Poznajmy historię Janusza Królikowskiego, maratończyka-amatora

2017-10-22 16:33:49(ost. akt: 2017-10-22 13:39:12)
 Janusz Królikowski z Dywit jest bohaterem odcinka Przewodnika po Bieganiu

Janusz Królikowski z Dywit jest bohaterem odcinka Przewodnika po Bieganiu

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

PRZEWODNIK PO BIEGANIU. Raptem widzi pałac Buckingham. Wszędzie mnóstwo ludzi. Jest zmęczony i chciałby zakończyć bieg, ale nie widzi mety. Nagle wszyscy wstają i wiwatują, a z głośników słychać po angielsku: „Mister Janusz Królikowski from Poland”...
Wokół niego kamery i mikrofony, dziennikarze proszą o wywiad. Wszyscy pod wrażeniem, że biegacz z Polski zaszczycił swym udziałem Maraton Londyński.

Janusz Królikowski (l. 66) z Dywit jest maratończykiem-amatorem. Biega już od 30 lat i przez ten czas udało mu się zaliczyć ponad 50 prestiżowych maratonów organizowanych w m.in. Londynie, Paryżu, Berlinie, Nowym Jorku, Chicago czy Bostonie. Na co dzień pracuje w branży budowlanej, ale nie przeszkadza mu to w uprawianiu sportu amatorskiego.

Opowiada:
Urodziłem się w Korszach. Jako nastolatek miałem w zwyczaju słuchać w radiu sprawozdań lekkoatletycznych prowadzonych przez Bohdana Tomaszewskiego. – To była prawdziwa ikona dziennikarstwa polskiego. Kiedy przedstawiał tych wszystkich sportowców na zawodach i omawiał ich osiągnięcia, czułem ogromny podziw. Zainspirowało mnie to. Chciałem pójść w ich ślady. Pierwszy swój bieg wyczynowy zaliczyłem jako junior na mistrzostwach powiatu bartoszyckiego i od tamtej pory regularnie uczestniczyłem w imprezach biegowych organizowanych na terenie Warmii i Mazur.
Wkrótce po ukończeniu olsztyńskiego Technikum Budowlanego musiałem jednak zawiesić treningi. Upomniało się o mnie wojsko. Po odbyciu służby założyłem rodzinę, dzieci przyszły na świat, wychowanie… Oprócz tego byłem zaabsorbowany pracą na budowie. Brakowało czasu, musiałem zrobić sobie przerwę.
Do pasji wróciłem po kilkunastu latach, kiedy znajomy lekarz namówił mnie do udziału w biegach na orientację. Dwa lata biegałem z mapą i kompasem w ręku, aż postanowiłem pójść dalej i wystartowałem w Maratonie Warszawskim. Był to rok 1986. Miałem wtedy 35 lat i uzyskałem wynik 3 godziny i 35 minut. To było zaskoczenie dla moich kolegów, nasz Olsztyn reprezentowało wówczas tylko 6-7 zawodników.

