zmagasz się z kontuzją żeber. Ból nie przeszkadzał w pływaniu?
— To był dość poważny uraz, jednak nie miał wpływu na moją dyspozycję. Dwa dni treningów, już w USA, miałem z głowy, jednak finalnie okazało się, że więcej było stresu niż to warte. Inna sprawa, że podczas startu w zawodach rangi Pucharu Świata, mistrzostw Europy czy MŚ każdy nawet malutki element jest ważny, a kontuzja może urosnąć do rangi tragedii. Na szczęście, nie w tym przypadku, choć przyznam, że podczas jednego z wyścigów delikatny ból odczuwałem, ale nie podczas finału.

— Sarasota znajduje się na Florydzie, niedawno bardzo doświadczonej przez huragan Irma. Widziałeś jej niszczycielskie efekty?
— Akurat Sarasota leży w takim miejscu Florydy, że szczęśliwie żywioł ją ominął. Tak naprawdę poza posprzątanymi już w kupki gałęziami nie widziałem żadnych zniszczeń. Organizatorzy na przyjście Irmy byli bardzo dobrze przygotowani. "Zwinęli" tory i całe miasteczko wioślarskie na czas najgorszego ataku huraganu, by potem — na trzy dni przed rozpoczęciem mistrzostw — znowu wszystko poustawiać. To były bardzo dobrze przeprowadzone zawody, a sam tor i jego zaplecze robi ogromne wrażenie. Wszystko było bardzo amerykańskie, czyli duże. Po autach, którymi jeżdżą Amerykanie, widać, że skala ma dla nich znaczenie. Inna sprawa, że paliwo jest w USA dużo tańsze niż w Polsce.

— Dobrze wspominasz ostatnie MŚ, źle nie wypowiadasz się także o czwartym miejscu w finale A mistrzostw Europy w Racicach. Miłosz Jankowski zdaje się być zadowolony z właśnie zakończonego sezonu.
— Nie może być inaczej, to mój najlepszy sezon w karierze. Zresztą akurat mistrzostwa świata 2017 były imprezą udaną dla całego polskiego wioślarstwa. Reprezentacja narodowa zdobyła łącznie cztery medale, w tym jeden w parawioślarstwie. Zabrakło tylko może wisienki na torcie, czyli złota.
Jeśli chodzi o mnie i Jurka to ten sezon obaj oceniamy na duży plus. Przez cały rok startów byliśmy w światowej czołówce, a sprawa końcowego wyniku była często otwarta. Walka odbywała się na ostrzu noża. Nasza osada pływa coraz lepiej, dopracowaliśmy szczegóły techniczne i czekamy już na sezon 2018. Z Jurkiem pływa mi się dużo lepiej niż z moim poprzednim partnerem z osady Arturem Mikołajczewskim, z którym startowałem na olimpiadzie. Byliśmy na trzecim miejscu w klasyfikacji Pucharu Świata, dwukrotnie zajmowaliśmy czwarte miejsca, na ME i MŚ. Jest dobrze.

— Czy w przyszłym roku rozpocznie się już walka o kwalifikacje na igrzyska w Tokio?
— Jeszcze nie, dopiero w 2019 roku będzie można zdobyć przepustkę do Japonii. Najważniejszymi zawodami w przyszłym roku będą, podobnie jak teraz, mistrzostwa Europy i świata. Różnica polega jednak na tym, że obie imprezy dzielą tylko cztery tygodnie, czyli dużo mniej niż teraz. Wioślarki i wioślarze chcący powalczyć o medale na tych czempionatach oraz ich trenerzy będą mieli nie lada zadanie przy tworzeniu planu przygotowań tak, aby najlepsza forma była od połowy sierpnia do połowy września.

— Dominatorzy z Francji, Pierre Houin i Jeremie Azou, będą już wówczas w waszym zasięgu?
— Zobaczymy, trzeba się będzie postarać, bo rzeczywiście trafili się nam rywale bardzo mocni, waleczni, lubiący zademonstrować siłę już od pierwszego biegu. Odpowiadając jednak na pytanie: tak, jak najbardziej są do wyprzedzenia podczas wyścigu. Co ciekawe Azou przez trzy lata pływał z innym partnerem, dopiero niedawno do łodzi wsiadł z nim młodszy Houin. Była to dość zaskakująca decyzja sztabu szkoleniowego Trójkolorowych, jednak jak pokazują wyniki, bardzo słuszna.

— Komentatorzy relacjonujący najważniejsze imprezy wioślarskie podkreślają, że dzięki Wam w końcu odrodziła się w Polsce konkurencja męskich lekkich dwójek podwójnych. Czuć w związku z tym jeszcze większą presję wyniku ze strony środowiska wioślarskiego?
— Nie ma żadnej presji, jest za to w naszej kadrze olbrzymia motywacja. Każdy każdego wspiera, pozytywnie nakręca, tak było m.in. podczas mistrzostw świata w USA, znacznie poprawiła się także komunikacja pomiędzy trenerami reprezentacyjnymi.

— 195 centymetrów wzrostu wciąż daje Ci tytuł najwyższego "lekkusa" na świecie?
— Tak, z resztą jedyny zawodnik, który mógłby ze mną konkurować już nie pływa. Pozostali rywale są niżsi o co najmniej dziesięć centymetrów. Temat mojej pracy licencjackiej brzmiał: "Warunki somatyczne a prędkość pływania łodzi". Podczas badań wyszło mi na to, że wyżsi pływają szybciej,

— Po sezonie możesz trochę popuścić pasa i nie trzymać swoich 70 kilo. Mam dziś urodziny, może pan wioślarz poczęstuje się ptysiem?
— A oczywiście, że tak. Zresztą identyczne, z tej samej cukierni, były na moim weselu i zrobiły furorę. Teraz na kilka dni dieta może pójść na bok, jednak nie ma co się za bardzo rozbestwiać.

— A właśnie: jak wygląda Twoje życie po ślubie?
— Właściwie to za wiele się nie zmieniło. Z Kamilą, także iławianką, jesteśmy już razem dziesięć lat. To był krok, który w końcu chcieliśmy zrobić. Kolejnymi będą zakup mieszkania oraz dzieci.

Z Miłoszem Jankowskim rozmawiał Mateusz Partyga

PS. Z wioślarzem spotkaliśmy się w piątek 20 października. Dwa dni później Francuz Jeremie Azou ogłosił zakończenie kariery. Sezon 2018 dla iławianina może być więc bardzo interesujący...

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5