To była kuźnia iławskich kadr

2014-05-13 11:48:01(ost. akt: 2014-05-13 12:13:01)
Przez ponad 34 lata Mieczysław Bartkowski przechodził przez bramę Iławskich Zakładów Naprawy Samochodów idąc do pracy lub z niej wracając. Swoich kolegów po fachu odwiedzał w czasie pracy także później, będąc już na emeryturze

Przez ponad 34 lata Mieczysław Bartkowski przechodził przez bramę Iławskich Zakładów Naprawy Samochodów idąc do pracy lub z niej wracając. Swoich kolegów po fachu odwiedzał w czasie pracy także później, będąc już na emeryturze

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

– To był wielki zakład i na owe czasy bardzo nowoczesny. Młodzi ludzie, którzy zaczynali pracę w Iławskich Zakładach Naprawy Samochodów, w tym także ja, poznawali zupełnie nowe technologie, z którymi wcześniej nie mieli styczności. Nie przez przypadek na IZNS-y mówiono "Kuźnia kadr" — wspomina Mieczysław Bartkowski, który pracę w zakładach przy ulicy Grunwaldzkiej rozpoczął w 1957 roku. Przepracował tam ponad 34 lata.
Publikujemy kolejną część historii Iławskich Zakładów Naprawy Samochodów, które w tym roku obchodzą 60. rocznicę powstania. W poprzednim odcinku przedstawiliśmy losy koszarowych budynków przy dzisiejszych ulicach Grunwaldzkiej i Kościuszki, w których w 1954 roku IZNS-y rozpoczęły działalność. Pisaliśmy także o pierwszych latach działalności przedsiębiorstwa.
Tym razem historię zakładów przybliżył nam były brygadzista ekipy remontowej w dziale głównego mechanika, Mieczysław Bartkowski.

Żłoby dla koni
a obok nowiutkie maszyny

Mieliśmy jasny cel: znaleźć najstarszego żyjącego pracownika IZNS-ów, jednocześnie takiego, który ma bardzo długi staż pracy w zakładzie. Po rozmowach z aktualnymi pracownikami wyszło na to, że idealnym kandydatem będzie Mieczysław Bartkowski.
"Odnaleźliśmy" pana Mieczysława, który chętnie przyjął zaproszenie i przywędrował do naszej redakcji. Jak się okazało, to chodząca skarbnica wiedzy na temat historii IZNS-ów, do tego fachowiec, który do tej pory pamięta nazwy maszyn, które remontował. Pamięta także doskonale nazwiska współpracowników — pamięci panu Mieczysławowi może pozazdrościć wielu z nas.

— Urodziłem się w Chroślu w powiecie nowomiejskim, jednak już od lat pięćdziesiątych byłem związany z Iławy. To tu, w czerwonej szkole (dzisiejsze gimnazjum nr 1 przy ul. Kościuszki — przyp. red.) chodziłem do trzyletniej średniej szkoły zawodowej. Była to szkoła wieczorowa, uczniowie przyjeżdżali do niej po pracy, ja akurat pomagałem rodzicom prowadzić gospodarstwo w Chroślu. Mój rocznik był ostatnim rocznikiem absolwentów tej szkoły, później zaczęła już działać szkoła nad Jeziorakiem, tzw. Mechanik — zaczyna swą opowieść.

Tuż po szkole Mieczysław Bartkowski trafił do wojska, konkretnie do marynarki wojennej. Po 2,5 roku w armii wrócił z Wybrzeża w rodzinne strony. A że miał już wyuczony zawód mechanika, to znalazł pracę w nowopowstałej Iławskiej Wytwórni Części Samochodowych — to pierwotna nazwa firmy.
— Trafiłem do działu głównego mechanika. Przepracowałem tam ponad 34 lata, które wspominam bardzo dobrze. Choć były też zgrzyty. To był olbrzymi zakład gdzie pracowało mnóstwo ludzi, a każdy człowiek ma inny charakter — słusznie zauważa iławianin, który bardzo dobrze pamięta swoje pierwsze dni w pracy. — Zakład działał dopiero od dwóch lat. Byłe budynki koszarowe dopiero były adaptowane na potrzeby produkcji. W niektórych halach, m.in. w tych od strony rzeki Iławka, były jeszcze żłoby, z których niegdyś jadły konie. Cały teren był jednak zadbany, a budynki były w dobrym stanie — wspomina iławianin.

IZNS-y zaczęły "zbroić się" w maszyny, na których miały być m.in. produkowane samochodowe części. — Początek działania zakładów to czas bardzo ciekawy, dla pracowników zwłaszcza wtedy, gdy przyjeżdżały nowe maszyn. Dla nas, młodych ludzi nie mających wcześniej kontaktu z taką technologią, to była totalna nowość. Większość z nich pochodziła z Poznania, z Zakładów Cegielskiego. Były to m.in. "rewolwerówki": RH i RV. Każda hala była stopniowo zagospodarowywana, zakład zaczynał działać pełną parą — mówi pan Mieczysław, który wśród maszyn pracujących w IZNS-ach wymienia także TGC. — Podejrzewam, że mogą pracować do tej pory — twierdzi Bartkowski.

