Wspomnienie powstańca warszawskiego mieszkającego w Iławie

2014-11-16 12:00:00(ost. akt: 2014-11-15 17:00:38)
Fotografia z prawej strony: Warszawa 1944 r. Władysław Kazimierz Wojewódzki jako 24 - latek podczas Powstania Warszawskiego
;
Obok zdjęcie wykonane w sierpniu 2014 r.

Fotografia z prawej strony: Warszawa 1944 r. Władysław Kazimierz Wojewódzki jako 24 - latek podczas Powstania Warszawskiego
; Obok zdjęcie wykonane w sierpniu 2014 r.

Autor zdjęcia: Arch. Starostwa POwiatowego w Iławie

Władysław Kazimierz Wojewódzki jest jedynym żyjącym uczestnikiem Powstania Warszawskiego, mieszkającym w powiecie iławskim. Jego wspomnienia zostały zapamiętane, a w październiku 2014 r. opisane. W tym roku pan Kazimierz obchodził 94 urodziny. Zapraszamy do tej niezwykłej lektury...
WŁADYSŁAW KAZIMIERZ WOJEWÓDZKI: Urodziłem się dnia 27 czerwca 1920 roku we wsi Poniatowo niedaleko Żuromina województwo obecnie pomorsko-kujawskie. Rodzice moi dzierżawili w tym czasie majątek ziemski, co stanowiło źródło utrzymania całej naszej rodziny. Po zakończeniu okresu dzierżawy i zabezpieczeniu przez rodziców warunków mieszkaniowych w Toruniu cała rodzina przeprowadziła się do Torunia. W Toruniu ojciec mój był zatrudniony na stanowisku kierownika urzędu zwanego Pomorskim Związkiem Ziemian. Przed wybuchem wojny byłem uczniem liceum im. Kopernika w Toruniu. Rok 1939 był rokiem przełomowym w moim życiu, ponieważ w sierpniu tegoż roku wystąpiłem jako ochotnik do Wojska Polskiego. Jednostką tą był 63 pułk piechoty w Toruniu. Po dość krótkim przeszkoleniu we wrześniu 1939 roku brałem udział w rozpoczętej wojnie z Niemcami w rejonie Toruń-Żychlin. Tam też po rozbiciu naszego pułku przez oddziały niemieckie udało mnie się wrócić cało do Torunia do rodziny. W pierwszych dniach października Niemcy aresztowali mego ojca, nas natomiast w dniu 9 października zmusili do opuszczenia Torunia i specjalnym pociągiem wysiedleńczym wywieźli nas i wiele innych rodzin do generalnej guberni- do Warszawy. Tak zakończył się okres mej młodości. Po przybyciu do Warszawy zamieszkaliśmy u naszych znajomych oraz odnaleźliśmy mą siostrę Alicję, która to szczęśliwie przeżyła pierwsze ciężkie bombardowania stolicy. Pracowała w tym czasie jako pielęgniarka w szpitalu. Po wielu staraniach w listopadzie tegoż roku otrzymaliśmy przydział osiedleńczy – do rodziny wojskowej zajmując jeden pokój w mieszkaniu przy Alei Niepodległości. Po upływie kilku miesięcy, przeniesiono nas do innej rodziny na dwa pokoje. Cały blok w którym mieszkaliśmy zajmowały rodziny przedwojennej kadry oficerskiej. Dziwnym trafem budynek ten nie został zniszczony i do dziś zamieszkały jest przez rodziny wojskowych. Czerwiec 1939 roku, był w naszej rodzinie miesiącem radości. Powodem tej radości był powrót naszego ojca z więzienia w Toruniu.


