Sztuka rzeźbienia pozwala inaczej spojrzeć na świat, odkryć piękno w każdym przedmiocie

2017-02-10 16:25:16(ost. akt: 2017-02-10 14:43:25)
Marek Kałuża

Marek Kałuża

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Zapraszamy do rozmowy z Markiem Kałużą - iławskim artystą rzeźbiarzem. Ze starego, niewykorzystywanego od lat budynku przepompowni w Iławie stworzył on Kuźnię Talentów, miejsce otwarte dla każdego chętnego spotkań z kulturą i sztuką.

Od jakiegoś czasu Marek Kałuża prowadzi również zajęcia z dziećmi i młodzieżą, na których uczą się oni podstaw rzeźbiarstwa, a jak się potem okazuje, odkrywają się ukryte talenty niejednego uczestnika.

Skąd wziął się u Pana pomysł na rzeźbienie? Jak zrodziła się ta pasja? Czy już jako mały chłopiec lubił Pan tworzyć niezwykłe rzeczy z „niczego”?
Dawno już nie odpowiadałem na takie pytanie, ale zastanawiając się nad nim dłużej, to coś na rzeczy jest. Rzeczywiście, profesjonalne nauki rzeźbienia pobierałem u Jana Kowalskiego - świętej pamięci poety i rzeźbiarza znanego w Iławie i okolicy, również i na świecie, który za swą twórczość otrzymał wiele nagród. Tej profesjonalnej strony rzeźbienia nauczyłem się później. Ale te podstawy wyniosłem jeszcze z okresu kiedy byłem dzieckiem. Mieszkałem wtedy z rodziną na wsi pod Iławą, zanim poszedłem do szkoły średniej. Nie byliśmy rolnikami, więc nie spędzałem większości czasu pomagając na gospodarstwie, tak jak to czynili moi rówieśnicy. Ja grałem tylko w piłkę, no a że uwielbiałem w tamtym okresie Winnetou i Robin Hooda, to wystrugiwałem sobie z gałęzi łuki, bumerangi, miecze, walczyliśmy i wcielaliśmy się w różne role dla zabawy z chłopakami. Należałem też do harcerstwa, a tam konstruowaliśmy różne rzeczy z drewna i gałęzi. W miejscowości gdzie mieszkałem mieliśmy małą bibliotekę, bardzo lubiłem czytać o Aborygenach, był też w tych czasach kultowy program przyrodniczy „Pieprz i Wanilia”, to wszystko inspirowało mnie do wytwarzania z drewna najrozmaitszych rzeczy. Nie miałem wtedy, jak można się domyśleć, profesjonalnych narzędzi, ale udawało mi się stworzyć fajne rzeczy. Również z korzeni które coś przypominały, czy rybę, dinozaura czy krokodyla, dorabiałem pojedyncze elementy i wychodziły fajne pierwsze rzeźby z tego. Ta pasja wróciła dopiero w szkole średniej kiedy zapisałem się na zajęcia do p. Kowalskiego. W domu gdzie uczył nas rzeźbiarstwa, obecnie sam jestem gospodarzem i teraz ja nauczam tu przyszłe talenty. Wracając jeszcze do wcześniejszych lat, wszystko czego nauczyłem się od Jana Kowalskiego, towarzyszyło i nadal mi w życiu towarzyszy. Będąc w wojsku, przydzielając nas do różnych sekcji, gdy zapytano mnie o hobby a ja odpowiedziałem że rzeźba, od razu skierowano mnie do grupy rzeźbiarzy nadwornych, pomimo tego że nie ukończyłem żadnej szkoły plastycznej rzucono mnie na głęboką wodę, robiliśmy pomniki z gliny, postacie żołnierzy i inne. Tu mogłem się jeszcze bardziej rozwinąć, bardzo mnie to kręciło. Rzeźbienie nabrało zupełnie innego wymiaru. I tak moja droga z rzeźbą trwa już ponad 35 lat.

Kiedy przyszedł pomysł na kuźnię?
— Niektórzy ludzie umieją planować na wiele lat do przodu. Ja może nie tyle żyję dniem dzisiejszym, mam pewne wizje na działania jakich chcę się podjąć w przyszłości, ale wiele pomysłów rodzi się spontanicznie. I powiem Pani, iż te rzeczy jakie przyszły mi do głowy spontanicznie, okazywały się najlepsze. Tak jak chociażby nazwa na to miejsce. Chciałem, aby mogli się w jednym miejscu spotykać różni artyści. Znam wielu z nich, prowadzę od 2002 roku stowarzyszenie Ist – art. W Kuźni talentów chciałem stworzyć miejsce gdzie każdy mógłby się spotkać, bez członkostwa, składki, zgromadzeń, bez zobowiązań. Miejsce zupełnie neutralne. Nadałem mu miły klimat umieszczając różne stare eksponaty, narzędzia, masielnice, kołowrotki, stare monety, żarno 300-letnie itp. Każdy jest u nas mile widziany, może przyjść spróbować swoich sił w rzeźbieniu, wypić kawę i porozmawiać, np. o sztuce. Zachodzą do mnie różne osoby, czy to będzie fotograf, poeta, zwykły spacerowicz, grupy turystów z przewodnikami, rano, popołudniu o 22-ej w lato, Kuźnia jest nieogrodzona i ze zwykłej ciekawości niektórzy do niej wstępują. Miejsce ma potężny potencjał rozwojowy. W kronice jaką wyłożyłem w kuźni mam już ponad 1 000 wpisów, pracują nad jej rozwojem, gdyż ciągle przybywa mi eksponatów, żarna, nosidła do wody, to wszystko musi znaleźć swoje miejsce. Latem część zbiorów wystawiam na zewnątrz, tam też rzeźbimy i ogólnie łatwiej jest wszystko wyeksponować.

