Jerzy Kruszewski: Nie zamiatamy niczego pod dywan

2017-04-29 15:00:00(ost. akt: 2017-04-28 15:54:44)
Jerzy Kruszewski, zastępca dyrektora szpitala powiatowego w Iławie ds. lecznictwa udzielał szczegółowych odpowiedzi radnym podczas sesji powiatowej

Jerzy Kruszewski, zastępca dyrektora szpitala powiatowego w Iławie ds. lecznictwa udzielał szczegółowych odpowiedzi radnym podczas sesji powiatowej

Autor zdjęcia: Magdalena Rogatty

Wracamy do medialnych doniesień na temat funkcjonowania iławskiego szpitala. W szczerej rozmowie Jerzy Kruszewski, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa, odpowiada na ostatnie medialne zarzuty.
Panie dyrektorze, media lokalne, a w zasadzie jeden tytuł, brutalnie próbują kształtować fałszywy obraz szpitala. Krytykuje się personel, lądowisko, bezpośrednio dyrekcję, nazywa się lekarzy zabójcami. Czy te działania mają przełożenie na funkcjonowanie szpitala?

— Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że nie mamy tu do czynienia z krytyką prasową, a ze starannie przygotowaną nagonką. Postępowania prokuratorskie cały czas są prowadzone w sprawie, nikomu nie postawiono zarzutów. To co w ostatnim czasie zadziało się w lokalnej prasie odbieramy jako zmasowany atak na naszą placówkę, o czym informowałem w oświadczeniu, między innymi radnych powiatowych. Na podstawie dwóch zdarzeń w naszym szpitalu, źle pisze i mówi się o wszystkich lekarzach z naszej placówki, co jest nieuprawnione. Nie można uogólniać na podstawie pojedynczych zdarzeń, chyba, że jest to zamierzone.

… pozwoli Pan, że przerwę. Wspomniana prasa, także w Internecie, zasugerowała, że przywołane oświadczenie podpisało zaledwie szesnastu lekarzy. To stosunkowo niewielu, jak na placówkę zatrudniającą ponad pół tysiąca pracowników.

— Oświadczenie, jego treść została opracowana przez lekarzy ordynatorów. Twierdzenie, że podpisało je zaledwie szesnaście osób jest błędne. Zostało ono podpisane przez ordynatorów wszystkich oddziałów, którzy wypowiadali się w imieniu całego swojego personelu. To oczywiste, że ordynatorzy reprezentują swoje oddziały i pracujące tam osoby.
Środowisko jest zbulwersowane, zniechęcone, wielu oddanych służbie społecznej lekarzy przestaje odczuwać satysfakcję z zawodu. Do czego doprowadzi nierozumna, brutalna krytyka, która nie jest konstruktywna, bo nie uderza w sedno problemu, a może doprowadzić do konsekwencji, które spowodują brak zabezpieczenia dla stu tysięcy mieszkańców? Każda jednostka chorobowa jest inna, każdy pacjent to indywidualny przypadek. Do szpitala nie trafiają ludzie zdrowi. Zdarzają się, tak jak w każdym szpitalu sytuacje niepożądane.

Wróćmy zatem do konsekwencji tych krytycznych wobec szpitala publikacji. Odczuwacie Państwo dyskomfort związany z pojawiającymi się w prasie rewelacjami?

— Myślę, że należy zacząć od tego, że my jako szpital nigdy nie unikaliśmy krytyki prasowej, czy medialnej. Zawsze udzielamy informacji zainteresowanym mediom i nie „zamiatamy niczego pod dywan”, jak to sugeruje jedna z lokalnych gazet, wraz ze swoją stroną internetową i Facebookiem. Zależy nam na rzetelnym przedstawianiu omawianych zagadnień. Dziennikarze, czy publicyści nie mogą sugerować, że lekarze naszego szpitala zabijają. Takie działanie prasy jest karygodne i zasługuje jedynie na potępienie. Tym bardziej jest to krzywdzące, że zdarzają się pacjenci, którzy, po ostatnich publikacjach, w kontakcie z naszym personelem nie stronią od złośliwych uwag. 
Powstała chora atmosfera, która w konsekwencji najbardziej będzie dotykać pacjentów.

Trudno się dziwić po takich zmasowanych atakach medialnych...

— Pacjenci, którzy czytają tego typu informacje oczywiście mogą sądzić, że coś złego dzieje się w naszym szpitalu. Dlatego właśnie te publikacje są tak krzywdzące. Przypomnę tylko, że każdego roku przyjmujemy we wszystkich oddziałach szpitalnych około dwudziestu tysięcy pacjentów, kolejne ponad siedemdziesiąt tysięcy osób, to pacjenci poradni przyszpitalnych, a dodatkowe czternaście tysięcy pacjentów rocznie przyjmuje nasze „ambulatorium”. Łącznie, każdego roku przyjmujemy ponad sto tysięcy pacjentów. To ogromna liczba, biorąc pod uwagę na przykład populację naszego powiatu. 
Oczywiście dla mediów tematy śmierci pacjentów są bardziej łakomym kąskiem, niż pacjenci, którym uratowano życie. Jednak rozwaga i umiar w publikacji tego typu artykułów ma tu kluczowe znaczenie. Zastanawiamy się, jaki cel przyświeca autorowi i wydawcy w kreowaniu fałszywego wizerunku szpitala, i ponad pięciuset pracowników. To są ludzie, którzy mają swoje rodziny, wrażliwość i godność.