Sytuacja materialna częściowo się poprawiła, ponieważ ojciec mój rozpoczął prace w Radzie Głównej Opiekuńczej. Mieszkanie o którym wspomniałem wyżej zajmowaliśmy do czerwca 1941 roku, do momentu, gdy Niemcy przejęli budynek dla swej kadry oficerskiej. Nastąpiła przeprowadzka na ulicę Chocimską gdzie zamieszkiwaliśmy kolejny rok. W lipcu 1942 roku Niemcy utworzyli tam dzielnicę Niemiecką. Tym razem przeniesiono nas na ulicę Chmielną gdzie zamieszkiwaliśmy do momentu powstania. Sierpień 1942 roku dotknął naszą całą rodzinę tragedią, gdyż mój ojciec zmarł na zawał serca. Pochowany został na cmentarzu Bródnowskim. Opisany przyjazd do Warszawy, tam zamieszkiwanie w różnych miejscach, był podstawą bytu całej rodziny i jej trwania oraz warunkiem utrwalenia w ówczesnym czasie i dalszych wydarzeniach dotyczących mego losu i mej rodziny. Po przyjeździe do Warszawy w 1939 roku rozpocząłem naukę na tajnych kompletach w liceum im. Stanisława Staszica, a w maju 1941 roku zdałem maturę. Nauka, zazwyczaj odbywała się w prywatnych mieszkaniach i to wieczorami. Dnie zajęte były różnoraką praca by pomóc całej rodzinie w jej utrzymaniu. Pracowałem jako subiekt w sklepie odzieżowym, a następnie 1943 roku znalazłem zatrudnienie w warsztacie złotniczym. Uczestnictwo w tajnych kompletach oraz zawarte tam znajomości skierowały mą osobę do uczestnictwa w działaniach zbrojnych. Zostałem zwerbowany za mą zgodą do podziemnej organizacji zwanej Związkiem Walki Zbrojnej, która to organizacja zbiegiem czasu przekształciła się w Armię Krajową. W tej też organizacji otrzymałem pseudonim konspiracyjny „Kaszub” i zarejestrowany zostałem pod numerem „1537”. W trakcie tej konspiracyjnej nauki i tej działalności ukończyłem w 1941 roku Szkołę Podchorążych w stopniu plutonowego - podchorążego. Nauka, a co za tym idzie dobre przyswajanie wiedzy zaowocowało tym, iż zostałem przydzielony do nowych grup szkoleniowych jako wykładowca w zakresie prowadzenia walk ulicznych, sabotażu i umiejętności posługiwaniu się bronią. Na mocy porozumienia między organizacjami prowadziłem szkolenia w różnych organizacjach podziemnych takich jak „Szare Szeregi”, S.N., P.K.B.





Z początkiem 1943 roku, otrzymałem etat w wydziale szkoleniowym. Za prowadzone wykłady otrzymywałem odpowiednie wynagrodzenie. Prowadzone wykłady i pogłębianie swej wiedzy w zakresie militarnym zaowocowały awansowaniem mnie na stopień podporucznika – był styczeń 1944 roku. Działalność konspiracyjna trwała nadal, były to przygotowania do walki z Niemcami, ale wówczas to nie znano jeszcze ani dnia ani godziny przygotowywanego wystąpienia zbrojnego. Jest dzień 1 sierpnia 1944 roku (wtorek) do zajmowanego przez mą rodzinę mieszkania około godziny 14.00 przybywa z wiadomością goniec, że dziś o godzinie 17.00 w Warszawie rozpoczyna się Powstanie. Mam natychmiast zgłosić się na miejsce zgrupowania mej Kompanii przy ulicy Sienkiewicza 16. Po pożegnaniu się ze swoją mamą i po zabraniu z ukrycia swej broni pistoletu „Vis” udałem się na miejsce zbiórki. W tym czasie dało się zauważyć zwiększony ruch mieszkańców miasta. Podniecenie wisiało w powietrzu. W przejściu do placu zbiórki mieszczącego się wewnątrz podwórza czterech sąsiednich kamienic stali młodzi powstańcy z biało-czerwonymi opaskami na ramionach i bronią w ręku. Wchodzących legitymowano i wpuszczali ich do środka w wartowni. Mieli natomiast rozkaz niewypuszczania na zewnątrz nikogo z zajmowanego podwórza. Swoje, przybycie odmeldowałem dowódcy kampanii – podporucznikowi o pseudonimie „Harnaś” – przedwojennemu oficerowi rezerwy I pułku strzelców podhalańskich. Na terenie zbiórki, dowódca poobsadzał wszystkie strategiczne niezbędne do walki miejsca. Zadaniem naszym była pilna obserwacja przed pola walki i w razie konieczności natychmiastowego interweniowania.