Spotyka się tam nie tylko rzeźbę, kuźnia jest też miejscem spotkań z muzyką czy poezją.
— Tak, i to jest właśnie wspaniałe w tym miejscu. Odbyły się koncerty poezji śpiewanej – występowali wtedy Monika Świst i Janusz Król. Po stypendium jakie otrzymałem od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego zrobiłem małą wystawę, a przygrywał do niej Stanisław Kowalkowski ze swoim bratem Josefem Kowalkowskim z zespołu „Sztywny Rumpel”. Na tych moich 50 m2 ciężko było wszystko pomieścić, więc zespół występował na antresoli i taki układ sprawdza się do dziś. Z chęcią udostępniam to miejsce dla pasjonatów, ekspertów od malarstwa, poezji, każdemu kto chciałby neutralnie spotkać się i coś pokazać.

Czy jest to też pomysł na zarażanie tą pasją innych? Czy wśród dzieci i młodzieży która Pana odwiedza, widzi Pan już od razu u niektórych tę iskierkę w oczach, gdy mają styczność ze sztuką?
— Jak najbardziej. Moi podopieczni którzy są na zajęciach drugi czy trzeci raz potrafią już złapać bakcyla i zapraszają ze sobą swoich kolegów. Rodzą się piękne pomysły na naszych warsztatach, część z nich przekazujemy na cele charytatywne, np. na WOŚP. Piękne jest to, że np. wśród Pań które pomagają mi przy organizacji zajęć część również siada z nami z dłutem, swoim ściskiem i zaczyna swoją przygodę z rzeźbą. Niektóre z tych Pań mają 70 lat, ale jak wiadomo sztuka nie ma granic wiekowych. Miło jest usłyszeć jak ktoś opowiada że był gdzieś w Polsce, a ja swego czasu prowadziłem warsztaty w różnych zakątkach naszego kraju i spotyka się z rzeźbami moich podopiecznych, niektórzy mają nawet zwoje małe wystawy i sprzedają swoje dzieła. J ogromnie się cieszę, że spotkałem na swojej drodze Janka Kowalskiego, to u niego po raz pierwszy zetknąłem się z profesjonalnymi narzędziami. Gdyby ktoś wręczyłby mi taki profesjonalny zestaw narzędzi gdy miałem te 13 lat, kto wie jak by się moje losy potoczyły. W tamtych czasach miałem tylko dostęp do przypadkowych narzędzi. Dlatego to że mogę moich podopiecznych uczyć sztuki rzeźbienia od wczesnego wieku ma dla mnie ogromne znaczenie. Fajna jest też historia pewnego Pana który po wielu latach odkrył w sobie tę pasję do rzeźbienia i teraz jest dostrzegany w swoim zakładzie pracy, który na festynach zrobił dla swoich pracowników-pasjonatów taki kącik, nazwany zresztą „Kuźnią Talentów”, nazwę z chęcią im użyczyłem.

Proszę opowiedzieć o swojej pracy z młodzieżą…
– Od jakiegoś czasu pracuję z młodzieżą z powiatu Iławskiego. Oczywiście rzeźbimy. Spotykam się z nimi w różnych miejscowościach, we Franciszkowie, w Kisielicach, w Iławie, to co najbardziej mnie cieszy, to to iż zajęcia odbywają się zupełnie za darmo. Myślę, że gdyby rodzice mieli co miesiąc płacić za tego typu warsztaty, a wiadomo że był by to tylko jeden z wielu wydatków jakie ponoszą co miesiąc, frekwencja nie była by taka, jaką mam obecnie. Na moich zajęciach dzieciaki oprócz nauki rzeźbienia, wspólnie spędzają czas na rozmowach, piciu herbaty, robieniu przekąsek, a na koniec każdy z nich zabiera do domu swoją pracę, aby móc się nią pochwalić w domu. To wszystko jest za darmo i bardzo mnie to cieszy. Moje pracownie otwarte są dla wszystkich, trafia do mnie również tzw. „trudna młodzież”, to niesamowite ile wrażliwości, talentu i o dziwo cierpliwości kryje się pod tą grubą skorupą. Znam nie jeden przypadek, gdy taki buntownik, po roku czasu jest kompletnie odmieniony pod względem zachowania, nie do poznania. To jest właśnie piękne w sztuce, iż potrafi ona to wszystko z człowieka wydobyć. To co również powtarzam moim „uczniom” to to, iż sztuka rzeźbienia pozwoli im się wewnętrznie rozwinąć, inaczej spojrzeć na świat, odkryć piękno w każdym przedmiocie, zwiększyć w sobie wrażliwość i wyobraźnię. Jeśli nie wyniesiemy tego z domu, to właśnie sztuka pozwoli nam to w sobie rozwinąć. Nie każdy z nas musi od razu zostać rzeźbiarzem, poza pracą można traktować to po prostu jako hobby.