Ostatnio jednak sporo mówiło się o szpitalu...

— Za każdym razem, w ramach obowiązującego prawa, udzielaliśmy obszernych odpowiedzi dziennikarzom, którzy drążyli tematy dwóch przypadków śmiertelnych. Obydwa przypadki są badane przez prokuraturę i powinniśmy cierpliwie czekać na wyniki pracy śledczych, a nie ferować wyroki. A w lokalnej prasie, niestety, lekarze zostali już uznani za winnych. Poczekajmy na rozstrzygnięcia śledczych. Wtedy będziemy podejmowali decyzje adekwatne do wyników postępowania.


Z tego, co Pan mówi wynika, że szpital jest miejscem bezpiecznym.

— Oczywiście, że tak. Zatrudniamy naprawdę bardzo dobrych specjalistów w każdym oddziale – mówię tu o lekarzach, ale też o pielęgniarkach, położnych, rehabilitantach i ratownikach. Każdy z pracowników jest oddany swojej pracy i pacjentom. Często spotykamy się z wyrazami życzliwości naszych pacjentów, którzy po zakończonym leczeniu przychodzą zwyczajnie po ludzku podziękować za opiekę. Nie muszą tego przecież robić, bo naszym obowiązkiem jest ratować ich życie i zdrowie. Oni jednak czują taką potrzebę. Są to zawsze dla nas miłe i niekiedy wzruszające momenty. 
Warto też dodać, że w ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy blisko 60 kontroli z Narodowego Funduszu Zdrowia, Państwowej Inspekcji Pracy, czy Sanepidu i innych instytucji i żadna z nich nie wykazała nieprawidłowości, które byłyby jakimkolwiek zagrożeniem dla pacjentów. 
Dodam jeszcze, że nieuprawionym i krzywdzącym jest sugerowanie, że lekarze w szpitalu są przemęczeni. Udzielają pomocy nawet, jeżeli są wezwani do tego z domu w trakcie czasu wolnego, bo tak rozumieją swój obowiązek.


Wracając do bezpieczeństwa. Lądowisko dla śmigłowców, to temat, który był wałkowany na wiele sposobów. Tu też pojawił się zarzut, że zamiast budować „pomnik” za siedem milionów, który nie ma wpływu na bezpieczeństwo pacjentów, można było te pieniądze zainwestować w personel.

— Powtórzę raz jeszcze, mimo, że już wiele razy ten temat był wyjaśniany. Budowa lądowiska dla śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego była niezbędna w kontekście obowiązujących przepisów. Rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie szpitalnego oddziału ratunkowego nakładało na nas obowiązek posiadania lądowiska całodobowego. Był to warunek konieczny dla funkcjonowania SOR-u. W świetle obowiązujących w czasie podejmowania decyzji o budowie lądowiska przepisów, brak całodobowego lądowiska od 1 stycznia bieżącego roku wiązałby się z koniecznością zamknięcia Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, a do tego pod żadnym pozorem nie mogliśmy dopuścić. Oczywiście najważniejszą kwestią było bezpieczeństwo mieszkańców naszego powiatu i południowo wschodniego regionu województwa warmińsko mazurskiego. Abstrahując od przepisów, dla wielu pacjentów możliwość szybkiego transportu, również w nocy, oznacza dużo większe szanse na uratowanie życia. Dotyczy to przede wszystkim pacjentów kardiologicznych i neurologicznych, ale także dzieci, które transportuje się na oddziały szpitali dziecięcych o wyższej referencyjności.

Podczas planowania tej inwestycji rozważaliśmy różne jej warianty i szacowaliśmy ich koszty.

— Każde inne rozwiązanie wiązałoby się z wyższymi kosztami budowy. Ta lokalizacja była z ekonomicznego punku widzenia najkorzystniejsza, ale przede wszystkim najkorzystniejsza dla chorych. Pacjenci ze śmigłowca trafiają windą prosto na oddział.


Ile kosztowało to lądowisko?

— Otóż lądowisko nie kosztowało siedmiu milionów. To kłamstwo. Inwestycja pochłonęła 5,5 miliona złotych, z czego 85 procent kosztów, to pieniądze pochodzące z funduszy unijnych. Były to pieniądze, których pod żadnych pozorem nie można było przeznaczyć na inne cele.


Porozmawiajmy jeszcze o pieniądzach. Pojawiają się zarzuty, że szpital jest traktowany jak przedsiębiorstwo i jest nastawiany na zysk.

— Zysk szpitala nie jest tak oczywisty, jak byśmy się tego spodziewali. Jest on często wynikiem tak zwanej pozostałej działalności operacyjnej, i jest bezpośrednio związany z rozliczaniem otrzymanych z Unii Europejskiej dotacji na zakup środków trwałych oraz wartości niematerialnych i prawnych, które są uwzględniane w przychodach współmiernie do amortyzacji. Na przykład dotacja na lądowisko będzie doliczana do przychodów przez najbliższe 40 lat. 
Każdego roku jesteśmy na minusie jeżeli chodzi o rozliczenie z Narodowym Funduszem Zdrowia. Są to kwoty sięgające nawet dwóch milionów złotych. Oznacza to, że wykonujemy nadlimitowe świadczenia, a z reguły NFZ zwraca nam około 30 procent ich wartości. Resztę kosztów musimy pokryć z własnych pieniędzy.

Źródło: Życie Powiatu Iławskiego


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5