Godzina „W”
wyznaczona była na godzinę 17.00. Niespodziewanie o 16.45 od strony placu Napoleona padły pierwsze strzały. Echo rozniosło się szybko i za chwilę strzały było słychać ze wszystkich stron miasta. O godzinie 18.00 Niemcy skierowali do walki pierwsze czołgi, których to pociski trafiły w dom na rogu ulicy Marszałkowskiej i Sienkiewicza – padły pierwsze ofiary. Wybuch powstania stał się faktem. Zezwolono miotającym się mieszkańcom na opuszczenie zajmowanych mieszkań i udanie się w dowolnych kierunkach. My – pod dowództwem „Harnasia” zgrupowani w kompani „Grażyna” przejęliśmy ten teren do obrony i walki. Radość mieszkańców w momencie rozpoczęcia Powstania była bardzo duża, gdyż wierzyli iż cztery lata okupacji i makabrycznego terroru mają szanse na zakończenie. Zapanowała euforia! Moment ten zespolił wszystkich ludzi stanowiliśmy jeden naród Polski. Mieszkańcy okolicznych domów zorganizowali nam przyjęcie, zaopatrzono nas w żywność i nie brakowało też wiwatów za pomyślność rozpoczętego Powstania. W tym rejonie trwaliśmy na wyznaczonych posterunkach do godziny 22.00. O tej godzinie „Harnaś” zarządził zbiórkę i powiadomił nas, iż musimy się przegrupować i wziąć z innymi oddziałami udział w ataku na Niemiecką Komendę Miasta. Wyruszyliśmy pojedynczo lub małymi grupkami w kierunku ulicy Królewskiej. Na trasie naszego przemarszu zobaczyliśmy, iż wielu mieszkańców udekorowało swoje okna flagami biało-czerwonymi – widok ten podbudował nasze serca i uświadomi nam, że warto wyzwolić się z dalszej niewoli. 
Po dotarciu w pobliżu Komendy Miasta – poinformowano nas o przerwaniu akcji ze względu na niemożność jej zdobycia. Otrzymaliśmy rozkaz by udać się do kamienicy przy ulicy Napoleona 2/4 której to właścicielem był hrabia Maurycy Potocki i który w tym czasie był w swym mieszkaniu. Nasza kompania „Grażyna” rozlokowała się w budynkach przy ulicy Mazowieckiej i Czackiego. Zarządzono kompletną konspiracje i ciszę, gdyż wokół tych budynków- wiele innych obiektów zajętych było przez Niemców. Budynkami tymi była Poczta Główna, Komenda Policji, Kościół Św. Krzyża. Niemcy zajęli też Uniwersytet Warszawski i całe Krakowskie przedmieście. Dzień drugiego sierpnia był dniem dla naszej kompani dniem walki o pocztę główną. W godzinach rannych, nasz dowódca „Harnaś” nawiązał kontakt z podpułkownikiem „Radwanem” który zapoznał naszego dowódcę z planem zdobycia poczty. Główne uderzenie miał przypuścić batalion o pseudonimie „Kiliński”. Dla naszej kompani przypadła mniejsza rola mieliśmy pomagać tam gdzie sami sobie wybierzemy stanowiska. Kompania rozsypała się po podwórzu poczty od ulicy Świętokrzyskiej i Wareckiej. Ja wraz z kolegą Witoldem Kieżunem pobiegłem przez podwórze i dotarłem do parterowego budynku z napisem na drzwiach „wartownia”. Uzbrojeni byliśmy tylko w pistolet maszynowy „Szmejser” i pistolet „Vis”. Po dotarciu do wartowni wyważyliśmi kopniakami drzwi i wdarliśmy się do środka. Zaskoczenie, przebywających tam żołnierzy niemieckich było kompletne, na nasz okrzyk „hande hoch” wszyscy podnieśli ręce. Witkowi, który chciał strzelać w kierunku Niemców w tym czasie zaciął się pistolet maszynowy i nie oddał żadnego strzału. Wzięliśmy do niewoli 14 Niemców i przekazaliśmy ich kolegom z batalionu „Kiliński”. Z wartowni zabraliśmy wszystką broń i rozdzieliliśmy między kolegami. Mnie przypadł w udziale pistolet maszynowy produkcji czeskiej. Tym sposobem dozbroiliśmy nasz oddział „Grażyna”. Po zdobyciu poczty 3 sierpnia – podpułkownik „Radwan” przekazał dowódcy „Harnasiowi” rozkaz, by pod swą komendę przejął mniejsze zgrupowania takie jak: „Genowefa”, Oddział Specjalny „Biskupa” i kompanię porucznika „Lewara”. Po połączeniu, całe zgrupowanie obsadziło ulicę Mazowiecką, Traugutta, Czackiego, Świętokrzyska i Plac Napoleona. Zgrupowanie będzie stanowiło oddział do osobistej dyspozycji dowódcy „Śródmieście”. Zgrupowanie „Harnaś” w końcowym okresie powstania liczyło 400 żołnierzy – powstańców. W tym czasie, dowódca zgrupowania „Harnaś” zaproponował mi przejęcie funkcji adiutanta, którą to przyjąłem pod warunkiem uczestnictwa w walkach zbrojnych. Od pierwszych dni powstania Niemcy, bez przerwy bombardowali i ostrzeliwali całe ulice i dzielnice w których działali powstańcy. Artyleria i pociski rakietowe tzw. „Krowy” czyniły bardzo duże spustoszenia, coraz trudniej było z tym żyć. Rozpoczęto budowę barykad, wykonywano rowy by łatwiej było przemieszczać się powstańcom z jednej ulicy na drugą unikając zarazem ostrzałów ze strony Niemców. Wykonywano też przejścia w ścianach piwnic- budynków w zwartej zabudowie by można było przemieszczać się i nie być zauważanym przez Niemców. Prowadzone przeze mnie, przed powstaniem wykłady szkoleniowe w różnych organizacjach konspiracyjnych w tym – Państwowym Korpusie Bezpieczeństwa – pozwoliły na zawarcie znajomości z kilkoma „granatowymi” policjantami. Znajomość ta zaowocowała tym, iż otrzymaliśmy od nich w dniu czwartego sierpnia kilkanaście mundurów, 4 karabiny i amunicję od nich- dozbroiło to nasz oddział. 



