Ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt w Napromku przywraca je naturze

2015-10-18 15:00:00(ost. akt: 2015-10-17 18:19:21)
Zwierzęta, jak my wszyscy, potrzebują wolności i przestrzeni - mówi Lech Serwatko z ośrodka w  Napromku

Zwierzęta, jak my wszyscy, potrzebują wolności i przestrzeni - mówi Lech Serwatko z ośrodka w Napromku

Autor zdjęcia: Fot. Łukasz Lamcho

Pretekstem do odwiedzenia ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Napromku był jeż. Znalazła go pani Ewa z Ostródy, jak ledwo żywy leżał na chodniku przy jednej z głównych ulic miasta.
Pani Ewa zabrała go do weterynarza. Tam został opatrzony, napojony wodą z miodem i po kilku godzinach zaczął przyjmować pokarm. Potem trafił do domu pani Ewy. Jednak mieszkanie w kamienicy, to nie miejsce dla dzikiego jeża, więc pojechał w podróż do Napromka. Prowadzącego schronisko leśniczego Lecha Serwotko nie zdziwił widok jeża. W ubiegłym roku miał ich pięć. Po rekonwalescencji wszystkie wróciły do natury.
— Taki jeż znaleziony w betonach na pewno wymaga pomocy i trzeba go zabrać — mówi Lech Serwotko z Leśniczowki Napromek. — Ten jeż ma około 8 tygodni i skoro był wyczerpany, a może nawet poturbowany przez psy, co się często zdarza, to dobrze, że otrzymał pomoc. Jednak zazwyczaj należy pozostawiać zwierzęta w ich naturalnym środowisku. To jest ich miejsce, one się tam urodziły i zabranie ich jest, jak odebranie im domu.
Jak zapewnił opiekun schroniska, za dwa, trzy dni, gdy jeż odzyska formę, zostanie przywrócony do środowiska. Jeże są pod ochroną, ale często padają ofiarą psów i wpadają pod samochody.
— Nie zawsze da się zauważyć jeża przechodzącego przez jezdnię, ale często kierowcy nie zwracają uwagi na zwierzęta, uznając błędnie, że tylko ludzie mają prawo żyć, a tymczasem zwierzęta tak samo budują swoje domy i mają takie samo prawo do życia — mówi Lech Serwotko. — Jeżeli my nie będziemy szanować przyrody i jej mieszkańców, to może się to źle skończyć dla nas.

Nie mylić sarenki z maskotką
Biorąc pod uwagę pensjonariuszy schroniska w Napromku, to w tym roku najbardziej ucierpiały sarny.
— Mam ich cały harem – żartuje się Lech Serwotko. — Zostały pozabierane z łąk, bo często jest tak, że matka jest w pobliżu, ale ludzie myślą, że małe sarenki są porzucone. A że są śliczne i łagodne, patrzą takimi pięknymi, czarnymi oczami i wyglądają jak maskotki, to zabierają je do domu. Gdy się taka maskotka po dwóch, trzech dniach znudzi, przywożą ją do nas. Tymczasem matka sarniątka celowo trzyma się z daleka, bo maleństwo jest bezzapachowe i w ten sposób chroni je przed drapieżnikami.

Śmiertelne spotkanie na drodze
Do schroniska trafiają też zwierzęta mocno poszkodowane. Jest tu na przykład małe koźlę, którego matkę śmiertelnie potrącił samochód, a ono bezbronne trwało przy niej. Tu na szczęście ludzie się nim zaopiekowali i trafiło do Napromka.
Wyjątkową ciekawostką była mała łasiczka. Jej historia jest równie tragiczna. Matka niosła w pyszczku swoje niemowlę i wpadła pod samochód. Kierowca, niestety, nie zdążył wyhamować Zginęła na miejscu. Maleństwem zaopiekował się kierowca, mierzyło zaledwie 6 centymetrów, było mniejsze od myszy.
— Gdy łasiczka trafiła do nas, mieściła mi się w dłoni — opowiada opiekun schroniska. — Udało nam się ją uratować. Była bardzo krwiożercza, uwielbiała mieloną pierś z indyka. Wymagała wiele uwagi i pracy, ale udało nam się ją odchować. Była prawdziwą łobuziarą. Jak przychodził wieczór, to zaczynała krzyczeć, wołać i tak śmiesznie popiskiwać. Nie mogłem jej wypuścić na wolność przy schronisku, bo mamy tu ptaki, a ona się przez małą szparkę potrafi wślizgnąć. I byłoby po ptakach.

Bielik w klatce po „demolce”
Kolejną ciekawostką jest młode pisklę bielika, który jeszcze nie lata. Został znaleziony koło Rusi w Sząbruku. Jest szansa, że po zbudowaniu odpowiedniego upierzenia, jednak poleci.
— Mam nadzieję, że uda nam się przywrócić go środowisku, taki jest nasz cel — mówi Lech Srewotko.
Bielik siedzi w klatce, gdzie kiedyś przebywał wilk. O jego historii głośno było wiosną tego roku. Niespełna dwuletni samiec przez ponad trzy miesiące był leczony w Napromku. Znaleziono go w stanie krańcowego wycieńczenia nad Kanałem Elbląskim koło Miłomłyna. Zdiagnozowano u niego nosówkę i jedną z chorób przenoszonych przez kleszcze.
— Podjęliśmy walkę o jego życie i udało się — mówi z dumą Lech Serwotko. — Przybrał na wadze, odzyskał siły i wrócił wiosną na wolność.
Leśnicy nadali wilkowi imię "Napromek" - od nazwy leśniczówki. Przed uwolnieniem drapieżnikowi założono obrożę z systemem lokalizacji GPS i nadajnikiem radiowym VHF. I dzięki temu dziś już wiadomo, że Napromek radzi sobie świetnie.
— Przemieszcza się cały czas — dodaje leśniczy. — Jest we wschodniej części Nadleśnictwa Dobrocin. To mnie bardzo cieszy, że tak majestatyczne zwierzę, przed którym czułem największy respekt, mogło wrócić na wolność. Gdy u nas był, rzadko dochodziło między nami do wymiany spojrzeń. Wilk tego unika. Nie próbowałem nawet przełamać tego dystansu. To było jedno z ciekawszych doświadczeń naszego schroniska.
W Napromku wilk miał przezwisko „demolka”, bo podczas swojej rehabilitacji tutaj, zniszczył całą klatkę. Do dziś zostały po nim podrapane i poszarpane w drzazgi belki, na których rozciągnięto siatkę. Po prostu kocha wolność — mówi Lech Serwotko. — Zwierzęta, jak my wszyscy, potrzebują wolności i przestrzeni.

Barbara Chadaj-Lamcho


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zygfryd #1838015 | 185.34.*.* 18 paź 2015 15:35

    Świetny artykuł ,więcej pokazywać takich ludzi z pasją .

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5