Do Iławy przyjeżdżały
silniki z całego kraju

Pan Mieczysław w dziale głównego mechanika był brygadzistą ekipy remontowej, oprócz tej brygady była jeszcze ekipa elektryków oraz brygada remontowo-budowlana. Pora na zestaw nazwisk współpracowników emerytowanego mechanika, wiele z nich jest dobrze znanych w Iławie.
— W pierwszych latach mojej pracy kierownikiem działu głównego mechanika był inżynier Wojciechowski. Później naszym bezpośrednim szefem był Andrzej Bogdański, z którym pracowałem do końca mojej zawodowej przygody. Jego zastępcą był energetyk Feliks Sikorski. Zadaniem mojej ekipy była naprawa i nadzór nad całym parkiem maszynowym, wykonywaliśmy bieżące remonty. Brygadzistą ekipy remontowo-budowlanej był natomiast Stefan Jackiewicz, szefem działu energetycznego był Alojzy Staszyński, bardzo dobrym fachowcem w dziedzinie elektryki był także Jan Markuszewski. W mojej brygadzie pracował m.in. Hubert Szczepański i Franek Chyliński, mistrzem był Adam Piech — wymienia Bartkowski.

Początkowo iławski zakład zajmował się tylko produkcją części samochodowych. W kolejnych latach rozszerzono zakres działalności. Iławska Wytwórnia Części Samochodowych zmieniła się w Iławskie Zakłady Naprawy Samochodów. Przy ul. Grunwaldzkiej przeprowadzano generalny remont silników STAR, potem zaczęto także zajmować się silnikami LEYLAND wykorzystywanymi w kombajnach oraz autokarach.

Uruchomiono również produkcję tablic rejestracyjnych na maszynach sprowadzonych z NRD. — Iława była bardzo silna, o zakładach mówiono w całym kraju, z całego też kraju przyjeżdżały do nas silniki do remontu. W Polsce zaczęły jednak powstawać kolejne zakłady, bo te iławskie nie dawały już rady wykonać wszystkich prac. Następnie te nowe przedsiębiorstwa zaczęły konkurować z IZNS-ami — mówi bohater naszego artykułu.

To był bardzo zgrany kolektyw
Pan Mieczysław do Iławy wprowadził się w 1970 roku, a więc już po trzynastu latach pracy w IZNS-ach. — Pamiętam, że gdy urządzałem swoje mieszkanie na Starym Mieście to pod moim oknem szedł pochód 1-majowy — wspomina Bartkowski.

Zakład pracował już na dwie zmiany, jednak gdy zachodziła potrzeba, to pracowano także nocą. W szczytowym momencie pracowało tu sporo ponad tysiąc osób. Zarobki były różne, a zależały przede wszystkim od tego, kto był dyrektorem. Jeden wolał wykazywać się przed "górą" i wysyłał jak najwięcej pieniędzy uzyskanych z pracy zakładu do Zjednoczenia Zaplecza Technicznego Motoryzacji — jednostki nadrzędnej dla tego typu zakładów w całym kraju. Taki dyrektor mógł liczyć na premię, ale tylko dla siebie. Inny typ dyrektora wolał pieniądze zostawić u siebie w przedsiębiorstwie i ewentualnie pośrednio rozdysponować je — przez fundusz socjalny — między pracowników. Do tych drugich należał m.in. kierownik finansowy Lewandowski.

— W IZNS-ach pracowało mi się bardzo dobrze. W czasie tych moich 34 lat pracy przez zakład przewinęło się mnóstwo ludzi. Oczywiście dochodziło do zgrzytów, ciężko żeby tak się nie działo przy tak olbrzymiej liczbie pracowników wywodzących się przecież z różnych środowisk. Był to jednak fajny kolektyw, szczególnie w dziale głównego mechanika — ocenia pan Mieczysław.

Praca pracą, jednak IZNS-y to także życie poza zakładem. Organizowano wycieczki (oddziałowe jak i te przewidziane dla całych IZNS-ów), w których brali udział pracownicy oraz ich dzieci. Życie kulturalno-sportowe także miało się bardzo dobrze: w zakładzie działał zespół ludowy Iławianie, który koncertował nie tylko w kraju. Co jakiś czas organizowano także zawody sportowe, między innymi turnieje piłkarskie. Areną był stadion przy ul. Sienkiewicza oraz boisko przy ul. Jagiełły. Cała kadra to była zgrana ekipa, która chciała spędzać z sobą czas także po pracy.

O tym, jak dużym zakładem były IZNS-y niech świadczy fakt, że na jego potrzeby wybudowano trzy bloki mieszkalne dla pracowników: dwa przy ul. Grunwaldzkiej (nr 3 i 5) oraz przy ul. Jagiellończyka. — Powstał także specjalny fundusz, dzięki któremu nasi pracownicy mogli zacząć budować sobie domy jednorodzinne. Szczególnie dużo pracowników mieszkało przy ul. Brodnickiej na Gajerku. Zakład naprawdę nas wspierał finansowo i nie tylko — wspomina emerytowany mechanik.

Zawodowa przygoda pana Mieczysława zakończyła się w 1991 roku, po 34 latach pracy. Żal było odchodzić na emeryturę? — Oczywiście, że tak. Byłem jeszcze w miarę młodym człowiekiem, miałem dopiero 56 lat, mogłem spokojnie popracować do 60-tki. Teraz jednak cieszę się już z życia emeryta — kończy Mieczysław Bartkowski
••• Niedługo kolejna część historii IZNS-ów.

zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Swój #1394851 | 89.228.*.* 13 maj 2014 13:53

    W IZNS 30 lat nazad prawało 1000 ludzi i jeden dyrektor, zaś samochodów w Polsce było 10 razy mniej niż obecnie. Obecnie pracuje 10 razy mniej ludzi, a dziesięciu dyrektorów i jeszcze ludzie nie mają co robić. Czy znajdzie się ktoś, który wyjasni mi to zjawisko.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5