Dzień 5 sierpnia rozpoczął się, ożywioną działalnością Niemców. Od strony Nowego Świata, ul. Świętokrzyską usiłowały wjechać 3 czołgi otoczone żołnierzami niemieckimi. Żołnierze ci, pędzili przed sobą masę ludności cywilnej jako tarcze w celu wstrzymania ognia powstańców. Ulica Świętokrzyska przedzielona była barykadami. Zaczęliśmy wołać do ludności by rozbiegli się na boki. Ludność posłuchała, - żołnierze niemieccy zostali bez osłony. Stało się to tak błyskawicznie, iż zaskoczeni Niemcy zostali bez osłony 
i ostrzelani z dwóch stron, postanowili się wycofać pozostawiając wielu rannych i zabitych. Wraz z kompanią „Grażyna” i „Genowefa” znalazłem się po drugiej stronie ulicy Świętokrzyskiej i tam prowadziliśmy z kolegami ostrzał Niemców. W pewnym momencie pojawił się obok mnie porucznik pseudonim „Marabut” by zorientować się w sytuacji prowadzonych walk. Niefortunne spojrzenie przez niego zza barykady na pole walki zakończyło się śmiertelnie otrzymanym strzałem w głowę. Odszedł wspaniały człowiek, żołnierz i dowódca. Nowym dowódcą oddziału „Genowefa” został Bolesław Kostecki pseudonim „Marcin”. Dzień ten był dniem smutku, ponieważ straciliśmy jeszcze 3 kolegów. Pogrzeb „Harnasia” i poległych kolegów odbył się następnego dnia na terenie podwórka domów przy ulicy Czackiego. Stopniowo walki przenosiły się w różne rejony Warszawy, a szczególnie zaciekłe trwały na Woli. Niemcy chcieli utrzymać koniecznie w rejonie swego działania łączność ulic Chłodna – Elektoralna do placu Bankowego. Z pomocą Niemcom przybyły oddziały Ukraińców. Nasza kompania „Harnaś”, została skierowana do walki w tym rejonie wraz z oddziałami „Hala” i „Zagończyka”. 



