Iławianin z Paryża opowiada o ataku na "Charlie Hebdo"

2015-01-14 12:20:48(ost. akt: 2015-01-15 14:36:51)
Piotr Jakielski pochodzi z Iławy,  od 20 lat mieszka w stolicy Francji

Piotr Jakielski pochodzi z Iławy, od 20 lat mieszka w stolicy Francji

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Piotr Jakielski, ps. Kielo, od 1995 roku paryżanin, a od urodzenia iławianin. Jest synem pana Pawła Jakielskiego, wieloletniego kibica Jezioraka i od niemal 20 lat wielkiego przyjaciela "Gazety Iławskiej". Opowiedział nam o tym, jak paryżanie przyjęli wiadomość o zamachu na magazyn satyryczny "Charlie Hebdo" i jak wygląda życie w stolicy Francji dziś.
Relację z dramatycznych wydarzeń w centrum Paryża śledziliśmy głównie w telewizji, ale przepływ informacji na temat szczegółów tych zdarzeń odbywał się także na facebooku. Jedną z osób, która na bieżąco relacjonowała atmosferę w Paryżu i informowała o przebiegu akcji służb był właśnie Piotr Jakielski.

Od 20 lat mieszka w Paryżu, tam założył rodzinę i tam pracuje w branży budowlanej. Jak mówi, prowadzi dobre życie w sercu Francji, choć bywają momenty niepewności i lęku. Ma wśród dobrych znajomych muzułmanów, z którymi świetnie się dogaduje i tego nic nie zmieni. Opowiada o atmosferze w mieście tuż po zamachu i jak to wygląda z perspektywy kilkunastu dni. 



— Gdzie zastała Cię wiadomość o zamachu?

— Tego feralnego dnia byłem już w firmie, w biurze. Usłyszałem od kogoś, że był zamach w centrum Paryża. Od razu włączyłem telewizor i byłem w szoku... Pojawił się lęk o dzieci, bo jedno w szkole, drugie w przedszkolu. Żona była w pracy, napisałem jej tylko SMS, bo nie chciałem jej stresować, panikować. Ale było naprawdę groźnie. Sklep koszerny, w którym też doszło do zamachu leży we wschodniej części Paryża, a ja mieszkam po zachodniej części, czyli po drugiej stronie. Natomiast samo centrum Paryża, gdzie mieści się redakcja magazynu satyrycznego, który był zaatakowany, jest od nas daleko. Jednak muszę powiedzieć, że sam fakt zamachu nie jest w Paryżu czymś zupełnie nowym i niespotykanym. Kiedy przyjechałem do stolicy Francji w lipcu 1995, pamiętam, że 25 lipca doszło do zamachu na stacji metra Saint Michel, w którym zginęło 8 osób, a 117 zostało rannych. Tego samego roku tylko 3 grudnia był kolejny zamach w podmiejskiej kolei, gdzie zginęły 4 osoby, a rok później przy Łuku Tryumfalnym nastąpił wybuch i rannych było 16 osób. Wszystkie te zamachy miały charakter religijny, podobnie jak te ostatnie. Ale napaść na redakcję wywołała chyba najgorszy lęk, ale i wielką solidarność z tymi ludźmi. Dziś, tj. w środę 14 stycznia, pojawiło się kolejne wydanie tego magazynu. Dotychczas był to nakład 60 tysięcy egzemplarzy, a wydanie po zamachu wyszło w nakładzie 3 milionów egzemplarzy i ten nakład będą dowozić przez kilka dni. Chciałem kupić, ale gazeta rozeszła się w 15 minut. Na pierwszej stronie jest wizerunek Mahometa utożsamiającego się z ofiarami zamachu, z napisem: wszystko zostało wybaczone. Muszę powiedzieć, że wcześniej nie czytałem tego magazynu, widziałem owszem, ale nie kupowałem. Jak mi się uda kupić to podaruję redakcji jeden egzemplarz. 


— Jak zareagowała pana rodzina z Polski? Pewnie bardzo się niepokoili...

— Telefon się urywał. Dzwonili znajomi z całego świata i pytali, czy wszystko z nami ok. Wypytywali o wszystko. Oczywiście podobnie było na Facebooku. Z rodziną w Iławie byłem w kontakcie telefonicznym, martwili się.

— Wróćmy jeszcze na chwilę do atmosfery w mieście w kilka dni po zamachu... Czy coś się zmieniło w codziennym życiu paryżan?

— Na kilka dni po zamachu Paryż był niemal wyludniony. W marketach były totalne pustki, tylko sprzedawcy i dosłownie po kilka osób. Zauważyłem też, że nagle w mieście w ogóle nie było widać muzułmanów. Na co dzień jest ich dużo, chodzą w swoich strojach tradycyjnych, dzieci do szkoły itd. A teraz nagle zniknęli z oczu. Podejrzewam, że też się obawiają reakcji. Podobnie było w restauracjach. To zupełne nieporozumienie, bo wszyscy muzułmanie których znam, a jest ich naprawdę dużo, są w szoku, są też wściekli, odcinają się od zamachowców i nie chcą, żeby ich łączyć w jakikolwiek sposób. Jeden z moich dobrych kolegów, który jest muzułmaninem i pochodzi z Algierii, to super facet, fajny i tolerancyjny. Ma żonę Żydówkę i są bardzo szczęśliwym małżeństwem. Czyli można...


Nowe nagranie z tragedii w redakcji "Charlie Hebdo":


— Od 20 lat mieszkasz w Paryżu, ale z tego, co wiem dość często jesteś w Iławie.

— To prawda. Każdego roku jestem na wakacjach, miesiąc albo półtora miesiąca, no i jedne święta, Boże Narodzenie albo Wielkanoc. Wiele razy myślałem, żeby wrócić do Polski, ale to trudna decyzja. Może gdybym pochodził z innego miasta, to może bym tak nie tęsknił, ale Iława jest wyjątkowa pod każdym względem. 


— O Francuzach myśli się raczej, że są zamknięci, nie integrują się i oczekują, że wszyscy muszą znać francuski. Czy to prawda?

— Nie zauważyłem. Przez te 20 lat życia w Paryżu spotykałem się raczej z życzliwością. A początki nie były łatwe, głównie z powodu języka. Francuski nie należy do najłatwiejszych. Na początku dogadywałem się na migi i jakoś to wychodziło. Uczyłem się od ludzi, musiałem pracować. Dziś mogę powiedzieć, że w mowie i piśmie jest nieźle. 



Magdalena Rogatty
m.rogatty@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5