Pana podopieczni osiągają liczne sukcesy…
– Tak, nie chwaląc się, mam kilka perełek, których prace wygrywają bądź są wyróżnione na rożnych konkursach ogólnopolskich. Np. w Jeżewie na ogólnopolskim konkursie rzeźbiarskim o tematyce myśliwskiej pracownia nasza zdobyła pierwszą nagrodę.
Laureatem został Przemysław Chała. W konkursie wzięli udział także Natalia Szczygłowska, Patryk Kaniecki, Kacper Świergalski, Kacper Kęsicki, Bartek Petlik i ja.

Zatem z kim łatwiej się pracuje, z dorosłymi czy z dziećmi i młodzieżą?
— Z każdą grupą wiekową współpracuje mi się dobrze. Każda z grup jest inna i należy mieć do niej inne podejście. Miło jest też pracować z najmłodszymi, z grupami przedszkolnymi, które swym ciekawym wzrokiem wypatrują każdy nawet najmniejszy eksponat, są bardzo zainteresowane opowieściami o pracy rzeźbiarza, mają też okazję osobiście popracować przy dłucie czy…… Ostatnio zakupiłem wiadra w starym stylu, które wykorzystam do pokazania tym najmłodszym jak kiedyś nosiło się wodę, taka żywa lekcja historii zostaje w głowie na zawsze. Nawet pieczenie chleba miało tu miejsce, oczywiście trochę zainsynuowane, bo nie mam prawdziwego pieca, ale zrobiłem piękny magiczny piec z którego udało się wyczarować piękne pachnące chlebki, dla każdego przedszkolaka. Ale chyba najbardziej lubię pracę z młodzieżą, i to z tą która na początku na pozór wydaje się być znudzona, niezainteresowana. Pięknie jest po kilku spotkaniach zobaczyć te małe arcydzieła jakie są w stanie stworzyć. Prawdziwe talenty miałem już u siebie na zajęciach, a co roku rodzą się nowe.
Jak już wcześniej wspomniałem moje nauki rzeźbienia nie polegają na tym żeby z wszystkich zrobić rzeźbiarzy, ja chciałbym aby zrodziła się w nich pasja do sztuki, do rzeźbienia, niech on będzie z zawodu inżynierem stolarzem, budowlańcem, ale swój wolny czas może spędzić nie na typowych czynnościach popularnych pośród młodzieży, a właśnie tu, tworząc prawdziwą sztukę. Mam paru takich rodzynków którzy obecnie sami rzeźbią, odnoszą swoje pierwsze małe sukcesy. Miło będzie kiedyś usłyszeć, tak jak ja teraz wyrażam, iż jestem wdzięczny za to, iż Jan Kowalski mnie kiedyś pod swoje skrzydła przygarnął, że gdzieś ktoś wspomni, iż jest wdzięczny, że mógł uczęszczać na warsztaty rzeźbiarskie u Marka Kałuży.

Jakie są Pana najbliższe plany, co będzie można w kuźni zobaczyć, usłyszeć, wyrzeźbić?
– Na Kuźnię mam już kilka fajnych pomysłów na najbliższy czas. Oczywiście z miłą chęcią ugoszczę jak w każdym roku kolejne grupy przedszkolaków, dzieci szkolnych, grupy turystyczne czy turystów indywidualnych. Chcę zorganizować spotkania na których zaproszeni goście w tej sprzyjającej scenerii będą rozmawiać o sztuce. Jeszcze jednym pomysłem na najbliższe miesiące jest stworzenie na deptaku obok Kuźni Talentów czegoś w rodzaju targu staroci. Myślę że każdy znajdzie w Kuźni coś dla siebie. Na ferie zimowe mam już zarezerwowanych kilka wizyt grup zorganizowanych. W okresie jesienno-zimowym proponuję czasami opiekunom grup spotkania w mojej pracowni mieszczącej się w budynku kasyna, ale odpowiedz jest zawsze ta sama - tam nie ma tego klimatu, jaki oddaje Pana kuźnia. My chcemy do Kuźni Talentów.
Dziękuję bardzo za wywiad i życzę dalszych sukcesów w Pana twórczości.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5