W rejon walk przedzieraliśmy się wszystkimi możliwymi przejściami (piwnice, przekopy, strychy) by dotrzeć do ulic Ceglanej, Żelaznej i Łódzkiej na których to ulicach toczyły się ciężkie walki. Największe walki rozpoczęły się 15 sierpnia w godzinach popołudniowych, ponieważ Niemcy wprowadzili do walki czołgi które swą siłą rażenia niszczyły obiekty w których znajdowali się powstańcy. Pociechą dla powstańców było to, że można było w wąskich ulicach niszczyć czołgi podpalając je butelkami napełnionymi benzyną oraz za pomocą rusznic przeciwpancernych otrzymanych z rzutów armii angielskiej. Walki w tym rejonie toczyły się ze zmiennym skutkiem stanowiska – zajmowane raz przez powstańców, a raz znajdowały się w rękach Niemców. Walki o utrzymanie zajmowanych pozycji były bardzo zacięte. Walki w rejonie Woli trwały do 18 sierpnia, następnie na mocy rozkazu podpułkownika „Radwana” odział nasz, został wycofany na uprzednio zajmowane stanowiska przy ulicy Mazowieckiej. Po przybyciu na miejsce stwierdziliśmy, iż w czasie naszej nieobecności – kwatery uprzednio zajmowane przez nas oddział „Harnasia” zostały ostrzelane pociskami rakietowymi.


W momencie zbiórki jednego z plutonów „Grażyna”, palący się fosfor zniszczył cały pluton - paląc żywcem będących tam powstańców. Zginęło 11 osób na miejscu, a wielu zmarło w szpitalu powstańczym na wskutek poparzenia fosforem. W dniach 21-22 sierpnia trwały intensywne narady w Komendzie Armii Krajowej Śródmieście, naradom przewodniczył podpułkownik „Radwan” obecni byli wszyscy dowódcy zgrupowań łącznie z dowódcą „Harnasia”. Celem tej narady było przygotowanie akcji zbrojnej mającej zdobyć kościół Św. Krzyża oraz posterunek policji. Przeprowadzenie tej akcji miało na celu zlikwidowanie silnych punktów oporu Niemców, uwolnienie księży, a w komendzie policji uwolnienie przetrzymywanych w celach policjantów i cywilnych mieszkańców miasta. Do walki tej przygotowano oddziały powstańcze w sile 300 osób. Szturm na kościół Św. Krzyża i Komendę Policji rozpoczęto o godzinie 4 rano, a zakończono sukcesem o godzinie 10.00. Uwolniono księży, policjantów i cywilów, zdobyto mundury i wiele broni. Gwałtowność prowadzonych walk uszczupliła nasze oddziały o jedenastu zabitych powstańców i wielu rannych. Zginęło bardzo dużo żołnierzy niemieckich. Po zwycięskiej walce o godzinie 11.00 na uprzątniętym z gruzu ołtarzu, ksiądz kapelan zgrupowania „Harnaś” – palotyn Pączek odprawił dziękczynną mszę w której, to wzięli udział wszyscy ocalali powstańcy. Zdobycie w walkach kościoła Św. Krzyża i Komendy Policji było bardzo dużym czynem powstańczym o którym to rozniosła się szybko wieść po całej Warszawie. Kolejnym sukcesem innych oddziałów powstańczych było zdobycie fabryki „Pasty” silnie bronionej przez odziały niemieckie. Zdobycie kościoła Św. Krzyża i Komendy Policji umocniło nasze zgrupowanie na tych pozycjach, które to musieliśmy utrzymać ze wszystkich sił, ponieważ Niemcy różnymi sposobami starali się odbić utracone przez nich ważne strategiczne obiekty i pozycje. Niszczące walki na tych pozycjach trwały do 30 sierpnia. W tym dniu część oddziałów powstańczych, pod wpływem nasilonych ataków oddziałów niemieckich wycofywało się kanałami ze „Starówki”. Odbieraliśmy tam powstańców wyłażących z włazów kanałowych przy zbiegu ulic Nowego Świata i Wareckiej. Ja w tym czasie byłem przy włazie i z wielką radością pomogłem z niego wyjść mojemu szwagrowi porucznikowi Zygfrydowi Dardasowi. Kanałami tymi byli transportowani ranni powstańcy niektórzy na noszach – ich kierowano natychmiast do szpitali powstańczych. Kanałem w tym rejonie powstańcy wychodzili do 2 września, jako ostatni z kanału wyszedł dowództwa oddziału ze starówki major „Gustaw” będąc jednocześnie poważnie rannym i chorym. Drugiego września z rozkazu podpułkownika „Radwana” oddziały zgrupowania „Krybar” w którego wchodził nasz oddział „Harnaś”, miały przeprowadzić atak na zajmowany przez Niemców Uniwersytet- Warszawski. Atak miał rozpocząć się przy ulicy Traugutta. Jednak silny ostrzał prowadzony z broni maszynowej przez Niemców spowodował całkowite załamanie się tej akcji. W walce tej zginęło kilku powstańców, a wielu odniosło rany. W odwecie Niemcy 3 września od godzin rannych rozpoczęli z ziemi i powietrza silne natarcie na nasze pozycje. Hart ducha i wola walki – pozwoliła na utrzymanie naszych pozycji. 