Od tamtej pory postanowiłem, że pójdę za ciosem i wezmę udział w największych maratonach na świecie. Mój zagraniczny debiut miał miejsce w Paryżu. Potem były maratony w Londynie i Berlinie, za każdym razem w towarzystwie od 30 do 50 tysięcy biegaczy z kilkudziesięciu krajów. Był to nie lada wyczyn, jako że standardowa długość maratonu wynosi 42,195 km, które trzeba pokonać wyłącznie o własnych siłach. Poczułem wielki szacunek dla tego dystansu. Wymaga on nie tylko wysokiej sprawności fizycznej, ale też i psychicznej. Po 30 kilometrach zaczynają się schody: boli całe ciało, mięśnie odmawiają posłuszeństwa, organizm się buntuje. Dotyczy to zarówno amatora, jak i zawodowca. Trzeba wówczas postawić sobie za cel pokonanie swoich słabości. Jeśli ktoś przetrwa ten kryzys, staje się bohaterem, zwycięzcą maratonu. Wcale nie musi być pierwszy
Po Europie przyszedł czas na Amerykę. Przygoda na nowym kontynencie zaczęła się w roku 2000, kiedy to Polish Marathon Club w Chicago zaprosił mnie do udziału w maratonie chicagowskim. To było coś cudownego. Po obu stronach trasy tłumy ludzi, wszyscy dopingują zawodników. Chicagowskie maratony są piękne, bo tam jest dużo Polonii. Tam jest tak, jakby człowiek był w domu przy rodzinie, tutaj w Polsce.
Dwa lata później do listy zaliczonych dołączyły też maratony w Bostonie i Nowym Jorku. Piękne jest to, że Ameryka w czasie biegania lubi się bawić, każdy maraton to święto sportu i zabawa na całej trasie. Startowałem w Mistrzostwach Europy i Świata w LA weteranów.
Coraz bardziej wiekowo dojrzewam, ale wciąż oddaje się pasji biegania i szukam nowych wyzwań. W tym roku moje cele to po części już zrealizowane, udział w maratonie berlińskim, oraz kilku polskich maratonów organizowanych w m.in. Poznaniu, czy Warszawie. To są już piękne biegi, zorganizowane na światowym poziomie.
Dzisiaj jest tyle zawodów, że można sobie wybierać i swobodnie się do nich przygotowywać.
Udaje mi się utrzymać dobrą formę mimo czasu, który jest nieubłagany, a rytm treningów musi iść w parze z wiekiem, bo w przeciwnym razie może dojść do kontuzji. Nie można nadwerężać się, a jeśli coś zaboli, trzeba zrobić sobie kilkudniową przerwę. Krótsze dystanse i wolniejszy bieg nie muszą jednak wiązać się z mniejszą ilością treningów. Mimo 66 lat Janusz staram się regularnie w tygodniu przebiegać 80-90 km!
Aby pokonać maraton, niezależnie od wieku trzeba poznać swój organizm. Dobrze jest zasięgnąć rady lekarza oraz zgłębić podstawową wiedzę o anatomii. Powinno się podejść do niego z dużą pokorą, spokojnie. Bez treningu to nawet kilometra się nie przebiegnie, a co dopiero mówić o całym maratonie. Stopniowe z czasem zwiększajmy odległości treningowe i startowe. To powinna być radość.
Wielu uważa, że sport wymaga poświęceń, także tych życiowych, mi skutecznie udaje się pogodzić pasję z codziennymi obowiązkami. Pomimo emerytury wciąż pracuję w zawodzie, a w czasie wolnym biegam wokół Dywit. Niektórzy wolą obejrzeć film w telewizji czy też posiedzieć ze znajomymi przy piwku, a ja w tym czasie idę na godzinę, półtorej pobiegać po lesie. Żona cierpliwie znosi moje wyjazdy na zawody, za co jestem jej naprawdę wdzięczny. Dzieci cieszą się, że mają takiego tatę, a przyjaciele zazdroszczą mi mojej wytrwałości. Mam też trzech wnuków w wieku szkolnym i oni zawsze mówią: „Dziadek, bez medalu nie wracaj!”.
Dywity to dobre miejsce do treningów biegowych. Zwiedziłem kawał świata i mogę powiedzieć, że to, co mamy wokół Olsztyna, jest prawdziwym rajem. Nieskażona przyroda, zróżnicowany krajobraz i nawet las miejski jest w pobliżu. U nas człowiek podczas biegu się nie nudzi. Wystarczy spojrzeć. Teraz nie jestem sam ze swoją pasją. Zapanowała prawdziwa moda na bieganie. U nas na osiedlu jest lekarz uprawiający triathlon, znam też kilka kobiet, które mają za sobą całe maratony i półmaratony. To świadczy o tym, że ludzie interesują się swoim zdrowiem i starają się o nie dbać. Bo sport pomaga. Człowiek aktywny i zdrowy, jest bardziej odporny na stresy i niestraszne są mu trudności w życiu codziennym. Wciąż pracuję w zawodzie i nie czuję żadnego zmęczenia czy też wypalenia. Czasami na zawodach tytułują mnie jednym z najstarszych uczestników, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. W moim wieku niewielu ludzi biega, dlatego też cieszę się za każdym razem, kiedy stoję razem z młodzieżą na starcie. To jest niemal wyróżnienie. Nieraz w czasie biegu słyszę: „dziadek nas wyprzedza”. Dziękuje im za ten tekst, bo wielu wie, że ten dziadek przebiegł największe maratony świata. To buduje.

Trening 23-29 października – za tydzień wchodzimy w nowy sezon przygotowawczy.
• Pn. Delikatny marszobieg z 5x30m A (w marszu) + W+ 5 x 100m /\ (z górki, pod)
• Wt. wolne, a może jednak siłownia
• Śr. marszobieg do 1 h z 3-6x20 sek.
• Cz. Wolne, ale stabilizacja
• Pt. wolne
• Sb. Rozbieganie do 80 min. + 6x 100m/\/\/
• Nd. Marszobieg – zależy od towarzystwa?


Za tydzień. Cel biegania? Może nas ograniczać.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Klaudiusz #2356364 | 176.221.*.* 22 paź 2017 16:52

    Olsztyn faktycznie fenomen. Ale radzę wam spróbować i temu Panu, by raz wybrał si e na przygotowania do Lidzbarka Welskiego, by zaliczyć tamtejszy teren wokół jeziora lidzbarskiego i w Parku Krajobrazowym na Okonku i w okolicy leja Brynicy

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5