W tym czasie nasz dowódca „Harnaś” poszedł złożyć meldunek podpułkownikowi „Radwanowi”. Jak zaznaczyłem wcześniej Niemcy, używając artylerii i dział rakietowych ciężko ostrzeliwali nasze pozycje. W drodze na ulicę Jasną, nasz dowódca porucznik „Harnaś” poniósł śmierć trafiony ciężkim pociskiem. Ponieważ długo nie wracał poszedłem go szukać. Znalazłem jego zmasakrowane zwłoki i przyniosłem go na rękach do oddziału. Cały oddział pogrążył się w smutku, a śmierć lubianego i szanowanego dowódcy była nieodżałowana. Pogrzeb odbył się 4 września na terenie dawnego M.S.W. Porucznik „Harnaś” (Marian Krawczyk) został pośmiertnie awansowany do stopnia kapitana i odznaczony orderem Virtuti Militari piątej klasy. Po śmierci dowódcy „Harnasia”, dołączono nasz oddział pod dowództwo kapitana „Gustawa”. W dniu 5-go września Niemcy rozpoczęli bardzo silne natarcie na nasze pozycje w Kościele św. Krzyża i Komendzie Policji. Trwała nawała artyleryjska z dział i czołgów na front Kościoła, co spowodowało zawalenie się figury Chrystusa. Nawała trwała ze wszystkich stron. W walce o kościół Niemcom udało się wysadzić północną nawę i podpalić go miotaczami ognia. Ciężkie walki, prowadzone w dzień i w nocy, spowodowały wielkie zmęczenie, wyczerpanie oraz oznaki wygłodzenia był brak jedzenia i wody. Sytuacja ta spowodowała opuszczenie tych stanowisk i zajęliśmy linię obrony wzdłuż ulicy Czackiego. Mimo silnego oporu oddziały niemieckie 6-go września zajęły całe Powiśle, aż do wschodniej części ulicy Nowego Świata. 
7-go września podporucznik „Biskup” z Oddziału Specjalnego nie wytrzymując piekielnego ataku Niemców wycofał się z pałacu Staszica. Przy placu Napoleona zbudowaliśmy i utrzymaliśmy ogromną barykadę zamykającą dostęp do placu, który do końca Powstania pozostał w naszych rekach. Na tym to stanowisku, wraz z częścią zgrupowania walczyłem do kapitulacji. Jak zaznaczyłem wcześniej, sytuacja moja i innych powstańców była bardzo trudna nie tylko ze względu na ciągłe walki z Niemcami, ale doskwierał nam dotykał nas głód, brak wody i niemożność zaopatrzenia się w żywność. Brak było lekarstw i środków opatrunkowych. Wszystko co ruszało się na czterech nogach (konie, psy, koty) zostało wyłapane i zjedzone – trwał marazm głodu i wycieńczenia. Prowadzone przez powstańców walki odbijały się piętnem na ludności cywilnej. Dowództwo powstania po naradzie, rozpoczęło negocjacje z dowództwem niemieckim w sprawie wyrażenia zgody na opuszczenie miasta przez ludność cywilną. Po wielu rozmowach Niemcy wyrazili na to zgodę. Rozpoczęła się migracja ludności cywilnej poza granice miasta. Im dłużej trwało Powstanie, tym powstańcy bardziej zaczęli odczuwać negatywny do nich stosunek ludności cywilnej. Niektórzy Powstańcy w obawie restrykcji ze strony cywilów – nie przemieszczali się przez piwnice lecz między strychami i podwórzami. Zmuszeni byliśmy uważać na wojska niemieckie, ale i częściowo unikać cywilnej ludności Warszawy.


14-go września – wojska rosyjskie wraz wcieloną w ich szeregi I Armią Wojska Polskiego – powstałą wcześniej na terenie Rosji – doszły do Wisły na prawy brzeg Warszawy-Pragę. Z punktów obserwacyjnych w gmachu „Prudentala” (były najwyższy wieżowiec z okresu przedwojennego) widzieliśmy domy udekorowane flagami biało-czerwonymi po drugiej stronie Wisły. Zapanowała radość, iż wojska rosyjskie sforsują Wisłę i pomogą nam w walce z Niemcami. Optymizm, a z nim nadzieja szybko rozwiała się. Pomocy nie doczekaliśmy do końca Powstania. Jednak należy podkreślić z całą stanowczością, iż niektórzy żołnierze polscy będący w szeregach polskiej Armii Wojska Polskiego – widząc bierny stosunek dowództwa Armii czerwonej i polskiej do działań powstańców – małymi grupkami przeprawiali się przez Wisłę, by pomóc w walce powstańcom. Patriotyzm i szacunek do ojczyzny w tych żołnierzach był silniejszy niż groźba posądzenia o dezercję. Powyższa sytuacja i brak pomocy od całej Armii Rosyjsko-Polskiej wycieńczenie głód i duże ilości rannych powstańców i dające się skutki straszliwego wyczerpania spowodowały to, iż dowództwo Powstania rozpoczęło z Niemcami rozmowy o kapitulacji oraz przyznanie żołnierzom A. K., statusu jeńców wojennych zgodnie z Konwencja Haską. Rozmowy o kapitulacji trwały do końca września. W trakcie prowadzonych rozmów o kapitulacji - dowództwo A. K. postanowiło, zasłużonym powstańcom dać awanse na różne stopnie wojskowe. Ja rozkazem z dnia 23 września 1944 roku zostałem awansowany do stopnia porucznika. Po długich rozmowach ustalono warunki kapitulacji 
i terminy opuszczenia zajmowanych stanowisk by przejść do niewoli. Wyruszyliśmy czwórkami przez ulice będące wcześniej terenem walk by dotrzeć do placu Narutowicza, gdzie przejęli nas Niemcy jako jeńców.



Broń złożyliśmy na podwórzu Domu Akademickiego. Niemcy bez żadnego zabezpieczenia nas w żywność i wodę poprowadzili nas do Ożarowa, zarządzając częste postoje- by można było chwilę odpocząć i dojść do miejsca przeznaczenia - Ożarowa. Zapędzono nas do ogromnej hali byłej fabryki mebli. Warunki jakie przyszło nam znosić były arcytrudne. Brak żywności, wody, spania na gołej posadzce betonowej, załatwianie potrzeb fizjologicznych w obecności koleżanek- sanitariuszek łączniczek, po przełamaniu wstydu i oporu stało się rzeczą normalną. W tych okropnych warunkach przetrzymywano nas do 5-go października. 6-go rano podstawiono wagony towarowe do których mieliśmy się załadować. Gdy staliśmy przed tymi wagonami – podjechały samochody dostawcze Rady Głównej Opiekuńczej których to pracownicy poprzez płot zaczęli podawać powstańcom chleb i kostki masła. Sytuację- kotłującego się tłumu ludzi – kto nie widział trudno sobie to wyobrazić. Doskwierający głód i chęć natychmiastowego pozbycia się go chociaż w części, wyzwalał w ludziach 
w celu zdobycia pożywienia instynkty niemal zwierzęce. Ja wraz z niektórymi kolegami nie braliśmy w tej kotłowaninie udziału, a to z powodu fotografowania tej sytuacji przez Niemców. Po rozdaniu żywności i załadowaniu nas do wagonu po 40 osób w każdy wagon – rozpoczęła się podróż w nieznane. Niektórzy z kolegów mieli większe ilości chleba i masła. Rozpoczęto się dzielić między sobą. Mnie przypadły dwie kromki chleba z masłem. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, iż był to wprost nieziemsko bajeczny posiłek mego życia. Podróż pociągiem była bardzo wolna i tak po dwóch dniach podróży dojechaliśmy do zniszczonego Berlina - koledzy zaczęli śpiewać hymn „Jeszcze Polska nie zginęła” którego to treść podjęto we wszystkich wagonach. Pociąg posuwał się wolno dalej na zachód wioząc nas do nieznanej niewoli. Za udział w wojnie obronnej 1939 r. i heroiczny czyn powstańczy zostałem odznaczony odznaczeniami: Krzyżem Virtuti Militari piątej klasy, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Powstańczym, Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Krzyżem Weteranów Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem za udział w wojnie obronnej 1939 r., Medalem Zwycięstwa i Wolności, Medalem za Warszawę, Złotym Medalem za Zasługi Obronności Kraju, Odznaką Grunwaldzką, Odznaką Akcji Burza, Odznaka Weterana Walk o Niepodległość oraz wiele innych odznaczeń. Tak zakończył się mój udział w Powstaniu.
Dalsze dzieje moje i mojej rodziny stanowią inne rozdziały życia – będące własnością moją i rodziny.




Archiwum prywatne Władysław Kazimierz Wojewódzki,Powstańca Warszawskiego z Iławy


Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kazimierz Rochowicz #1670592 | 81.166.*.* 20 lut 2015 11:59

    Naleze do pokolenia mlodszego od naszego Powstanca Warszawskiego- zacnego i sedziwego teraz obywatela Ilawy Pana Porucznika Wladyslawa Kazimierza Wojewodzkiego. Zadaniem nas mlodszych obywateli zwiazanych z ILAWA jest szczegolne staranie, by poglebiac nasza wiedze o bohaterach, ktorych jeszcze mamy wsrod nas, dbac o Ich Rodziny, wspomagac na wszelki sposob. Po przeczytaniu wspomnien Pana Kazimierza Wojewodzkiego- doszedlem do przekonania, ze spotkanie z zywym swiadectwem, czlowiekiem funkcjonujacym wsrod nas tu w Ilawie to wielkie wydarzenie.. To zywy fragment z "Panteonu Powstania Warszawskiego". Ilawianie badzcie dumni , ze macie u siebie takiego Bohatera.. Zwiedzalem - z ogromnym wzruszeniem - Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie , a bylo to dla mnie ogromne przezycie. Cieszmy sie jak najdluzej Zdrowiem i Pomyslnoscia Naszego Bohatera .Mamy u nas w Ilawie autentycznego Swiadka i aktywnego uczestnika tamtych wydarzen- wrecz to cos wiecej ,niz Muzeum Warszawskie ! Los tak sprawil, ze mialem zaszczyt przebywac podczas internowania w Ilawie z Powstancem warszawskim z Szarych Szeregow- gdzies z okolic Mlawy lub Ciechanowa..Wtedy w stanie wojennym dane mi bylo szkolic sie z zasad konspiracji pod okiem samego powstanca.. Niech Bog Blogoslawi i Patron Sw .Kazimierz naszemu Najgodniejszemu Obywatelowi miasta Ilawy. Z wyrazamy glebokiego szacunku i powazania. Kazimierz Rochowicz

    odpowiedz na ten komentarz

  2. zag #1553650 | 164.127.*.* 18 lis 2014 00:07

    to jest prawdziwy bohater

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. zxc #1547605 | 89.228.*.* 16 lis 2014 21:41

    chwała bohaterom

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5